logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Ks. Piotr Mazurkiewicz
Niepotrzebnie nie drażnić
Pastores
 


 Ks. Józef Tischner powiedział kiedyś, że nie zna człowieka, który straciłby wiarę po lekturze dzieł Marksa, ale za to zna kilku, którzy stracili ją po rozmowie z własnym proboszczem. Słowa te, co nie dziwi, wzbudziły spore oburzenie wśród duchowieństwa. Wyrażają one jednak pewną intuicję, której nie warto zbyt pospiesznie lekceważyć.
 
Ewangelia sama w sobie zawiera coś, co powoduje, że bywa odbierana jako „trudna mowa”, której lepiej nie słuchać. Chrystus zadający się z celnikami i grzesznikami bywał postrzegany przez swoich słuchaczy jako gorszyciel i z tego powodu kontestowany przez ludzi przyzwoitych.
 
Podobny los może spotkać każdego, kto przypomina Jego naukę i stara się żyć w zgodzie z Jego przykładem. Nieraz sama obecność księży w koloratce wywołuje wśród uczestników różnych naukowych sesji bądź też innych spotkań zdezorientowanie czy nawet irytację. Z taką reakcją można się spotkać nie tylko w tak zwanych środowiskach laickich, ale również w gronie „postępowych” teologów.
 
Zdarzyło mi się nawet, a miało to miejsce już za pontyfikatu Benedykta XVI, że po wygłoszeniu przeze mnie referatu ktoś podszedł do mnie i powiedział życzliwie: „Trzeba być odważnym, żeby cytować tu Ratzingera”. Oczywiście, reakcje tego typu nie są wystarczającym powodem, żeby Ratzingera nie cytować. Czasem jednak, spodziewając się, że czyjeś nazwisko, na przykład Rocco Buttiglionego, spowoduje zamknięcie się słuchaczy, może nie warto wymieniać go w tekście, a wystarczy jedynie umieścić w przypisie. Wydaje się, że nie ma powodu, by drażnić niepotrzebnie, skoro celem referatu nie jest zdobycie poparcia dla takiej czy innej osoby, ale pozyskanie słuchaczy dla wygłaszanych treści.
 
Kultura ministra
 
Powtarzano niegdyś anegdotę o jednym z literatów, który, cały drżący, siedział w poczekalni w Ministerstwie Kultury, oczekując na audiencję. Ktoś wyszedł z gabinetu i, zorientowawszy się w sytuacji, zaczął go uspokajać: „Niech się Pan nie boi, to przecież minister kultury”. W odpowiedzi zaś usłyszał: „Ja się nie boję ministra kultury, tylko kultury ministra”. Ludzie siedzący przed drzwiami kancelarii parafialnej w zdecydowanej większości nie odejdą od wiary z powodu dzieł Marksa z tej prostej racji, że w ogóle nie będą ich czytać. Przychodzą jednak na ogół w bardzo trudnej dla siebie sytuacji emocjonalnej, która sprawia, że także drżą, bez względu na to, jak bardzo lubią swojego proboszcza. Zapewne drżą również niektórzy studenci przed wejściem na egzamin do księży profesorów, co tym ostatnim wcale nie ułatwia wydobycia z nich właściwych odpowiedzi na stawiane pytania. Cóż, nie każdy z nas ma taki talent, jak na przykład poeta Jerzy Zagórski; gdy tylko zrobił groźną minę, dzieci wybuchały śmiechem. Zapewne im bliżej trzeciego wieku, tym łatwiej o postawę życzliwej dobroduszności, której już nikt się nie boi.
 
Słyszy się niekiedy, że najpierw trzeba być dobrym człowiekiem, potem dobrym chrześcijaninem, a dopiero później można stawiać sobie pytanie, czy jest się dobrym księdzem. Owa dobroć (humanitas) z całą pewnością obejmuje zwyczajną ludzką wrażliwość na drugiego człowieka, której minimalnym poziomem jest osobista kultura. Obejmuje także dobroć ewangeliczną zapisaną w tekście Kazania na Górze. Polega wreszcie na naśladownictwie Boga, który jest „ojcem dla sierot i dla wdów opiekunem” (Ps 68,6), oraz Jezusa Chrystusa, który „istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz [z miłości do nas] ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi” (Flp 2,6-7).
 

 
 
1 2  następna
Zobacz także
Wiesława Stefan
Kiedy młody człowiek zaczyna rozeznawać swoje powołanie do kapłaństwa, stanu zakonnego czy do małżeństwa, jedną z podstawowych spraw jest zdolność do dojrzałej miłości. Na tę dojrzałą miłość wskazuje rozłąka z rodzicami, nie tylko w fizycznym opuszczeniu domu rodzinnego, ale też w sensie emocjonalnym...
 
Wiesława Stefan
Możemy się tak zagmatwać w naszej codzienności, że nie rozpoznajemy znaków, nie potrafimy ustalić właściwych priorytetów; wydaje się nam, że to co robimy w naszym codziennym zaganianiu musi być najważniejsze, bo każdy robi to samo, a my chcemy innych przegonić, albo chociaż im dorównać. Okazuje się jednak, że patrzymy bardzo krótkowzrocznie.
 
Jacek Ponikiewski
Ludzka godność jawi się jako wartość sama w sobie, wartość niezbywalna oraz nienaruszalna. Ciekawostką jest, że współcześnie została ona wsadzona w ramy roszczeniowo-prawne. W naszych czasach być człowiekiem, to znaczy mieć wyprostowaną postawę i przeciwstawny kciuk, a nie - mieć swego rodzaju kręgosłup moralny.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS