logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Małgorzata Wałejko
Tylko bądź
Miesięcznik W drodze
 


To nie zasługa prowadzi do zjednoczenia z Bogiem. Jest dokładnie odwrotnie! Tylko nasze zjednoczenie z Bogiem, gdy zasług nie mamy, w słabości – nasza postawa zależności od Boga, potrzebowanie Go i oparcie się na Nim mogą nas doprowadzić do cudu przemiany moralnej.

Lękam się bardzo, że w Kościele istnieje tendencja do fałszowania Bożego oblicza i, co się z tym wiąże, fałszowania istoty świętości chrześcijańskiej. Przejawów tego doświadczam wielokrotnie i „na zewnątrz siebie” (ambony, konfesjonały, choć na szczęście nie wszędzie), i – dotkliwiej – w sobie samej, w schematach myślenia, którymi niestety już od dzieciństwa przesiąkłam. Nie jestem w mym niepokoju odosobniona. Za plecami mam, między innymi, zaniepokojonych Ojców II soboru watykańskiego, których nauczaniem polski Kościół niestety wciąż nie żyje w pełni.

Grzech prania skarpetek w niedzielę

Dane nam Objawienie bywa wypaczane. Jak zauważa Wojciech Giertych OP [1], winnym brzemiennego w skutki wypaczenia był Wilhelm Ockham, czternastowieczny franciszkanin. Przed nim i nauka Ojców Kościoła, i dzieła scholastyczne przepojone były moralnością niepowinnościową, lecz wynikającą z pragnienia szczęścia, dobra i prawdy. Ockham spowodował, jak stwierdził historyk Jean Delumeau, „najpotężniejsze w historii zbiorowe wpajanie poczucia winy”, przypadające na okres od XIV do XIX wieku, a według mnie rzutujące i na wiek XXI.

Teologia moralna, homiletyka i literatura religijna nabrzmiały pojęciami winy, kary, piekła, karzącej sprawiedliwości Bożej, czyli presją prawa i powinności, a w konsekwencji przerostem strachu. Liczyły się zasługi, samozaparcie i nieskazitelność; bez nich nie było mowy o uniknięciu kary, a co dopiero o świętości. Kościół cierpiał na „obsesję spowiedzi”, kazania coniedzielne zaś miały za zadanie wzbudzić w wiernych poczucie winy i lęk. Z biblijnej nauki o moralności wyjęto tylko Dekalog i uczyniono go, obok przykazań kościelnych, obowiązującym kryterium rachunku sumienia. Być katolikiem zaczęło oznaczać skrupulatne rozliczanie siebie (i innych!) oraz drżenie przed przekroczeniem granicy grzechu.

A dzisiaj?

Relacja z Bogiem jest definiowana głównie przez moralną dyscyplinę człowieka. Naruszenie tej ostatniej rodzi poczucie winy i gorycz niezadowolenia z siebie. Dla wielu osób słabych i mało zdyscyplinowanych – niezadowolenia permanentnego i powodującego prędzej czy później zniechęcenie i zupełną rezygnację z głębszego kontaktu z Bogiem. W najlepszym razie poprzestają na unikaniu grzechów ciężkich i regularnym oczyszczaniu się z lekkich w sakramencie spowiedzi.

Minimalizm, właściwy duchowości Prawa, dookreśla, ile razy w miesiącu/roku należy przyjąć Komunię (nominalnie szczytowy akt miłości) i pójść do spowiedzi. Jakże często dzieci przygotowujące się do I Komunii muszą przede wszystkim „wstukać” zbiór formułek, a ich zaliczenie stanowi przepustkę do zjednoczenia z żywym Bogiem.

Młodzież przygotowująca się do bierzmowania także doznaje formalizmu samych wymagań, co wzmaga jej naturalny młodzieńczy opór (w sposób dosłowny zbiera punkty, których odpowiednia liczba kwalifikuje do sakramentu; co ciekawe za udział w religijnym konkursie może zyskać ich 5, a za pomoc potrzebującemu tylko 1 punkt). Narzeczeni uczestniczący w kursach przedmałżeńskich skarżą się, że nauki są przekazaniem wytycznych moralnych (zasadniczo planowania rodziny) w mrocznych salkach obwieszonych prospektami rozciągliwego i gęstego śluzu, nie zaś Dobrą Nowiną o sakramentalnej łasce Chrystusa, który pragnie i może uczynić ich szczęśliwymi.

Zrobiłam ostatnio swoisty test i celowo zwracałam uwagę na przesłanie kazań. Do dorosłych (cytaty): „Cóż z tego, że przychodzicie tutaj, a nie wychodzicie z kościoła lepsi, mniej chciwi, bardziej przebaczający”, „Chrystus powinien urodzić się w tobie, biada ci, jeśli nie pracujesz nad sobą, by twoja miłość była czystsza”.

Do dzieci: „Bądźcie przyjaciółmi Jezusa. On potrzebuje przyjaciół. Będziecie Jego przyjaciółmi, jeśli będziecie w domu przypominać waszym rodzicom o niedzielnej mszy i wieczornej modlitwie”. W adwencie dominowała tematyka codziennego udziału w roratach, adwentowych dobrych postanowień poprawy, tudzież wyrzeczeń danych Panu Jezusowi jako powinności prawdziwego katolika i wyznacznika miłości do Boga.

Pewna osoba żyjąca od lat we Wspólnocie Błogosławieństw opowiadała mi o kazaniu, które słyszała gdzieś w Polsce. Gdy kapłan zaczął mówić, bardzo się ucieszyła (nawykła do polskiego tonu moralizującego), ponieważ nareszcie opowiadał o Jezusie – Przyjacielu, kochającym, przyjmującym i czułym. I nagle padło zasadnicze pytanie wywodu: „Czy zatem musisz te skarpetki przy świętej niedzieli uprać?

_______________________________________
Przypisy:

[1] Przy opracowywaniu artykułu, poza wskazanymi w przypisach źródłami, w dużej mierze korzystałam z Konferencji O. Samuela Rouvillois ze Wspólnoty św. Jana, z cyklu „Konferencje z Samarii”, z dnia 3 II 2005, dostępnej w języku francuskim na stronie conferencedesamarie.com; z prywatnego tłumaczenia (autorstwa Lilianny Schaetzl) książki o. Jacques’a Philippe’a Liberté intérieure oraz z Rachunku sumienia teologii moralnej Wojciecha Giertycha OP (Kraków 2004). Bardzo dziękuję także Liliannie Schaetzl za inspirację i pomoc.

 
1 2 3 4 5 6  następna
Zobacz także
Ks. Mariusz Pohl
Wielki Tydzień nie przypadkiem nosi przydomek „Wielki”. Poczucie tej wielkości i wyjątkowości powinno w nas wzrastać i wewnętrznie nas przemieniać. Dobre przeżycie Triduum Paschalnego nie przychodzi jednak samo. Wymaga wysiłku, skupienia i dyscypliny. Dlatego też powinniśmy szukać motywów i uzasadnienia dla głębszego przeżywania tego wspaniałego czasu, zwłaszcza poprzez liturgię. Wtedy będziemy mogli doświadczyć niezwykłej podniosłości, dzięki której celebracje liturgiczne wprowadzą nas w inny wymiar życia – wieczność. 
 
Adam Ligęza SP
Coś „nie tak” działo się w sercu tego rybaka. I to nie dlatego, że całą noc nic nie złowił. Wręcz przeciwnie – na słowa nieznajomego, który stał na brzegu, zarzuca sieci. Wreszcie ma to, czego pragnął – sieć pełną ryb. Ale ona go nie cieszy, nie zwraca na nią uwagi. Co się dzieje w sercu rybaka, gdy nie cieszy go udany połów? Co się dzieje, gdy nie cieszy go zasłużony owoc jego pracy? Co skrywa serce, które doradza, aby zostawić łódź i rzucić się w morze? Czy takie serce nadal można nazywać „sercem rybaka”? 
 
Fr. Justin
Podziwiam wspólnotę menonitów, którzy zamiast samochodu jeżdżą bryczkami zaprzężonymi w konie; nie posługują się prądem elektrycznym, ale lampą oliwną i świecami; wzajemnie się wspomagają, chętnie się dzielą z drugimi. Ten styl życia, z dala od cywilizacji, wnosi w ich życie spokój, harmonie i na pewno miłość. Czy wszyscy chrześcijanie nie powinni tak żyć?
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS