logo
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

 Czy ratować moją wiarę?
Autor: Kamila (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2018-07-04 21:38

Czuję bezsens ludzkiej egzystencji, a nie potrafię już chyba wierzyć, że istnieje ktoś taki jak Bóg...

Wychowałam się w bardzo religijnej rodzinie. Moja mama jest fanatyczką religijną, także całe życie tylko słyszałam ile muszę się modlić. "Chcesz mieć dobre oceny - módl się, pokłóciłaś się z koleżanką - módl się to się pogodzicie, coś cokolwiek Ci nie wyszło - módl się..." Dodatkowo wszędzie widziała znaki okultystyczne, ciągle czytała książki na ten temat i wszystkie moje rzeczy sprawdzała, czy czasem nie mam nigdzie żadnych znaków. Sama przez całe dzieciństwo byłam wszystkim zestresowana i zanim cokolwiek kupiłam musiałam dokładnie sprawdzić, czy nie ma żadnych znaków okultystycznych, bo o opętaniach też mi bardzo dużo opowiadała i gdy już miałam 11 lat nie spałam ze strachu po nocach. Z jakimkolwiek problem nie przyszłam, to jej odpowiedź brzmiała "módl się, ja też się będę za Ciebie modlić", zazwyczaj te modlitwy nie przynosiły żadnych efektów, a ja tylko czułam po prostu przymus modlenia się, bo jako dziecko nie potrafiłam sobie radzić z wieloma problemami, a lekarstwem na wszystko według mojej mamy był Bóg i modlitwa.
Cały dom mieliśmy obłożony obrazkami świętych, wszędzie same ołtarzyki, moja mama mówiła 4 różańce dziennie i z 50 innych modlitw, dzwoniła do katechetek żeby tłumaczyły dzieciom, że teoria Darwina jest nieprawdziwa i mi ciągle też to powtarzała, żebym nigdy nie uwierzyła w to, że człowiek pochodzi od małpy. W ogóle należała do kilku wspólnot i na tym toczyło się jej życie.

Teraz jestem dorosła, wątpliwości co do istnienie Boga, miałam już od dziecka, bo nawet nie wiedziałam kim jest Bóg, ale znałam wszystkie modlitwy. Chociaż miałam kilka takich epizodów w życiu, kiedy naprawdę wierzyłam w Boga. Poszłam na studia i przestałam się ograniczać, że jak obejrzę jakiś film, to mnie diabeł opęta. Studiuję kierunek związany z fizyką, interesuję się odkryciami naukowymi, filozofią i po prostu myśląc logicznie doszłam do wniosku, że nie ma Boga, a moja mama co jest smutne, jest po prostu ograniczona. Chociaż mimo to i tak ją bardzo kocham, bo wiem że ona też nie miała łatwo w życiu, dzięki religii jakoś jej życie się odmieniło.

W Biblii jest wiele nieścisłości, Kościół ciągle to interpretuje, tak żeby to dostosować do dzisiejszych czasów, wydaje mi się, że nawet jakby nauka znalazła dowód na to, że Bóg nie istnieje - to Kościół i tak by w to nie uwierzył. Ludzie potrzebują religii, potrzebują Boga, a inna religia już nie powstanie. Każda cywilizacja opiera się na religii. Wydaje mi się, że ludzie po prostu nie mogą się pogodzić z tym, że ludzka egzystencja jest bezsensowna, że cierpienie nie ma głębszego sensu, więc szukają sensu w religiach.
Ponadto czytając Pismo Święte mam wrażenie, że Bóg nie jest wcale taki dobry, zwłaszcza w ST. Raz jest dobry dla ludzi, za chwilę zsyła na nich jakieś nieszczęścia, zakłada się z diabłem, za chwilę znowu jest dobry, Poza tym Bóg podobno zna ludzi, więc dlaczego zsyła niektórych na wieczne potępienie za jakieś ich marne życie na ziemi, za to że w niego nie uwierzyli, czy nie żyli według Jego przykazań?. Wszystko jest tłumaczone grzechem pierworodnym, ale czym był ten grzech pierworodny, skoro w Biblii nic nie można traktować dosłownie?

W dodatku patrząc na odkrycia choćby na to, że wszechświat jest nieskończenie wielki (przynajmniej z naszej perspektywy) to dlaczego Bóg umieścił tę planetę w takim miejscu, że nawet jej daleko do centrum naszej galaktyki, a we wszechświecie znaczy mniej niż pyłek kurzu? Nasze słońce jest jedną z miliarda gwiazd w naszej galaktyce, a galaktyk jest miliardy. Zakładając, że prawdopodobieństwo powstania takiego życia jak nasze wynosi nawet 1/do nieskonczoności to i tak wydaje mi się bardziej prawdopodobne (w nieskonczonym wszechswiecie),że powstało z przypadku niż to że Bóg stworzył Ziemie i umiłował tak na niej człowieka. Ziemię, która jest pyłkiem w tym wszechświecie...

Rozmawiałam nawet z księżmi o moich wątpliwościach, ale zazwyczaj w pewnym momencie odpowiadają, że trzeba ufać, ale jak? Skoro mój umysł mi nie pozwala.
Znam wielu ludzi, którzy po prostu nie wierzą i nie robi to na nich wrażenia. Ja nie potrafię tak po prostu przestać wierzyć, całe moje życie było związane z religią, czuję strach przed tym, że jak się jednak okaże, że Bóg jest, to po śmierci będę w piekle, poza tym dopada mnie taka pustka, bezsens życia jak myślę, że to całe życie jest naprawdę bezsensowne, nic nie znaczące, że śmierć to koniec wszystkiego. Sama wolałabym chyba zrobić sobie jakiś ołtarzyk i siedzieć przed nim przez całe dnie i w ślepo wierzyć i się modlić, niż zostać tak sama, z poczuciem samotności, bezsensu i pustki...
Może ktoś wie, gdzie mogę znaleźć jakąś pomoc? Nie wiem, czy próbować ratować moją wiarę, czy po prostu dać sobie spokój z tym?

 Re: Czy ratować moją wiarę?
Autor: Kalina (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2018-07-05 03:06

"...poza tym dopada mnie taka pustka, bezsens życia jak myślę, że to całe życie jest naprawdę bezsensowne, nic nie znaczące, że śmierć to koniec wszystkiego"

Kamila, to jest odpowiedź na Twoje tytułowe pytanie.
Zacznij od budowania Twojej i tylko Twojej relacji z Panem Bogiem. Nie patrz na Boga przez pryzmat swojego o Nim wyobrażenia, bo nie jesteśmy w stanie pojąć w pełni Jego Istoty ani Jego zamysłu działania. Wiara jest łaską ale aby tej łaski doświadczyć potrzebna jest Twoja zgoda.
Nie odcinaj się od tego co próbowała wpoić Ci mama. Czułaś się przytłoczona, może mama robiła to nieudolnie ale kierowała nią miłość do Boga i do Ciebie. Swoje doświadczenie wiary, dobro płynące z wiary próbowała Ci przekazać tak jak potrafiła. Sama zauważasz, że dzięki religii życie mamy się odmieniło. Niech to będzie maleńkie ziarenko, które trochę wyschło, ale może rozrosnąć się w drzewo.
Jak Ty masz budować swoją wiarę?
Wiara to łaska, ale by tej łaski doświadczyć potrzebna jest Twoja zgoda. Chwyć się jednego słowa-miłość. Znajdź miejsce spotkania z Bogiem, z przekonaniem, że chcesz się z Nim spotkać, zaprzyjaźnić.
"Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie." Mt6,6
Możesz wejść do kościoła, spotkać się Jezusem w Najświętszym Sakramencie. Cokolwiek byś nie myślała, to Bóg tam jest. Możesz spotkać się we własnym pokoju ze Słowem Bożym. Żeby nie wzbudzać w sobie niepokoju zacznij od modlitwy Nowym Testamentem. Wraz ze wzrastającą miłością i wiarą spostrzeżesz, że w Biblii nie ma żadnych nieścisłości, że oba testamenty są spójne. Rozważ J14, może pojmiesz Istotę Trójcy Świętej- Jedynego Boga Starego i Nowego Testamentu.
Pytania jakie sobie zadajesz trapią niekiedy i osoby ugruntowane w wierze. Nie wszystko da się włożyć w ramy teorii. Umysł Ci nie pozwala zaufać bo jeszcze nie otworzyłaś drzwi na Boże pukanie do serca. Jeżeli chcesz te drzwi otworzyć to znajdź słowa Twojej własnej modlitwy o dar ufności, zrozumienia, przyjęcia Bożej Woli. Rację miała Twoja mama odnośnie mocy modlitwy ale to nie muszą być gotowe formułki, to może być tylko skierowana do Boga myśl.

Żeby wyzwolić się od fałszywego obrazu złego Boga czytaj dobre komentarze np.

https://www.google.pl/search?q=mateusz+z%C5%82y+B%C3%B3g+Starego+Testamentu&ie=&oe=

http://www.poradnik.diecezja.tarnow.pl/knowledgebase.php?article=18

Myślę, że dostaniesz jeszcze wiele wskazówek jak przechodzić drogę nawracania, która gdzieś ma swój początek ale jej kres jest w godzinie śmierci, ale będą to nasze drogi. Możesz z nich czerpać ale pozwól by Pan Bóg prowadził Cię po swojemu, tak jak mówi psalmista w Psalmie 139.

Kamila, pytasz gdzie znaleźć pomoc. Proponowałabym towarzyszenie kierownika duchowego.

 Re: Czy ratować moją wiarę?
Autor: jk (---.cust.netmar.net.pl)
Data:   2018-07-05 09:19

Wejdź na tą stronę i odsłuchaj: (klik). A niżej podaje Ci tekst do przemyślenia.

"Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona." Łk 10, 41-42

Mówi się, że praca jest ważna, że bez pracy nie ma kołaczy. Dlaczego zatem Jezus niejako karci Martę gdy ta pracuje, służy? Nie dziwimy się jej postawie, bo przecież w progach jej i jej siostry domu zasiadł wyjątkowy gość. Gdy nas ktoś odwiedza także chcemy, by czuł się dobrze, chcemy jak najlepiej go ugościć. Czy to źle? Na pewno nie! Jezus chce tylko zwrócić uwagę na fakt, że na wszystko w życiu jest czas i miejsce. Istotna jest praca, odpoczynek, ale też modlitwa. Dobrze tłumaczy to dewiza benedyktyńska: "ORA ET LABORA" - "MÓDL SIĘ I PRACUJ." Zatem jak praca to praca, ale jak modlitwa, rozmowa z Przyjacielem, to już tylko to... Masz pracę? Dziękuj za nią Bogu i ceń ją, ale nie zapomnij o wyciszeniu, bo może się okazać, że On czekał na Ciebie, był blisko a Ty tak pracowałeś na rzecz rodziny, bliskich i ku chwale Boga, że się z Nim rozminąłeś. Bądź mądry!

Podsumowując myślę, że zarówno Ty i Twoja mama nieco się pogubiłyście w wierze. Nie osądzaj też Twojej mamy, bo dla niej to co robi, robiła może mieć głębszy sens, możliwe że trudno jest jej jednak przekazać Tobie żywą wiarę. Zresztą wiara tez jest łaską i Ty właśnie teraz masz szanse z niej skorzystać.
Spójrz na krzyż, a jeszcze lepiej idź do kościoła przynajmniej na godzinę adoracji przed Najświętszym Sakramentem, w którym my chrześcijanie wierzymy, że jest obecny Pan Jezus. Ten który umarł za ciebie na krzyżu, aby twoje życie, twoje studia i wszystkie teorie naukowe miały sens.

https://www.youtube.com/watch?v=Zq9UgO34-I4

 Re: Czy ratować moją wiarę?
Autor: Krystian (---.proflink.pl)
Data:   2018-07-05 09:34

Wiarę ZAWSZE warto ratować. Nie umiem Ci chyba pomóc (równiez dlatego, ze jestem skrupulantem) ale mam nadzieję, że znajdzie się ktoś kto ci pomoże. Pozdrawiam.

 Re: Czy ratować moją wiarę?
Autor: nkt (---.centertel.pl)
Data:   2018-07-05 12:14

Witaj,
Tego typu stanu dopadają każdego. Każdy przechodzi przez taką ciszę, pustkę, brak poczucia Boga - prędzej czy później. Takie de facto jest całe dojrzałe życie chrześcijańskie. Od śmierci do zmartwychwstania albo inaczej od paschy do paschy.
Tak wyrabia się wytrwałość i bezinteresowna miłość, jestem przy Bogu nawet jeśli nic w zamian za to nie mam, nie czuję Go, nie "widzę", nie "wierzę", itp itd.
Pomimo tego kontynuuję moje życie, modlitwy (które wydają się nie dolatywać do Boga), obowiązki dnia codziennego, walkę z grzechem i starym człowiekiem, trwając przy obranej decyzji bycia z Bogiem, na dobre i na złe, niezależnie od tego czy Bóg mnie wysłuchuje czy nie.
Oczywiście pomocna jest wspólnota, w pojedynkę to nawet nie ma co próbować w dzisiejszym świecie (chyba że ktoś ma powołanie specjalne, ale taki ma na tyle rozeznania i mądrości, że nie pisze na forum i ma swojego przewodnika, którego pyta).
Życie chrześcijańskie nie zawsze = życie szczęśliwe. Życie chrześcijańskie to doskonalenie się w miłości do Boga i bliźnich. Nie do nas należy wiedzieć za każdym razem co się z nami dzieje, jak sobie mamy pomóc, trudności i ciemności pomagają wyrabiać zaufanie do Boga bardziej niż ufanie własnemu rozumowi. Bóg jest Panem naszej historii, nie my.
To Bóg prowadzi nas i naszą wiarę do dojrzałości, przez posuchę, ciszę, brak poczucia Boga, ale także przez radości, różne inne łaski itp.
Ratować wiarę trzeba zawsze, niezależnie od tego czy coś się czuje czy nie czuje nic.
Teorii na ten temat można pisać wiele, czas na praktykę. Wejdź w śmierć a znajdziesz tam życie.

 Re: Czy ratować moją wiarę?
Autor: danusia (178.219.104.---)
Data:   2018-07-05 18:51

Kamilo piszesz:
"Czuję bezsens ludzkiej egzystencji, a nie potrafię już chyba wierzyć, że istnieje ktoś taki jak Bóg..."

Rozumiem, że ludzka egzystencja bez Boga, doprowadziła Cię do bezsensu.

To już wiele, że doszłaś do takiego punktu. A teraz uciesz się faktem, że mamy Ojca w niebie ale On jest blisko nas, bo całą naszą egzystencję, przenika i prowadzi. A wiesz jeszcze że Cię kocha? Ja tam jestem szczęśliwa , bo wiem że mnie wielki Bóg kocha i po śmierci mam nadzieję znaleźć się w Jego Światłości, która ciemność rozjaśnia i pokonuje. Pytasz gdzie szukać pomocy? Myślę że tak jak to robiła Twoja mama.

Powiem Ci że w swoim życiu miałam wiele dramatycznych sytuacji i w zasadzie drugi człowiek musiałby być wyjątkowy by zaspokoić głębię naszego bólu itp. Osobiście, kryłam się w Bogu.
W sposób widzialny mamy Kościół Święty czyli sakramenty i modlitwę gdzie Bóg wychodzi naprzeciw Twoim potrzebom, często przez przypadkowych ludzi, tylko trzeba to przyjąć z pokorą i chęcią wzrastania w Jego tajemnicy miłości, do każdego człowieka. Jako ludzie jesteśmy słabi, szukamy, odkrywamy ale dobrze jest robić to w łączności z Jezusem. Wierzę że Duch Święty, ożywi Twoje serce do przyjęcia miłości i wdzięczności za dar Twojego życia. Szczęść Boże Kamilo.

 Re: Czy ratować moją wiarę?
Autor: Ziuta (---.dsl.bell.ca)
Data:   2018-07-05 19:00

Odejście, opuszczenie - o. Augustyn Pelanowski:

https://www.youtube.com/watch?v=z8-YTgH2iWo

 Re: Czy ratować moją wiarę?
Autor: Marek Piotrowski (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2018-07-05 21:55

Kamilu,
jakiej pomocy moglibysmy Ci udzielić?

Ja osobiście nie jestem dobry w pocieszaniu - ale chętnie porozmawiam np. o tematach związanych z Wszechświatem i Bogiem, z tym "tłumaczeniem Kościoła" pod wpływem odkryć itd (mało kto wie, że dosłowny odczyt np. Księgi Rodzaju był negowany przez teologów już w okresie patrystycznym. Próbka: Tekst z III wieku, Orygenes w "O zasadach" pisał:
=======================cytat
"Któż, pytam, kto myśli rozsądnie, uzna za stosowne stwierdzenie, iż „dzień pierwszy, drugi i trzeci” z wieczorami i rankami, o których wspomina Pismo, były bez słońca, bez księżyca i gwiazd?
A pierwszy dzień nawet bez nieba ?
Czyż znajdzie się taki prostak, który by sądził, że Bóg, niby jakiś rolnik, „zasadził drzewa w raju, w Edenie na wschodzie” oraz posadził tam „drzewo życia”, to znaczy widzialne i dotykalne drzewo, aby ten, kto je z tego drzewa za pomocą materialnych zębów, otrzymał życie, a ten, kto je z innego drzewa, zdobywał wiedzę „dobra i zła”?
Co się zaś tyczy opowiadania, że „Bóg po południu przechadzał się po raju” i że „Adam skrył się pod drzewem” , zaiste sądzę, że nikt nie ma wątpliwości, iż Pismo przedstawiło je przenośnie, aby w ten sposób wskazać na pewne tajemnice. Również zdanie: „Kain odszedł sprzed oblicza Boga” 5, wyraźnie skłaniają rozsądnego czytelnika, aby zastanawiał się, co oznacza „oblicze Boga” i w jaki sposób może ktoś „odejść” sprzed niego. "
==========================koniec cytatu

O takich rzeczach chętnie porozmawiam - jeśli to Ci coś pomoże.
W takim wypadku napisz proszę na adres mrbpiotrowski[małpa]gmail.com

 Re: Czy ratować moją wiarę?
Autor: andrzej (78.10.209.---)
Data:   2018-07-06 10:14

Kamilo

Z punktu widzenia logiki i bazy danych którą posiadasz masz rację - Bóg nie istnieje. Problem jest tylko w tym, że ta baza jest ograniczona. Przeanalizuj sobie taką opowiastkę po części fałszywą - dzieci w wieku prenatalnym ponadto siedząc w wodzie nie mogą rozmawiać. Po części prawdziwą - wiemy, że bliźnięta komunikują się ze sobą w nieznany nam sposób.

Para nienarodzonych bliźniąt prowadzi rozmowę w brzuchu matki.
- Powiedz mi, czy ty wierzysz w życie po porodzie? - pyta jeden z bliźniaków.

- Jasne, zdecydowanie! Tu rośniemy, nabieramy siły, by 
sprostać temu co nas czeka na zewnątrz“ - odpowiada drugi.

- To jest kompletna bzdura - mówi ten pierwszy. - Przecież nie może być życia po porodzie; jak przypuszczalnie mogłoby ono wyglądać, pozwól że zapytam?

- “Osobiście dokładnie tego nie wiem, ale z pewnością będzie jaśniej niż tutaj. Przypuszczam tez że będziemy poruszać się na naszych nogach i odżywiać się przez nasze usta.

- Nigdy nie słyszałem takich nonsensów! Jeść naszymi ustami, co za zwariowany pomysł! Przecież my mamy pępowinę, która nas karmi. I ty chcesz gdzieś chodzić? To nie da rady; nasza pępowina jest zbyt krótka!

- Z pewnością będzie to możliwe. Tam wszystko będzie trochę inne.

- Oszalałeś! Nikt nigdy nie wrócił po porodzie. 
Życie się kończy gdy się rodzisz, to wszystko. Kropka.

- Musze przyznać że faktycznie nikt nie wie jak wygląda życie po urodzeniu. Ale wiem, że będziemy mogli zobaczyć naszą matkę, wtedy ona się nami zaopiekuje.

- Matkę? Chcesz mi powiedzieć że wierzysz w 
istnienie matki? Cóż, no to gdzie jest nasza matka?

- Jak to gdzie? Tu wokół nas. Żyjemy w niej i poprzez nią. Bez niej my byśmy nie istnieli!

- Bzdury! Nigdy nie zauważyłem, nie widziałem 
niczego z matki. Więc, matka nie może istnieć.

- To prawda! Ale czasami gdy jesteś naprawdę cicho, możesz 
usłyszeć jej głos, możesz czuć jak troszczy się o nasz świat!

I jeszcze odnośnie ostatniego akapitu. Wiara, która ci została przekazana to wiara oparta na lęku i średniowiecznym wyobrażeniu piekła czyli diabły, smoła itp. Taka wiara prowadzi cię do stworzenia sobie boga na własną miarę byleby tylko nie było bezsensu.
Bóg jest inny. Bóg nie zsyła nieszczęść, nie zakłada się z diabłem a wychowuje czyli czasami skarci a nawet uderzy po łapach, byś nie wsadzała palców do kontaktu i cały czas powtarza ci zaufaj, że chcę twojego dobra. Ten nóż mimo, że z twojej perspektywy fajny i błyszczący nie jest odpowiednią zabawką dla ciebie. Bóg jest miłością jeśli nie otworzysz się na miłość nigdy jej nie zaznasz. Jeśli nie uwierzysz, że masz ojca i matkę, nie zaufasz, że cię kochają nigdy się do nich nie przytulisz i wtedy twoje życie naprawdę będzie piekłem. Bo oni choćby przedstawiali tysiące dowodów swojej miłości do ciebie i tak zostaną odtrąceni a ty będziesz dopominać się kolejnych dowodów.

 Re: Czy ratować moją wiarę?
Autor: B. (---.184.131.165.ipv4.supernova.orange.pl)
Data:   2018-07-06 21:16

Kamila, potrzebujesz chyba namacalnego dowodu na istnienie Boga i Jego miłość do nas. Jak niewierny Tomasz :)
Tomasza Jezus nie potępił za brak wiary, ale pokazał mu żądane dowody na Zmartwychwstanie po śmierci na krzyżu (rany).
Wygląda na to, że nie bardzo wierzysz w cuda opisane w Ewangeliach, uczynione przez Jezusa?
Spróbuję podpowiedzieć Ci dowody z naszej teraźniejszości.

Np. narkoman „ostatniego stadium”, którego strupy gdzieś w piwnicach czy kanałach szczur obgryzał. Zwabiony podstępem na rekolekcje nie wiedział jak się zachować. Gdy dziewczyna powitała go słowami „Chwała Panu”, odpowiedział na odczepnego „chwała pani”. Chciał uciec, bo czuł straszny narkotykowy głód. Ale był mróz i autobus do którego wsiadł nie ruszył, chyba zamarzł. Akurat wtedy i tam zamarzł. Wrócił więc na rekolekcje. Na odczepnego pozwolił im pomodlić się nad sobą na pożegnanie. Po tej modlitwie uświadomił sobie po chwili, że zniknął głód narkotykowy. Dziś założył normalną rodzinę i świadczy o cudzie, jakiego doświadczył. Mogłam z pamięci opisać coś niepoprawnie, więc zajrzyj może do jego świadectw na YT, np. tu:
https://www.youtube.com/watch?v=lVIEaaV6Ybo
Wybrałam krótkie, ale są i dłuższe, gdzie jest więcej szczegółów..

Inny znak to życie b. przystojnego młodego mężczyzny, niesłychanie inteligentnego, ale bez rąk i nóg.
Ożenił się z przepiękną dziewczyną, ma piękne dzieci.
Jest to np. tu: https://www.youtube.com/watch?v=jvl2vfBqirE
Nick Vojcick bez rąk i nóg głosi Boga po całym świecie.

Albo to, że ciała niektórych świętych nie rozkładają się w ogóle, co potwierdzają badania naukowe. Zobacz np. tu: http://www.rodzinapolska.pl/dok.php?art=prawdahistor/archiwum/2004/300_1.htm

Co do uczonych – najwięksi uczeni głęboko wierzyli w Boga i kochali Go. Chyba PASTEUR (genialny biolog i dobroczyńca ludzkości) powiedział: "Trochę wiedzy oddala od Boga. Dużo wiedzy sprowadza do Niego z powrotem".

Uczony, który „zatrzymał słońce i poruszył ziemię”, napisał dzieło „O obrotach ciał niebieskich” (Mikołaj Kopernik) był wierzącym w Boga księdzem.

Co do teorii ewolucji. Człowiek „pierwotny” - czy był to najpierw małpolud, jak twierdzi Darwin? Czytałam, że nie. Teoria ewolucji Darwina jest podważana, a nawet poszczególne jej „dowody” zostały „wypunktowane” i okazały się fałszywe. Tu jest fragment książki J.W.G. Johnson’a „Na bezdrożach teorii ewolucji”, Wydawnictwo Michalineum:
http://www.rodzinapolska.pl/dok.php?art=aktualnosci/archiwum/2006/730_1.htm

Dobrze, że zaczęłaś szukać. Pan Bóg nie chce, żebyśmy czcili Go tylko wargami, ale żebyśmy kochali Go całym sercem, całym umysłem i całą mocą (por. Mk 12,33)
Jezus z wyrzutem przypomniał proroctwo Izajasza: „8 Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie (…)” Mt 15,8.

Swojej Mamie pozwól oddawać Bogu chwałę tak jak Mama potrafi i nie gardź nią. Cześć oddawana rodzicom związana jest z Bożą obietnicą dla dzieci (dla Ciebie):
"Czcij swego ojca i swoją matkę, jak ci nakazał Pan, Bóg twój, abyś długo żył i aby ci się dobrze powodziło na ziemi, którą ci daje Pan, Bóg twój." (Pwt 5:16)
Jak widzisz, Bóg obiecał dobro dziecku (Tobie) za szanowanie, czczenie rodziców. Obietnicę tę przypomina Bóg w Nowym Testamencie (Ef 6:1-3).

Boże Prawa są niesłychanie humanitarne (por. Dekalog), w przeciwieństwie do ohydnych okrucieństw dokonywanych przez ludy pogańskie.
Powszechna wśród ludów pogańskich wiara w bożki zawsze prowadzi do barbarzyństwa, np. składania ofiar z ludzi (w tym z dzieci). Ofiary z ludzi były powszechne wśród pogańskich ludów otaczających Izrael, ale także na całej ziemi, także na odległych kontynentach (np. Aztekowie, Inkowie). Relacji jest wiele, np. "Aztekowie bardzo często stosowali praktykę zdzierania żywcem skóry w czasie składania ofiar z ludzi bożkowi Xipe Totek. Szczytem rytualnego barbarzyństwa Azteków był kanibalizm. Spożywali ciała ofiar i uważali to za boski rytuał i największe, prawdziwie królewskie wyróżnienie. W 1519 r. król Azteków Montezuma w geście szczególnej gościnności wobec Corteza i Hiszpanów poczęstował ich podczas przyjęcia daniem z ludzkich serc." http://adonai.pl/maryja/?id=32

Pan Jezus porównywał Królestwo Boże do zakwasu (maleńkiej części), która włożona do ciasta przemienia całe ciasto. I rzeczywiście. Dekalog wpływa np. na prawodawstwa całych państw (np. prawne zakazanie palenia wdów w Indiach na pogrzebie męża). Podobnie jest z edukacją i ochroną zdrowia. Przyjeżdża misjonarz i zakłada szpitalik i szkółkę pod palmą. Dzieci uczą się pisać na piasku. Potem to maleńkie dzieło rozrasta się i powstaje sieć szkolnictwa państwowego.
Znam relację misjonarza z Afryki, gdzie podczas odprawiania Mszy Św. zaczęły dziać się cuda, jak za czasów Apostołów.
Życzę, aby Pan Bóg pomógł Ci szybko odnaleźć Siebie i gorąco Go pokochać.
Serdecznie pozdrawiam.

 Re: Czy ratować moją wiarę?
Autor: jk (---.cust.netmar.net.pl)
Data:   2018-07-07 16:25

Jeśli chcesz sobie zmarnować życie - to tak, nie walcz, nie rób nic, nie musisz już kiwać palcem, nawet nie umieraj bo to nie ma żadnego sensu. Przepraszam, że tak ostro ale tak to właśnie wygląda.

"Czuwajcie i módlcie się abyście nie ulegli pokusie" Przeczytaj całość fragmentu ewangelii według św. Mateusza. wklejam poniżej

Modlitwa i trwoga konania

36 Wtedy przyszedł Jezus z nimi do ogrodu, zwanego Getsemani, i rzekł do uczniów: «Usiądźcie tu, Ja tymczasem odejdę tam i będę się modlił». 37 Wziąwszy z sobą Piotra i dwóch synów Zebedeusza, począł się smucić i odczuwać trwogę. 38 Wtedy rzekł do nich: «Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie ze Mną!» 39 I odszedłszy nieco dalej, upadł na twarz i modlił się tymi słowami: «Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty». 40 Potem przyszedł do uczniów i zastał ich śpiących. Rzekł więc do Piotra: «Tak, jednej godziny nie mogliście czuwać ze Mną? 41 Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe». 42 Powtórnie odszedł i tak się modlił: «Ojcze mój, jeśli nie może ominąć Mnie ten kielich, i muszę go wypić, niech się stanie wola Twoja!» 43 Potem przyszedł i znów zastał ich śpiących, bo oczy ich były senne. 44 Zostawiwszy ich, odszedł znowu i modlił się po raz trzeci, powtarzając te same słowa. 45 Potem wrócił do uczniów i rzekł do nich: «Śpicie jeszcze i odpoczywacie? A oto nadeszła godzina i Syn Człowieczy będzie wydany w ręce grzeszników. 46 Wstańcie, chodźmy! Oto blisko jest mój zdrajca».
Mt 26, 36-46

Każdy z nas przechodzi przez różne trudności, wątpliwości, ciemności duchowe, a niektórzy nawet są poddani próbie ciężkiej depresji lub innej choroby ciała czy też duszy. W tych wszystkich doświadczeniach nie wolno się zniechęcać i poddawać. Bardzo źle jeśli nasze problemy biorą nad nami górę. Często dzieje się to z naszej winy. Wtedy z całych sił trzeba wołać do Tego który może nas wybawić od zła. W trudnych doświadczeniach to właśnie wiara jest nasza ostoją, pomaga przetrwać wiele ciężkich chwil, nawet wtedy gdy człowiek jest już na granicy wytrzymałości.

I jeszcze jedno, daj się pokochać Chrystusowi, otwórz się na Jego miłość, otwórz się na miłość ludzi. Ta miłość jest ZAWSZE wierna i ZAWSZE zwycięża o ile pozwolimy Panu Bogu działać w naszym życiu. No i my tez musimy współpracować z łaską.

 Re: Czy ratować moją wiarę?
Autor: Ewa (---.neoplus.adsl.tpnet.pl)
Data:   2018-07-12 20:52

Kamilo,

rozumiem twoje rozterki i pytania. Wcale się nie dziwię twojej postawie religijnej, skoro twoja mama ma taką wykrzywioną religijność. Dobrze, że szukasz odpowiedzi. Też kiedyś tak szukałam w czasie studiów. To było dramatyczne szukanie Boga i sensu życia. Doświadczyłam całkowitej pustki duchowej. Bardzo pomógł mi przykład Edyty Stein, doktor filozofii, która w swoim życiu miała okres ateizmu. Usilnie szukała prawdy i w końcu ją znalazła. Bardzo przemówiło do mnie jej stwierdzenie, że w wierze chodzi o to, aby najpierw pochylić głowę, czyli zaufać w ciemno, a dopiero potem przyjdzie osobiste doświadczenie Boga i pewność Jego istnienia. Odwrotnie to nie działa. Ja też uczyniłam taki krok wiary w ciemno, przyjęłam na serio, osobiście i głęboko istnienie Boga i postanowiłam, że będę żyć według Jego przykazań. Wtedy naprawdę Go doświadczyłam i teraz źródłem mojej wiary nie jest jakaś pusta czy narzucona mi teoria, ale pewność Jego istnienia wynikająca z mojego osobistego doświadczenia. On jest i działa we mnie. Dla Niego nie jest ważna ilość odmawianych modlitw, czy jakieś formułki. Zostaw ten cały bagaż narzucany Ci przez matkę. Spróbuj założyć istnienie Boga i mów do Niego tak od serca, szczerze, na serio. Jak Go doświadczysz, to On wyprostuje całe Twoje wykrzywione pojęcie o Nim, wszystko się nagle poukłada, zobaczysz sens, doświadczysz wielkiego i głębokiego pokoju serca, którego nie zmącą żadne życiowe burze.

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: