logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
dr Piotr Kwiatek OFMCap
Lina, kolumna, wąż czy dzida? Różnorodność nie musi być niebezpieczna i konfliktowa
Głos Ojca Pio
 


Czy się tego pragnie, czy nie, konflikty są głęboko zakorzenione w doświadczeniu każdego człowieka. Przychodzą one na świat razem z nami. Pojawiają się nie tylko w środowisku pracy, w szkole, w polityce czy biznesie, spotkamy je także w zaciszu własnego domu. Spory wiodą ze sobą zarówno ludzie wykształceni, jak i prości, chodzący do kościoła i ci, których tam się nie spotka. Zatem sztuką życia jest niekoniecznie omijanie lub eliminowanie sporów, ale raczej opanowanie umiejętności konstruktywnego ich przeżywania. 
 
Potencjał różnic w poglądach, w doświadczeniach czy przeżyciach można wykorzystywać po to, by rozwijać własną tożsamość, wzmacniać jakość relacji, a czasem ustawiać odpowiednie granice między „ja” i „ty”. Konflikty są nie tylko nieuniknione, ale również konieczne do zdrowego funkcjonowania. Warto zadać sobie pytanie: czy potrafię wzrastać w nich i dzięki nim?
 
Znany w środowiskach zakonnych Giovanni Salonia, włoski psycholog i kapucyn, zaproponował swoim studentom wykład monograficzny zatytułowany „Trudni bracia i siostry we wspólnocie zakonnej”. Można zapytać: „To i w zakonie są problemy i kłótnie?”. Odpowiedź jest prosta: „Tak”. Co więcej, niewiele się różnią od kłótni domowych, bywają tak samo prozaiczne!
 
Konflikty możemy stwarzać sami, często przynosimy je ze środowiska rodzinnego, ale bywa i tak, że podziały tworzy nieumiejętne przeżywanie wartości i daru wspólnoty.
 
Inność budzi lęk
Przede wszystkim doświadczamy trudności tworzenia więzów z tymi, którzy różnią się od nas. Owa różnorodność sama w sobie stwarza naturalne napięcia, a także lęki najczęściej związane z pytaniami o własną tożsamość. Spotykając się z innością, często nie mamy gotowych odpowiedzi, więc czujemy się zagubieni, a wejście na drogę poznania jest wymagające. Jeśli kogoś lub czegoś się nie zna, wtedy łatwo o postawy obronne, nieufne, o uproszczenia lub uogólnienia. Tę filozofię spotkania i obcowania obrazowo przedstawia Antoine De Saint-Exupéry w „Małym Księciu”. Lisek poucza głównego bohatera: „Poznaje się tylko to, co się oswoi. Ludzie mają zbyt mało czasu, aby cokolwiek poznać. Kupują w sklepach rzeczy gotowe. A ponieważ nie ma magazynów z przyjaciółmi, więc ludzie nie mają przyjaciół. Jeśli chcesz mieć przyjaciela, to mnie oswój. Oswoić, znaczy stworzyć więzy. Jeśli mnie oswoisz, będziemy się nawzajem potrzebować”.
 
Każdy z nas ma niepowtarzalną historię, na która składają się osobiste przeżycia, indywidualne przekonania i pragnienia. Może być dwóch bliźniaków wychowanych w jednej rodzinie, a ich narracje dotyczące własnej historii będą się diametralnie różniły. Jedno dziecko przywoła we wspomnieniach bliskość i troskę, a drugie będzie opowiadało o doświadczaniu niepewności i braku zainteresowania. W konsekwencji zarówno obiektywne wydarzenia, jak i ich subiektywna percepcja, znacząco wpływają na kształt świata naszych przekonań oraz podejścia do otoczenia. Niemniej ta wewnętrzna różnorodność i niepowtarzalność jawi się jako bogactwo, a nie zagrożenie bliskości między ludźmi. To uprzedzenia, lęki, stereotypy czy wrogość budują mury, które trudno nie tylko rozbić, ale i obejść. Gdy różnice dotyczą szerszych kontekstów, takich jak: kultura, religia czy przekonania polityczne, wtedy zdecydowanie trudnej jest budować więzi, co mimo wszystko nie oznacza, że należy zaprzestać poszukiwania elementów wspólnych w różnicach.
 
Fałszywe mity o konfliktach
 
Oto kilka fałszywych mitów dotyczących różnorodności i konfliktów międzyludzkich: „w konflikcie tylko jedna osoba może mieć rację”; „inność jest zagrożeniem i najlepiej ją zwalczać”; „za wszelką cenę trzeba dążyć do jednego sposobu myślenia i działania”; „niemożliwe jest tworzenie więzi z kimś, kto myśli inaczej niż ja”; „wszyscy muszą mnie rozumieć i szanować”; „konfliktowanie się z innymi jest grzechem”. A teraz z kolei kilka funkcjonalnych, czyli racjonalnych przekonań o inności i konfliktach: „w życiu konflikty są nieuniknione i nie wynikają ze złej woli człowieka”; „konflikty są nie tylko normalne, ale wręcz konieczne do tworzenia autentycznych więzi, do rozwoju i przeżywania dobrostanu”; „możliwy jest gniew i konflikt bez grzechu”; „nie muszę wygrać sporu, aby mieć rację”; „nie muszę udowodnić, że ktoś źle myśli, mogę zaakceptować, że myśli inaczej niż ja”; „każdy posiada prawo do własnego zdania i odczuć, nawet jeśli nie zgadzają się one z przeżyciami i ocenami innych”.
 
Otwarte podejście do różnorodności ubogaca mentalnie nie tylko nas, ale również ludzi z naszego otoczenia. Dzięki spotkaniu z innym poznajemy nowe elementy, a nasze widzenie świata nie podlega ocenie w kategoriach lepsze – gorsze. Nie wiąże się ono również z misją poprawiania czy redukowania innego podejścia do rzeczywistości.
 
Zatem gdy pojawiają się spory czy trudności w małżeństwie, w rodzinie, w pracy czy środowisku kościelnym, warto na wstępie zadać sobie pytanie o źródło ich pochodzenia. Jedną z podstawowych przyczyn konfliktogennych, niestety, jest brak akceptacji inności i różnic w naszym życiu. Świat podobny jest do orkiestry symfonicznej, w której prawo do bycia zauważonym i usłyszanym ma wiele instrumentów. Cenne są reguły i zasady harmonii, bo dzięki nim możemy zrozumieć melodie pojedynczej partytury, która tworzy piękno całego utworu. Tutaj różnorodność buduje jedność.
 
Doskonale rozumiał to św. Paweł, pisząc o Kościele: „Podobnie jak jedno jest ciało, choć składa się z wielu członków, a wszystkie członki ciała, mimo iż są liczne, stanowią jedno ciało, tak też jest i z Chrystusem. Wszyscyśmy bowiem w jednym Duchu zostali ochrzczeni, [aby stanowić] jedno Ciało: czy to Żydzi, czy Grecy, czy to niewolnicy, czy wolni. Wszyscyśmy też zostali napojeni jednym Duchem” (1Kor 12,12-13).
 
Nieznośni ludzie w kryzysie
 
Druga kategoria ludzi, z którymi możemy mieć problemy w relacjach interpersonalnych, to osoby przeżywające aktualnie własne kryzysy, napięcia czy zmagania. Stają się oni prawdziwym wyzwaniem dla nas, ale także są trudni dla samych siebie. Przeżywając kryzys tożsamości, poczucia sensu, odrzucenia, samotności, zmagania z chorobą fizyczną czy duchową, trudności związane z codzienną walką z grzechem lub nałogiem, doświadczenie braku akceptacji czy zauważenia itd., ludzie często nie rozumieją samych siebie, co w konsekwencji prowadzi do pogorszenia relacji z bliskimi.
 
Niespójny świat wewnętrzny emanuje na innych, szczególnie na najbliższych. Wielu trudności i codziennych napięć taka osoba nie rejestruje, mimo że doświadcza ich na sobie. Czasem dopiero w relacji do drugiej osoby zauważa swoje zranienia, trochę tak, jak odbicie własnej twarzy w lustrze. Mąż lub żona może łatwo się irytować, kiedy wraca po pracy do domu i złość „przelewa” na dzieci, chociaż rzeczywistym problemem są nieuświadomione napięcia uzbierane przez cały dzień. Nieprzepracowane problemy są cierniem kłującym również tych, których się kocha. W kryzysach poszukujemy odpowiedzi na nurtujące nas pytania. Nie zawsze są one proste do znalezienia i łatwe do zaakceptowania.
 
Jeden z braci kapucynów opowiedział mi pewną historię. Jako katecheta miał trudności wychowawcze z jedną ze swoich uczennic. Nastolatka ciągle mu przeszkadzała i w żaden sposób nie potrafił sobie z nią poradzić. Nie pomagały dydaktyczne pogadanki, uwagi do dziennika, zgłoszenie sprawy do wychowawcy klasy, dodatkowe prace domowe itd. Pewnego dnia ta niesforna uczennica poprosiła katechetę o rozmowę. Nie zdążyła za wiele powiedzieć, gdy wybuchła płaczem i bez słowa wskazała na blizny po poparzeniach. Po chwili dodała: „Mój ojciec gasi na moim ciele papierosy”.
 
Dziewczyna zachowywała się nieznośnie nie dlatego, że była zła i chciała przeszkadzać. Swoim dysfunkcjonalnym zachowaniem krzyczała o pomoc, o zauważenie horroru, który przeżywa. Niestety, nie potrafiła tego oznajmić inaczej. Nie radziła sobie z własnym cierpieniem i tragedią, której doświadczyła.
 
Warto więc, gdy przeżywamy trudności w relacjach, zadać sobie kolejne pytanie: co się dzieje w życiu człowieka, który jest dla mnie trudny, przykry czy agresywny? Może przeżywa on dramat, o którym nikomu jeszcze nie mógł powiedzieć? Czy mogę coś dla niego zrobić?
 
Cierpliwość do nieprzyjaciół

Trzeba w końcu wskazać trzecią kategorię ludzi, z którymi możemy mieć trudności. To ci, którzy intencjonalnie chcą nam szkodzić. Statystycznie rzecz ujmując, takich ludzi jest niewielu. A jeśli się zdarzy, że znajdą się oni w naszym otoczeniu, wtedy warto się za nich po prostu pomodlić i prosić Boga o cierpliwość do nich zgodnie z ewangelicznym wezwaniem: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają” (Łk 6,27-28).
 
Ojciec Pio miał zwyczaj powtarzać, że dwie cnoty Panu Bogu się podobają: cierpliwość i wytrwałość. Są sytuacje, gdy świadomie musimy zapraszać do naszych serc cierpliwość do innych i siebie, ale również wytrwałość, abyśmy nie przestawali okazywać dobra tym, którzy nie potrafią tych gestów przyjąć i odwzajemnić. Czy gesty miłości Chrystusa przyjęli wszyscy ludzie? Chociaż był doskonały i wszystkich kochał, został jednak odrzucony. Niemniej nie przestał kochać i dbać o ludzkie dobro.
 
Opowiastka o słoniu
 
Czterech ślepców wędrowało przez świat. W pewnym momencie napotkali przeszkodę. Aby rozpoznać, co to jest, zaczęli jej dotykać.
 
– To jest gruba lina – powiedział jeden.
– Nie, to kolumna – stwierdził drugi.
– Nie macie racji, to jest wąż – zdenerwował się trzeci.
– To dzida – orzekł czwarty.
 
Pokłócili się i rozeszli każdy w swoją stronę. Tymczasem był to... słon´. Jeden ze ślepców dotykał ogona, drugi nogi, trzeci trąby, a czwarty – kła.
 
Morał: Potrzebujemy wielu perspektyw, by stworzyć pełen obraz, ale również dialogu poszukującego drogi do znalezienia jednego obrazu.

Piotr Kwiatek OFMCap
"Głos Ojca Pio" [97/1/2016]