logo
Czwartek, 18 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Apoloniusza, Bogusławy, Gościsławy – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Agnieszka Myszewska-Dekert
O Chrystusie, który pokonał pradawnego węża
List
 


Zadawanie pytań

Moje córki, Marianna (5 lat) i Jagoda (3 lata) nie są szczególnie pobożne, ale są religijne. Są religijne, bo religia jest pewnym stanem umysłu, w którym zadaje się pytania i poszukuje odpowiedzi w sprawach najważniejszych. A one zadają mnóstwo pytań. Odpowiedzi "z wiary" są zaś dla nich tak samo dobre jak każde inne, a przy tym niesłychanie inspirujące.

W czasie weekendu gościliśmy naszego przyjaciela, Łukasza. W pewnym momencie pomiędzy nim a Marianką wywiązała się rozmowa, której finał był mniej więcej taki:
- M.: Bo to Pan Bóg stworzył świat.
- Ł.: A skąd ty to wiesz?
- M.: Znikąd. Ja sobie to sama przypominam.

Bez ograniczeń

Wiara dziecka potrafi być bardzo głęboka. Dla nich "to" się dzieje. One "to" widzą. Ich czas jest czasem mitycznym. Ich przestrzeni nie ograniczają "niezbite" dowody nauki. Nie znaczy to jednak, że nie odróżniają "prawdziwej" historii od "fałszywej". Po prostu posługują się inną kategorią "prawdy". Widzą więcej, bo jeszcze ich nie nauczono, że nie powinny. Być może to miał na myśli Chrystus, kiedy mówił, że kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego (por. Mk 10,15).

Dzieci przyjmują świat z przerażającą niekiedy otwartością. Wczesne dzieciństwo to głównie etap tworzenia wielopoziomowych myślowych konstrukcji. Dziecko zbiera różne dostępne mu części (słowa, sformułowania, okruchy wiedzy, własne obserwacje) i buduje sobie w głowie obraz rzeczywistości, także religijnej. Jeśli otrzyma towar kiepskiej jakości i z drugiej ręki, nie pozostanie to bez skutków i wcześniej czy później wszystko mu się zawali. Co my, rodzice, często nieprzyzwyczajeni do rozmów o naszej wierze i nierzadko czujący opór przed wspólnym wieczornym pacierzem, możemy z tym zrobić?

Po pierwsze: normalność

Nie należy robić nic na siłę, być bardziej "pobożnym", niż się jest (co nie znaczy, że nie należy pogłębiać własnej wiary). Podobnie, lepiej nie oczekiwać ani nie wymagać od dzieci "pobożności". "Pobożne" wcale nie oznacza "religijne", tak samo jak "grzeczny" nie znaczy "dobry".

Owszem, dziecko powinno wiedzieć, jak się zachowywać w kościele, co oznaczają poszczególne gesty i dlaczego się je wykonuje, ale nie musi przez całą Mszę św. stać ze złożonymi dłońmi i zachowywać nabożnego skupienia, bo tak przecież wypada. Dzieci są bardzo wyczulone na wszelką sztuczność. Jeśli zmusimy je, by w stosunku do tego, co związane z wiarą, zachowywały się nienaturalnie, jeśli będziemy je strofować, zamiast im tłumaczyć, to sama wiara szybko stanie się dla nich nienaturalna i męcząca.

Po drugie: język

Nasze dzieci będą używać takiego języka, jakiego my używamy. Dotyczy to także języka religijnego. Nie należy go infantylizować. Może się czasem wydawać, że zdrobnienie pomoże małemu dziecku lepiej zrozumieć jakiś aspekt rzeczywistości. Nic bardziej błędnego. Dziecko ma naturalną skłonność do sięgania wyżej, niż może się wspiąć, do tego, by chcieć więcej, niż potrafi, robić "dorosłe" rzeczy i używać "dorosłych" sformułowań. Nie trzeba więc, a czasem wręcz nie wolno, dostosowywać wszystkiego do jego wieku, szczególnie zaś języka.

Słowa tworzą rzeczywistość. Język, jakiego używamy, buduje obraz świata naszego dziecka, także świata wiary. Może w tym świecie znaleźć się miejsce dla "Bozi", ale może też np. dla "Boga, który się nie urodził" (określenie Boga Ojca wymyślone przez Mariannę, odróżniające go od "Boga, który się narodził", czyli Chrystusa). Różnicę widać na pierwszy rzut oka. Pierwsze określenie w zasadzie zamyka kwestię rozwoju religijności u dziecka, drugie zmusza je do myślenia.

Niedziela. Siedzimy z dziewczynkami w bocznej kaplicy kościoła św. Andrzeja w Lipnicy Murowanej (choć "siedzimy" w ich przypadku nie jest określeniem precyzyjnie opisującym sytuację). Na samej górze ołtarza obraz przedstawiający Trójcę Świętą, jeden z tych, z powodu których pewni teologowie bizantyjscy mogliby przedwcześnie zejść na apopleksję. Marianka siada mi na kolanach, rozgląda się i pyta: "A kto to jest tam obok Pana Jezusa?" (dobrze, że nie zapytała: "Kto to jest ten łysy staruszek z wielką brodą...?"; świecącego gołębia chyba nie dostrzegła, obraz był wysoko). Jestem w kropce, bo przecież nie powiem jej, że to Trójca Święta. Mówię więc coś w stylu: obok Pana Jezusa jest Bóg Ojciec, ale to jest tylko takie wyobrażenie, Oni na pewno tak nie wyglądają. Ona jednak przerywa mi i we właściwy sobie, apodyktyczny sposób mówi: "Ten Bóg, który się nie narodził tak na pewno nie wygląda, bo On nie jest człowiekiem, ale ten Bóg, który się urodził wygląda właśnie tak. Wiem, bo ja Go widziałam".

Po trzecie: czas i miejsce

Do rozmów o Bogu i sprawach wiary nie potrzeba ani specjalnego czasu, ani klimatu. Raczej trzeba wyrobić w sobie gotowość do reakcji na pytania dziecka w każdej sytuacji, w każdym czasie i miejscu (chyba że jest to moment bardzo nieodpowiedni). Dla dziecka bowiem nie ma "właściwego" czasu na religijne pytania. Religia jest częścią jego świata, jedną z wielu rzeczy, które poznaje i które je fascynują. Pytanie rodzi się samo pod wpływem chwili, słowa lub obrazu. Pojawia się nagle, wraz z nurtującym dziecko problemem i domaga się natychmiastowego ustosunkowania się do niego; teraz, bo potem dziecko zwyczajnie o nim zapomni.

 
1 2  następna
Zobacz także
Izabela Bobbé
Minęło dziesięć lat od tragicznej śmierci polskich franciszkanów w Peru.
 
Maria Miduch

O słowie trudno jest pisać, bo nam, ludziom Zachodu, słowo wydaje się rzeczywistością tak banalną i oczywistą, że nawet się nad nią nie zatrzymujemy. Jest to dla nas również rzeczywistość nieuchwytna, abstrakcyjna, a więc trudna do poddania refleksji. Wypowiadamy tysiące słów, rzucamy je na wiatr, przywiązujemy do nich raz większą, raz mniejszą wagę, łamiemy dane słowo i zapominamy o tym, co dotarło do naszych uszu. 

 
ks. Zygmunt Podlejski
Głównym bohaterem przypowieści o miłosiernym Samarytaninie nie jest człowiek napadnięty przez zbójców, lecz obcy, który pomógł mu, nie pytając o jego pochodzenie. Jezus wyeksponował osobę Samarytanina, by pokazać, że przykazanie miłości bliźniego obowiązuje wszystkich ludzi – bez wyjątku, że każdy człowiek jest bliźnim. Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie jest jakby dopełnieniem nauki Jezusa, wygłoszonej na górze... 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS