logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Janusz Pyda OP
My z wioski Amiszów cz.II
Miesięcznik W drodze
 


Wykluczenie nie jest rzeczą przypadkową: należy do istoty wewnętrznego kręgu. (…) Ze wszystkich ludzkich namiętności pragnienie dostania się
do wewnętrznego kręgu najskuteczniej skłania człowieka,
który nie jest jeszcze wielkim łotrem,
do czynienia bardzo złych rzeczy.

C.S. Lewis 


czytaj część I artykuł

Odwrócenie pojęć - czyli o fałszywym rozumieniu aggiornamento

Lęk przed wykluczeniem ze świata spowodował, że katolicy ostatnich czasów postanowili przeinterpretować orędzie i podstawowe pojęcia Soboru Watykańskiego II tak, aby uniknąć wspomnianego ostracyzmu. Dla wszystkich, którzy liczyli na stałe członkostwo w klubie świata nie tylko pomimo, ale wręcz dzięki swojemu chrześcijaństwu, jednym z ulubionych pojęć kluczy stało się słowo aggiornamento. Pojęcie to, opisujące ideę bardzo ofensywnego wyjścia Kościoła do świata po to, aby go ewangelizować, nabrało bardzo specyficznego znaczenia w umysłach wszystkich, których paraliżował i paraliżuje lęk przed wykluczeniem.

Wymyślili oni, że aggiornamento nie jest nakazem wyjścia do świata, aby go zmieniać, ale zgodą na wpuszczenie "ducha świata" do serc chrześcijan, aby tym wygodniej i znacznie mniej kolizyjnie żyło się w świecie. Dokładne odwrócenie znaczenia tego właśnie słowa, przeinaczenie przesłania wielkiego i ogromnie ważnego Soboru stało się alibi dla tchórzostwa i konformizmu. Części osób tego typu hermeneutyka pozwoliła zrobić medialną i uniwersytecką karierę. Niestety, pozostała część - ci, którzy zachowali wiarę bez kompromisów - poczuła się zagubiona. Pierwsi otrzymali stałe członkostwo w klubie tego świata, drudzy zostali usunięci na margines. Przykłady można mnożyć. Ja chciałbym przytoczyć tylko jeden. Czytelniczka bloga, który prowadzę na stronie dominikańskiej (podpisana nickiem A. Kowalska), w jednym z komentarzy napisała tak:


Zło moralne aktów homoseksualnych nie bierze się stąd, że są one homoseksualne, tylko stąd, że są pozamałżeńskie - to teza artykułu A. Sporniaka w "Rzeczpospolitej", będąca elementem dyskusji toczącej się na katolickim skądinąd portalu Tezeusz. A. Sporniak to dziennikarz gazety, która również deklaruje się jako medium katolickie ("Tygodnik Powszechny"). Artykuł ma w treści szereg odniesień do Pisma Świętego i nauczania KK. Może Ojciec ustosunkowałby się do tej tezy. Wydaje mi się niesłuszna. (…) Jest oczywiście argument "Bóg tego zakazał", wielokrotnie pojawiający się w Biblii. Do tej argumentacji odnosi się A. Sporniak (i szereg innych publicystów), wskazując, że jest to zakaz historyczny i uwarunkowany kulturowo, a tym samym dziś nieobowiązujący. Może Ojciec wskazałby też inne tropy myślenia? Czasem mam wrażenie, że próbując być wierną nauczaniu Kościoła, jestem przez część tegoż Kościoła spychana do kruchty z napisem "zaściankowi, nietolerancyjni, niedouczeni" [podkreślenie J.P].


Nie będę komentował tego wpisu, bo nie trzeba. To on właśnie ma być ilustracją tego, co napisałem dotychczas. Ale jedno jest przerażające – czy to już nie tylko ze świata można być wykluczonym za swoją wiarę, ale i z "Kościoła"? A może ten "Kościół", z którego można być wykluczonym za wyznawanie wiary, nie jest już Kościołem Chrystusowym, ale światem, który udaje Kościół?

Chrześcijanie jak amisze

Jest jeszcze jeden sposób dogadania się z tym światem za plecami Pana Jezusa i uniknięcia tym samym bólu wykluczenia. Można się zgodzić na bycie "wewnętrznym kręgiem" w obrębie tego świata - czyli zgodzić się na rolę skansenu, folkloru, dziwactwa uroczego i dla świata nieszkodliwego. Chrześcijanie mają prawo żyć jak amisze - w swoich zamkniętych wspólnotach, ze swoimi oryginalnym kolorytem. Od czasu do czasu mogą nawet zorganizować dla świata jakiś festyn albo coś światu podrzucić w prezencie: zupy siostry Leokadii, produkty benedyktyńskie, jarmarki św. Jacka, festiwal pierogów, pokaz strojów zakonnych i duchownych, św. Mikołaja. Takie kontakty z chrześcijanami świat nie tylko toleruje, ale i lubi. Jakiekolwiek inne przenikanie chrześcijan do świata jest zabronione – zazwyczaj dlatego że jest mieszaniem się do polityki, brakiem tolerancji dla odmienności i różnorodności ludzi, wynoszeniem się ponad inne religie.

Tego typu akcje są wykluczone i do wykluczenia chrześcijan prowadzą. Możemy jako chrześcijanie gotować światu zupy i robić nalewki, piwa i sery, ale nie wolno nam bronić poczętych dzieci. Jeśli się na to zgodzimy, zostaniemy uznani za jeden z podklubów ogromnego klubu świata. Nie zostaniemy wykluczeni. Problem polega na tym, że mamy być solą tej ziemi i światłem tego świata, a nie jego centrum festynowo-rozrywkowym.

Kilka rad na koniec

Widząc to wszystko, co widzieć trzeba, należy zachować pamięć o kilku podstawowych sprawach. Po pierwsze, każdy, kto choć raz doświadczył uczucia wolności płynącej z przełamania lęku przed wykluczeniem ze świata z powodu przynależności do Chrystusa, nigdy już nie będzie się oglądał na dom niewoli - owe światowe wewnętrzne kręgi, z których można być wykluczonym. Wolność dziecka Bożego jest nieporównywalna ze zniewoleniem tego świata. Po drugie, trzeba pamiętać, że jakkolwiek świat chrześcijan nienawidzi, to jednak chrześcijanie nie mają prawa uciec ze świata - tak jak dusza nie ma prawa "uciec" z ciała, nawet jeśli męczy się strasznie i ciągnie stale w inną stronę. Kościół jest i musi pozostać katolicki - czyli powszechny. Wioska amiszów bardzo się różni od Kościoła. Po trzecie wreszcie, aby być chrześcijaninem trzeba sporo poćwiczyć na płaszczyźnie czysto przyrodzonej. Mam tu na myśli zwykłe ćwiczenie codziennej cnoty odwagi cywilnej. Ilekroć uda nam się stanąć w obronie słabszego i powszechnie krytykowanego człowieka, ilekroć będziemy mieli odwagę, aby powiedzieć, że nie lubimy filmu, który wszystkim się podoba, ilekroć odważnie wypowiemy swoje zdanie, zawsze wtedy przygotowujemy swoje serce do tego, by było sercem chrześcijanina - kogoś z definicji wykluczonego. 

Janusz Pyda OP
W drodze 1 (449)/2011

 
Zobacz także
ks. Paweł Siedlanowski
Tak łatwo nam przychodzi osądzanie innych. „Nie zabijaj brata zwadą, ręką, kaźnią, ani radą” – przypominał autor średniowiecznego, wierszowanego przekładu Dekalogu. „Nie osądzaj nikogo, dopóki nie staniesz przy jego kowadle i nie popracujesz jego młotem” – pisał Rick Riordan w książce Bitwa w Labiryncie.
 
ks. dr Johannes Gamperl
Świadomość obecności ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Pana w czasie świętego Przeistoczenia z pewnością jest dla nas punktem szczytowym Mszy św. Cześć oddawana Ojcu przez Jezusa w Duchu Świętym w końcówce Kanonu jest właśnie ukoronowaniem ofiary eucharystycznej. Kapłan podnosi kielich i patenę jako widoczne znaki uwielbienia Ojca i tym samym zaprasza wiernych, by włączyli się w to uwielbienie...
 
Magdalena Urlich
Oczywiście konflikt i związana z nim konfrontacja nie jest sprawą przyjemną. W tym sensie trudno go lubić. Można jednak akceptować to, że życie bez konfliktów jest niemożliwe, i w związku z tym szukać jak najlepszych sposobów ich rozwiązania. To wydaje się rozsądne. Można też jednak lubić konflikty za mało… i za bardzo. 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS