logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Dariusz Piórkowski SJ
Umarli, a jednak żywi
Mateusz.pl
 


Spotkanie z Chrystusem wydobywa z grobu
 
“Bóg, będąc bogaty w miłosierdzie, przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował, i to nas, umarłych na skutek występków, razem z Chrystusem przywrócił do życia" (Ef 2, 4-5).
 
Św. Paweł, zwracając się do dorosłych Efezjan, twierdzi, że spotkanie z Chrystusem wydobyło ich z grobu. To szokujący paradoks. Jak można mówić o kimś, kto żyje, że jest martwy? Zdaniem apostoła poganie byli umarli, ponieważ postępowali “według doczesnego sposobu tego świata" (Ef 2, 1-2), czyli przylgnęli do takiego stylu życia, którego siłą napędową są żądze i poruszenia ciała. Co apostoł ma na myśli, pisząc o żądzach ciała? Czy krytykuje cielesność jako taką? Czy obwieszcza “wyższość" ducha nad nieszczęsnym ciałem?
 
Nic z tych rzeczy. Św. Paweł zawsze ma przed oczyma całego człowieka. Nigdy nie dzieli osoby ludzkiej na części, jak czynili to Grecy, chociaż wyróżnia różne aspekty osobowości. Jednym razem pisze o ciele fizycznym, dzięki któremu wyrażamy siebie w czasie i przestrzeni. Innym razem człowiek z krwi i kości to świątynia Ducha Świętego (1 Kor 6, 19). Pożądanie odnosi się nie tyle do ciała fizycznego, lecz do tzw. “starego człowieka", czyli sposobu życia wrogiego Bogu.

Źródło działań
 
W osobie ludzkiej istnieje centrum dowodzenia podobne do sztabu, który wydaje rozkazy poszczególnym oficerom lub do mózgu przesyłającego informacje przy pomocy neuronów. Innymi słowy, postępowanie każdego z nas jest czymś regulowane. Coś musi być źródłem naszych działań. “Dawny człowiek", o którym pisze św. Paweł, podąża za głodami i namiętnościami, mieszkającymi w samym rdzeniu jego istoty. Cóż to takiego?
 
Apostołu używa greckiego słowa epithymia (oddanego w dzisiejszym czytaniu jako "występki"), które wcale nie jest jednoznaczne. Pochodzi od thymos, oznaczającego pierwotnie gwałtowny ruch powietrza, wody, ziemi, zwierząt lub ludzi. U Homera thymos jest pierwszym wyobrażeniem duszy – siłą sprawiającą, że zwierzęta i ludzie żyją. Św. Paweł utożsamia epithymię z silnym pragnieniem lub dążeniem. W innym listach pisze o chęci (epithymia) bycia z Chrystusem (Flp 1, 23) lub o pragnieniu spotkania ze wspólnotą (1 Tes 2, 17). Epithymia to również pociąg seksualny do płci przeciwnej. Paul Tillich twierdzi, że za seksualnym popędem kryje się pierwszy stopień miłości, czyli naturalne dążenie do zjednoczenia z całą osobą. Oba znaczenia są zatem neutralne lub dobre i trudno je nazywać żądzą.

Na czym więc polega problem?

Dlaczego w Liście do Efezjan epithymia nagle przybiera negatywny charakter (żądze ciała)? Czyim zrządzeniem pragnienie staje się żądzą w człowieku? Apostoł tłumaczy, że to grzech zamienia pozytywność pragnienia w destruktywne pożądanie. W jaki sposób? Św. Paweł postrzega tutaj grzech nie jako pojedynczy akt, lecz trwały stan, którego istnienie możliwe jest dzięki wymazaniu horyzontu wieczności z życia człowieka. Zgadza się to z intuicją Psalmisty: “Nieprawość mówi do bezbożnika w głębi jego serca; bojaźni Boga nie ma przed jego oczyma" (Ps 36, 2). Oto w centrum dowodzenia człowieka pojawia się siła, która wypycha Boga ze świadomości na dalsze, “niegroźne" pozycje. Chociaż Absolut znika, człowiek nadal tęskni za nieskończonością, więc tworzy sobie karykaturę bóstwa, czyli najprościej rzecz ujmując, brak umiaru. Grzech parodiując Boga, usiłuje przejąć Jego rolę i obejmuje kontrolę nad człowiekiem. Wszystko zostaje obrócone do góry nogami.
 
Na mocy decyzji człowieka dochodzi do pacyfikacji serca przez siły ciemności. Zła epithymia (żądza) polega na przesadnym zaspokajaniu naturalnych skłonności: jedzenie, picie, popęd seksualny, jakby poza nimi nic już nie istniało. Harmonia to nudny przeżytek. Obietnica szczęścia tkwi w nieustannym dążeniu do przekraczania granic. Jeśli Bóg jest nieskończony, dlaczego człowiek nie może doświadczyć tego samego. Bezwolne poddanie się namiętnościom powinno uczynić z nas bogów. Święta ku czci Dionizosa pełne szaleństwa, ekstazy i orgii były dla Greków udziałem w boskości. Nic dziwnego, że najbardziej charakterystycznym przejawem epithymii, także w Nowym Testamencie, jest wyuzdana i wybujała aktywność seksualna. Rozkosz cielesna, która sama w sobie jest dobra, ogarnięta przez żądzę, staje się jedyną formą nieskończoności, jakiej człowiek może w ogóle doświadczyć. W seksualności nie chodzi już o miłość i zjednoczenie osób, lecz o połączenie ciał, którego celem jest czysta przyjemność. To samo dotyczy innych potrzeb człowieka. Jedzenie jest dla jedzenia. Picie dla picia.
 
Wskutek grzechu to, co początkowo było skierowane wyłącznie ku wyższym celom: zjednoczeniu, budowaniu wspólnoty i relacji, przeobraziło się w nadrzędną zasadę życia i obsesję, naznaczoną zaciętą rywalizacją. Pragnienie zjednoczenia zmieszało się z pragnieniem podporządkowania. Epithymię dobrze obrazuje ewangeliczny bogacz (Łk 12, 16-21), który gromadzi dobra, myśląc wyłącznie o sobie. Stąd pytanie Boga: “Komu przypadnie to, coś przygotował?". Zauważmy, że Bóg nie krytykuje posiadania bogactw, lecz wytyka mu brak dziedzica. “Gdzie są twoje dzieci, którym mógłbyś zapisać swój majątek? Nie byłeś w ogóle zainteresowany innymi ludźmi. Nie spodziewałeś się niczego więcej, prócz rozrywki i konsumpcji".
 
Żądza to również gorączkowe potwierdzanie samego siebie. Skoro de facto Boga nie ma, ktoś lub coś musi usprawiedliwić istnienie człowieka. Tutaj bierze początek pożądliwe pragnienie, aby posiąść cały świat i w ten sposób utwierdzić siebie w istnieniu. Pożądliwość to rozpaczliwa próba zachowania własnego życia, poruszana przez przekonanie, że jestem zdany wyłącznie na samego siebie. “Nie mający nadziei, ani Boga na tym świecie" (Ef 2, 12) nie zdają sobie sprawy, że istnieje Ktoś, kto się o nich troszczy. Bojąc się, że zginą, dają upust żądzom. Sądzą, że im więcej doświadczą, tym więcej zmagazynują energii. W rzeczywistości dzieje się zupełnie odwrotnie. "Nierozumne i szkodliwe pożądania pogrążają ludzi w zgubę i zatracenie" (1 Tm 6, 9).

Opozycja między fizycznym ciałem a duszą
 
Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, iż są w nas siły, których nie kontrolujemy. Psychologia tłumaczy to zjawisko istnieniem irracjonalnego lub nieświadomego pierwiastka w człowieku. Filozofowie mówią o słabości woli. Wiemy jak należy postępować, a jednak ulegamy przeciwnym impulsom. Ten rozdźwięk między chceniem, a wykonaniem apostoł nazywa “niewolą grzechu", który ograbia nas z czegoś, co się jemu nie należy. Pod okupacją można jakoś żyć i przetrwać, ale z pewnością nie sposób rozwinąć skrzydeł i wspiąć się na wyżyny ludzkich możliwości. Rozdarcie, jakiego doświadcza wierzący, nie wypływa z opozycji między fizycznym ciałem a duszą. Św. Paweł dostrzega raczej konflikt między ciałem (sposobem życia poddanym złej epithymii), a prawem Ducha (Por. Rz 7, 15-24).
 
Bogactwo miłosierdzia Boga objawia się w tym, że postanowił uratować z tego stanu “nas umarłych na skutek występków". Celem działania Trójcy Świętej jest zastąpienie złej epithymii życiodajną, pozbawioną rywalizacji miłością – agape. Według św. Pawła coś takiego zaczyna się w chrzcie. Nasza główna kwatera zmienia dowódcę. Inna zasada życiowa pojawia się w naszym sercu. Dlatego w człowieku wierzącym apostoł wyróżnia oprócz duszy i ciała, ducha (1 Tes 5, 23), który jest pomostem między tym, co ludzkie i boskie. Ta trzecia "część" człowieka może wskazywać na Ducha Świętego, owoce Ducha lub Chrystusa. Grzesznemu człowiekowi zostaje przywrócony nieskończony horyzont. Sama dusza nie wystarczy do godziwego życia, bo posiadają ją wszystkie istoty żywe.
 
Chrześcijanin staje się wolny
 
“Nowe życie" (Rz 6, 4), “życie Boga" (Rz 4, 18) dotyczy wewnętrznego rdzenia osoby, ożywianego i wypełnionego przez Ducha Świętego, który powoli będzie przeobrażał żądze w pragnienia. Nie chodzi tutaj bynajmniej o eliminację przyjemności seksualnej, delektowania się jedzeniem, czy radości z posiadania, lecz o przywrócenie właściwych proporcji. Ponadto, człowiek będzie żył i rozwinie się, jeśli pójdzie za innymi natchnieniami niż własne. Chrześcijanin staje się wolny, gdyż poddaje się poruszeniom Ducha Świętego, a nie mniej lub bardziej chaotycznym mocom, szarpiącym nim na wszystkie strony.

Przywrócenie do życia nie oznacza jednak opuszczenia grzesznego ciała, natychmiastowego ujarzmienia wszelkich żądz i przejścia na poziom “duchowy". Taką nadzieję żywili Koryntianie, o czym dowiadujemy się w listach Pawłowych. Oczekiwali wolności od wszelkich moralnych przeszkód, szczególnej mądrości i wszechwiedzy, mistycznego zjednoczenia z Bogiem i Chrystusem, doświadczenia indywidualnej mocy i zniknięcia słabości.
 
Życie dane chrześcijanom jest podobne do wyzwolenia Izraela z Egiptu, domu niewoli i śmierci. Izraelici nie od razu doszli do Ziemi Obiecanej. Nawet po przyjęciu Ducha, grzeszna skłonność nie znika w chrześcijanach jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nadal pozostajemy ludźmi wędrującymi, doświadczającymi niepewności i braków, obsesji i pożądania. Jednakże Bóg się tym nie zraża. Wliczył to w koszta. Będzie stopniowo odzyskiwał w nas przyczółek po przyczółku, bo odtąd to nie epythimia jest zasadą i motorem życia, lecz uwaga skierowana ku Bogu, a nie ku samemu sobie. Co więcej, człowiek zostaje wszczepiony w szerszą wspólnotę wiary, w Ciało Chrystusa. Mozolnie wierzący będzie się uczył, jak poddać przesadne pragnienia swego ciała panowaniu Ducha.

Wszystko zaczyna się na ziemi



 
Zadziwia to, że według św. Pawła zmartwychwstanie dokonuje się za życia. Po okresie śmierci następuje czas odrodzenia. Początek chrześcijanina zaczyna się od końca: przejście przez śmierć i zmartwychwstanie wraz z Chrystusem. Wielkanoc nie polega więc jedynie na czekaniu na to, co stanie się z nami po śmierci fizycznej. To będzie tylko dopełnienie. Wszystko zaczyna się już tutaj na ziemi.
 
Powstanie z martwych ukazuje się jako zdolność do budowania wspólnoty, do rezygnacji z zaspokajania swoich często słusznych potrzeb dla dobra bliźniego. Zmartwychwstanie, które dokonało się w chrzcie, uzdalnia nas do świadectwa, przebaczenia, cierpliwości, nadziei, wytrwałości i trzeźwości. Nowe życie pozwala odzyskać właściwą miarę w korzystaniu z rzeczy stworzonych, abyśmy mogli czerpać prawdziwą przyjemność z jedzenia, picia, seksualności, a nie być ich niewolnikami. Na tym polega transplantacja serca, którą zapowiadał Ezechiel. Wielu świętych przeszło ją z powodzeniem. My również do nich dołączymy, jeśli nie na ziemi, to na pewno w domu Ojca.
 
Dariusz Piórkowski SJ
mateusz.pl