logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Jacek Salij OP
Bóg Go wskrzesił z martwych
Miesięcznik W drodze
 


Wiara katolicka z całą dosłownością wyznaje jedno i drugie: że Syn Boży jest prawdziwym Bogiem, równym przedwiecznemu Ojcu, oraz że On „dla nas ludzi i dla naszego zbawienia przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem”.
 
Nowy Testament nie pozostawia wątpliwości co do tego, że Syn Boży, stając się człowiekiem, był do nas podobny we wszystkim za wyjątkiem grzechu. Toteż dla nas, wierzących w Niego, jest czymś oczywistym, że On przez dziewięć miesięcy dojrzewał w łonie matki do urodzenia, urodził się i potrzebował rodzicielskiej opieki, przeszedł kolejne etapy dzieciństwa i młodości, pracował i odpoczywał, odczuwał głód i zmęczenie, doświadczał radości i smutków, wreszcie przeszedł przez niedające się opowiedzieć cierpienia, na końcu zaś – rzecz jasna, tylko jako człowiek – umarł przybity do krzyża.
 
Wiele Jego czynów przekraczało możliwości zwyczajnych ludzi, a przecież Jezus dokonywał ich jako człowiek. On głosił swoją naukę „jak ten, który ma władzę, a nie jak ich uczeni w Piśmie” (Mt 7,29) – i sam wyjaśnił, że ma to od swojego Ojca: „Moja nauka nie jest moją, lecz Tego, który Mnie posłał” (J 7,16).
 
„Kim On jest, że nawet wichrom i wodzie rozkazuje, a są Mu posłuszne” (Łk 8,25) – pytają zdumieni uczniowie, kiedy Jezus uciszył burzę na morzu. Ewangeliści odnotowali też trzy dokonane przez Niego wskrzeszenia. Znamienne, że nikomu z uczestników tamtych wydarzeń nawet przez myśl nie przeszło, żeby Go o to prosić – wskrzeszenie umarłego wydawało się przecież niemożliwe. Jednak modlitwa, którą Jezus zanosi przy grobie Łazarza (J 11,41–42), jednoznacznie wskazuje, że Jezus wskrzesił go – podobnie jak młodzieńca z Nain oraz córkę Jaira – jako człowiek, a uczynił to mocą otrzymaną od swojego Ojca. Również od swojego Ojca „Syn Człowieczy miał na ziemi władzę odpuszczania grzechów” (Mt 9,6). Jezus tego wszystkiego dokonywał jako człowiek – owszem, człowiek będący zarazem Synem Bożym, nierozerwalnie złączony ze swoim Ojcem, jednak czynił to jako człowiek.
 
Różne podane przez Ewangelistów szczegóły każą nam widzieć Jezusa jako prawdziwego człowieka. I tak czytamy o Nim, że dziwił się wierze setnika (Mt 8,10) albo niedowiarstwu mieszkańców Nazaretu (Mk 6,6). Zarazem jednak dowiadujemy się, że Jezus miał coś, co zwyczajnym ludziom jest niedostępne: wiedział na przykład, o czym myślą Jego uczniowie (Łk 9,47), znał również myśli ludzi sobie nieżyczliwych (Mt 9,4; 12,25; Łk 6,8). „Wy jesteście z niskości, a Ja jestem z wysoka. Wy jesteście z tego świata, Ja nie jestem z tego świata” (J 8,23) – powiedział kiedyś sam o sobie.
 
Prawdę Jego człowieczeństwa podkreśla również to, że się modlił. Zdarzało się, że na modlitwie spędzał całą noc (Łk 6,12), lubił wstawać na modlitwę przed wschodem słońca (Mk 1,35), był pogrążony w modlitwie, kiedy przyjmował chrzest w Jordanie (Łk 3,21), a nawet na Górę Przemienienia wyszedł po to, „aby się modlić” (Łk 9,28–29).
 
Czyżby nawet Syn Boży, który jest Bogiem prawdziwym, równym przedwiecznemu Ojcu, potrzebował modlitwy? Trzeba by zwątpić w Jego boskość, żeby tak myśleć. Jednak Syn Boży dla naszego zbawienia stał się prawdziwym człowiekiem, jednym z nas, a żaden człowiek – nawet ten Człowiek – bez modlitwy nie spełniłby do końca swojego człowieczeństwa. Modlitwa – całoosobowe oddawanie siebie i wszystkiego, co nasze, samemu Bogu – stanowi najwyższy przejaw bycia człowiekiem. A Jezus był przecież Człowiekiem naprawdę.
 
To dla nas On się uniżył!
 
To, że ja i ty jesteśmy ludźmi, jest wielkim i niedającym się do końca pojąć darem Bożym. Przecież moglibyśmy w ogóle nigdy nie zaistnieć. Bóg nie tylko powołał nas do istnienia i do życia, ale stworzył nas na swoje podobieństwo. Obdarzył nas zdolnością poznawania prawdy oraz czynienia dobra. Całkiem bezinteresownie – bo przecież nic dzięki temu nie zyskuje – chciałby mieć w nas swoich przyjaciół. Stworzył nas osobami, a więc bytami potrafiącymi kochać i wezwanymi do wolności. Jednym słowem, Bóg zupełnie niezwykle nas wywyższył już przez samo to, że stworzył nas ludźmi.
 
Natomiast to, że Syn Boży przyjął nasze człowieczeństwo i stał się jednym z nas, jest wynikiem tego, że z miłości do nas aż tak się uniżył. On, przez którego cały wszechświat został stworzony (J 1,3; Hbr 1,2), dla nas stał się jednym ze stworzeń! „On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi” (Flp 2,6–7) i sam o sobie mówił, że „Ojciec większy jest ode Mnie” (J 14,28).
 
W Nowym Testamencie wielokrotnie jest mowa o Jezusie jako o kimś równym przedwiecznemu Ojcu, ale też często wspomina się o Nim jako o kimś niższym od Ojca. Jedne i drugie teksty przekazują doniosłą prawdę. Pierwsze podkreślają Jego boskość, drugie – Jego człowieczeństwo. Gdyby nie była nam objawiona Jego boskość, nie mogłaby być nam ogłoszona nowina, że Ojciec przedwieczny chce nam dać udział w synostwie swojego Jednorodzonego (J 1,12–13) i sprawić, żebyśmy byli uczestnikami Jego boskiej natury (2 P 1,4). Natomiast gdyby Syn Boży nie podjął się zostania zarazem Synem Człowieczym, nigdy nie doszłoby do tego, że naszego pojednania z Bogiem dokonał Jeden z nas.
 
1 2  następna
Zobacz także
S. Tatiana Ugaynova
Czytając lokalną gazetę, zobaczyłam ogłoszenie, że członkowie Kościoła rzymsko-katolickiego zapraszają na Mszę św. do pałacu kultury. Zdecydowałam się pójść. Udało mi się namówić jeszcze jedną moją siostrę i jedną kobietę z naszej wioski. Ubrałyśmy się tak jak do teatru i udałyśmy się do pałacu kultury. Weszłyśmy do sali, patrzymy, nie ma ludzi. Ucieszyłyśmy się, że będziemy mogły wybrać lepsze miejsca, żeby lepiej widzieć i słyszeć tę sztukę. Rozejrzałam się po sali, było tam może dziesięć, może kilkanaście osób, prawie same babcie. Zapytałam: "gdzie są ci katolicy?"...
 
ks. prof. Edward Staniek
Wykładnikiem religijności człowieka jest głębia jego modlitwy oraz zdolność do składnia Bogu ofiary. O tym przypomina Kościół na początku Wielkiego Postu. Ewangelia prowadzi nas na górę Tabor, byśmy mogli przeżyć tajemnicę przemienienia. Dokonało się ono, jak to wyraźnie zaznacza św. Łukasz, w modlitwie. Nic tak nie przemienia człowieka jak modlitwa, czyli bezpośrednie podłączenie serca do Boga. 
 
o. Jerzy Zieliński OCD
W Bogu nie ma stagnacji. Ani życie doczesne, ani tym bardziej czyściec i niebo nie są doświadczaniem jakiegoś zawieszenia i bezruchu. Jezus mówi o swym Ojcu, że jest tym, który działa (J 5, 17). Całe dzieło miłosierdzia, obejmujące również stan czyśćca, ukierunkowane jest na rozwój. Ma na celu taką dojrzałość człowieka, która umożliwi mu wejście w pełnię relacji z Bogiem.
 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS