logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Jacek Salij OP
Czy Pan Bóg potrzebuje zwolenników?
Idziemy
 


Niektórzy z satysfakcją, inni z niepokojem zwracają uwagę, że wpływ Kościoła na społeczeństwo się zmniejsza. I co z tego wynika? Chrześcijaństwo zaczęło się od dwunastu ludzi, których Pan Jezus sobie wybrał i nazwał apostołami. Patrząc tylko po ludzku, oni się zupełnie na głosicieli Ewangelii i założycieli Kościoła nie nadawali. W większości byli to prości i ubodzy rybacy galilejscy. W momencie największej próby, w panice porzucili swojego Mistrza i ulegli rozproszeniu. Tych dwunastu ludzi nie miało w sobie nic, co upoważniałoby do nadziei, że potrafią Ewangelię Chrystusa utrwalić i rozgłaszać na cały świat.

Cud istnienia Kościoła

Warto czasem pomyśleć o tym, jak bardzo samo istnienie Kościoła jest cudem. Biorąc z ziemskiej perspektywy, budowanie Kościoła już na samym początku powinno by się skończyć niepowodzeniem. Również w dziejach późniejszych można pokazywać tysiąc powodów, dla których Kościół dawno już powinien przestać istnieć. W ciągu tych dwóch tysięcy lat istnienia Kościoła nie było chyba ani jednego pokolenia, w którym jacyś ludzie nie zapowiadaliby rychłego końca Kościoła i nie byliby głęboko przekonani, że właśnie teraz, za ich dni, wreszcie ten kres nadchodzi. Tymczasem kończą się kolejne ideologie, które ogłaszały przedwcześnie swoje zwycięstwo, a Kościół z Bożą pomocą – mimo że z ludzkiego punktu widzenia już dawno powinien by przestać istnieć – ma się całkiem nieźle.

Ale wróćmy do dwunastu apostołów. W Wielki Piątek poznali oni swoją ludzką słabość naprawdę aż do końca. Wtedy wielka przygoda długiego przebywania z Panem Jezusem, a nawet przyjaźnienia się z Nim, wydawała się czymś, co było, minęło i już się nie wróci. „A myśmy się spodziewali, że On miał odkupić Izraela” – te słowa uczniów z Emaus streszczają rozczarowanie Jezusem, jakie w tamtym momencie ogarnęło wszystkich apostołów. Już nie trzeba ich było przekonywać, że sami z siebie są tylko zwyczajnymi, słabymi ludźmi.

To dotkliwe poznanie własnej słabości, jakiej apostołowie doświadczyli w Wielki Piątek, przygotowało ich do przyjmowania mocy Bożej, która będzie ich uzdalniała do głoszenia Ewangelii i budowania Kościoła. Spotkania ze zmartwychwstałym Chrystusem dały im radosną pewność, że przez Jego mękę i krzyż świat został odkupiony, a w dzień Zielonych Świąt Duch Święty napełnił ich odwagą do głoszenia Ewangelii nawet wśród prześladowań. Apostołowie odtąd już dobrze wiedzieli, że z Boga, a nie z nich, jest ta moc, która sprawia wiarę w sercach ludzkich, a wierzących w Chrystusa przemienia w jeden Kościół. Powtarzam: warto czasem pomyśleć o tym, jak bardzo samo istnienie Kościoła jest cudem.

Pierwsza wyprawa misyjna

Na pierwszą wyprawę misyjną Pan Jezus wysłał swoich uczniów w momencie, kiedy oni jeszcze ani o swojej słabości, ani o mocy Bożej tego co najważniejsze nie wiedzieli. O jednym i drugim na razie powiedział im Pan Jezus w obrazach zewnętrznych, które mogły niepokoić, ale o tym, że będą głosić Dobrą Nowinę, Pan Jezus powiedział w bardzo prostych słowach: „Nie bierzcie na drogę nic prócz laski: ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie” (Mk 6,8).

Natomiast to, że swoim głoszeniem niczego nie osiągną, jeżeli moc Boża nie poruszy ludzkich serc do uwierzenia Ewangelii, podkreślił Pan Jezus w ten sposób, że dał swoim uczniom na czas tej wyprawy władzę nad duchami nieczystymi oraz wyposażył ich w dar uzdrawiania chorych. Po zmartwychwstaniu Zbawiciela uczniowie mieli otrzymać moc niewyobrażalnie większą – władzę odpuszczania grzechów oraz powołanie do sprawowania Eucharystii.

Zapytajmy jeszcze, jaki był cel tej wyprawy misyjnej, na którą Pan Jezus wysłał swoich uczniów. Na pewno nie wysłał ich po to, żeby zyskiwali Mu zwolenników. Pan Bóg nie potrzebuje zwolenników, nie potrzebuje ludzkiego poparcia. Tylko w stosunkach między ludźmi jest tak, że kiedy przywódca partii traci zwolenników, przestaje być przywódcą, a kiedy rząd traci poparcie w parlamencie, musi podać się do dymisji. W naszych relacjach z Panem Bogiem jest zupełnie inaczej. Nawet gdybyśmy wszyscy od Niego odeszli, Bóg na tym nic nie straci. Nadal będzie Bogiem, kimś nieskończenie doskonałym i nieskończenie szczęśliwym. Natomiast każdy poszczególny człowiek, gubiąc Boga, traci życie wieczne.

W Ewangelii św. Jana przedstawione jest wydarzenie, kiedy Pan Jezus dał jednoznaczne świadectwo, że On w ogóle nie zamierza szukać dla siebie zwolenników. Mianowicie po wygłoszeniu mowy eucharystycznej, w której Jezus zapowiedział, że zamierza nas karmić swoim własnym Ciałem, wielu uczniów się do Niego zraziło i od Niego odeszło. On wtedy nie próbował ich przy sobie zatrzymywać, ale jeszcze zwrócił się do tych, którzy przy Nim pozostali: „A może i wy chcecie odejść?” (J 6,67). Jemu nasze ludzkie poparcie nie jest potrzebne. On przyszedł do nas nie po to, żeby mieć w nas swoich zwolenników, ale po to, żeby obdarzyć nas prawdą, ostatecznie zaś – żeby nas obdarzyć samym sobą.

 
1 2  następna
Zobacz także
Jacek Poznański SJ

Niekiedy uważano, że nauka o Trójcy Świętej jest tak wzniosła, iż nie ma nic wspólnego z życiem konkretnego człowieka i społeczeństwa. Choć to przecież fundament i wyróżnik chrześcijaństwa, to jednak długo trudno było przełożyć tę naukę na praktyczne konsekwencje. Szukając odpowiedzi na pytanie, co w życiu powinien zmieniać fakt, że Bóg jest Trójjedyny, trzeba wyjść od doświadczenia. Odnaleźć Trójcę Świętą w sobie.

 
Maksymilian Nawara OSB
Człowieka wierzącego nie trzeba przekonywać o konieczności modlitwy. Nie tylko dlatego, że słyszał już o tym setki razy, ale także dlatego, że – bardziej lub mniej – czuje, że modlitwa jest podstawową potrzebą ludzkiego serca. Można na tę potrzebę reagować okazjonalnie: kiedy „źle się dzieje" lub „gdy jest nam dobrze". Można też podjąć decyzję: „chcę się modlić niezależnie od wszystkiego". Często jednak pojawia się problem – „chcę, ale nie za bardzo wiem jak". Modlitwa kojarzy się nam z czymś żmudnym, trudnym, a nawet nudnym.
 
Grzegorz Kucharczyk
Rządy komunistycznej ideologii nad Chinami i jej stosunek do Kościoła katolickiego nie odbiegał w niczym od wzorców znanych już nam z innych krajów „demokracji ludowej”. Podobnie jak komuniści w europejskich krajach, również chińscy „towarzysze” w celu zniszczenia Kościoła, oprócz jawnych represji, sięgnęli do prób rozbicia go od wewnątrz. Instrumentem byli np. tzw. księża-patrioci...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS