logo
Środa, 24 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bony, Horacji, Jerzego, Fidelisa, Grzegorza – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Anna
Wzięłam do ręki różaniec
Różaniec
 


 
 „Różaniec to łańcuch bezpieczeństwa na stromej skale
szczytów górskich. Nie wolno się zatrzymywać na żadnej tajemnicy.
Trzeba iść dalej. Bo pełnia życia jest u szczytu
…” - mówił
sługa Boży kard. Stefan Wyszyński.
 
Niegdyś uważałam siebie za dobrą katoliczkę. Jednak nie traktowałam za niewłaściwe tego, że kiedy spóźniłam się na niedzielną Mszę świętą, nie zwracałam uwagi na czytania mszalne, często stałam gdzieś pod chórem albo w kruchcie, a do sakramentów przystępowałam tylko z okazji świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy. W domu często były kłótnie. Uważałam się za osobę mądrą i wykształconą i nawet nie próbowałam zmieścić się ze swoim życiem w Ewangelii. Nie brałam do ręki Pisma Świętego i chciałam sama decydować, ile dzieci urodzę i czy zechcę trwać w trudnym małżeństwie. Swoich problemów nie przekładałam na modlitwę, tylko na kilometrowe obmowy w rodzinie i wśród przyjaciół. Marzyłam o wygodnym życiu po odchowaniu dzieci, o godzinach spędzanych w fotelu przed telewizorem, o wycieczkach po świecie. Krótko mówiąc, Pan Bóg sobie, a ja sobie. Na szczęście dzięki mojej mamie byłam od dziecka wrażliwa na krzywdę każdego człowieka.
 
Różaniec wzięłam do ręki pod wpływem wstrząsającej dla całej Polski informacji o porwaniu i zamordowaniu ks. Jerzego Popiełuszki. „Jak można podnieść rękę na drugiego człowieka?” – ta myśl dręczyła mnie nieustannie i otwierała na wołanie do Boga o pomoc. Pomimo zmęczenia z łatwością klęknęłam do modlitwy różańcowej, której nie odmawiałam od wielu lat. Miałam wówczas 33 lata. Tajemnice różańca pamiętałam z nauki religii. Nie zastanawiałam się, czy mam dużo do zrobienia w pracy, nie czułam bólu kolan. Z różańcem w ręku wyruszyłam w kolejnych tajemnicach na pielgrzymkę wiary. Kontemplowałam, zapewne z pomocą łaski Bożej, historię zbawienia i losy porwanego kapłana. Od tamtej pory moje życie zaczęło się zmieniać.
 
Intencje pisane przez życie…
 
Różaniec odmawiałam dalej. Zauważyłam, że coś się dzieje z moją rodziną… Zaczęliśmy rozumieć się z mężem, a w rodzinie zapanował spokój. Cieszyłam się z tej zmiany, ale próbowałam rozumem dochodzić, jak to się stało. Mój rozum miał tylko jedną odpowiedź – RÓŻANIEC. I tak wszystko się zaczęło. Życie dostarczało intencji do modlitwy, tak że nie mogłam wypuścić różańca z ręki.
 
Najpierw poważnie zachorował na tarczycę półroczny syn mojej siostry. Obiecałam wówczas Matce Bożej 9-tygodniową nowennę różańcową. Modliła się cała rodzina. Dziecko powracało do zdrowia. Cieszyłam się z tej łaski, ale modliłam się do końca nowenny. Wtedy moja córka podeszła do kalendarza i z radością oznajmiła: „Mamo, do Wielkanocy są tylko 63 dni”. Kolejne 9 tygodni. Dla mnie ta wiadomość była kolejnym wezwaniem do nowenny różańcowej. Pytałam się Matki Bożej, za kogo mam się modlić. Odpowiedź przyniosło życie. Postanowiłam modlić się za męża. Nie zdawałam sobie wówczas sprawy, że w małżeństwie modlitwa potrzebna jest obydwu stronom.
 
Jeszcze podczas trwania nowenny Maryja zaprosiła nas razem na drogę wzrastania w wierze w Oazie Rodzin. Potrzebny był tłumacz na spotkanie z małżeństwem z pokrewnej wspólnoty Equipes Notre-Dame z Francji. Poproszono mojego męża o tłumaczenie, ale nalegano, aby przyszedł wraz z rodziną. W ten sposób pomimo wielu oporów i przeszkód przybyliśmy do sąsiadów na spotkanie Oazy Rodzin, gdzie czekały zastawione stoły i wspaniała atmosfera, której wcześniej nie znaliśmy. Na kolejnych spotkaniach uczyliśmy się wspólnej modlitwy, poznawaliśmy Pismo Święte i elementy duchowości małżeńskiej. Początki były trudne. Szczególnie wspólne odmawianie różańca napotykało pewne opory. Mąż zapraszany wieczorem do różańca – klękał, ale półgłosem mówił do siebie: „ale złośliwa…”.
 
Tajemnice radosne
 
Bóg wśród doświadczeń obdarzył nas kolejnym dzieckiem. Kiedy byłam w stanie błogosławionym, wybuchł Czarnobyl, a ja zachorowałam na różyczkę. Najpierw bardzo płakałam, a potem wzięłam do ręki różaniec. W tym czasie mój mąż przywiózł z Jasnej Góry książkę pt. Zamach na Ojca Świętego w świetle Fatimy. Przeżyłam każde słowo tej książki. Szczególnie cud słońca z 13 października 1917 r. miał dla mnie wielkie znaczenie. Tu nauka została powalona na kolana, żadne prawa fizyki nie są w stanie wyjaśnić tego znaku, jaki Bóg dał dla niewierzących. Mój syn urodził się właśnie 13 października i chociaż podczas porodu popękała pępowina, nie wykrwawił się, a pępowina miała jakby wewnątrz regularne koraliki i wyglądała dokładnie jak paciorki różańca. Ze zdziwieniem oglądała ją lekarka.
Odczuwałam potrzebę odbycia spowiedzi generalnej. Moje sumienie, dzięki łasce Bożej, postrzegało zupełnie inaczej całe wcześniejsze życie.
 
 
1 2  następna
Zobacz także
Tadeusz Basiura
Pismo Święte niewiele mówi o obecności Matki Boskiej na drodze na Golgotę, którą musiał pokonać Jej Syn Jezus Chrystus. Jedynie św. Jan Ewangelista pisze: "A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena" (J 19,25). Należy zatem przyjąć za pewnik, że Matka Boska szła również za swoim umęczonym Synem, który z wielką trudnością, w bólu i cierpieniu, z ciężkim krzyżem na plecach podążał kamienistą drogą na Golgotę. Bo czyż mogła nie iść?  
 
ks. Piotr Prusakiewicz CSMA
Wydaje mi się, że dziś człowiek pragnie doświadczać bliskości Pana Boga. Dlatego trzeba mu nieustannie przypominać o Jego obecności nie tylko w kościele pod postacią chleba i wina, ale również w każdej sytuacji jego życia. Trzeba zwrócić uwagę na Boga, który nie jest magikiem, nie spełnia naszych zachcianek. To nie jest tak, że Bóg załatwia sprawy, z którymi ja sobie nie poradziłem. 

Z o. Józefem Witko OFM o modlitwie o uwolnienie i uzdrowienie, dzięki trwającej wciąż peregrynacji figury św. Michała Archanioła po Polsce, rozmawiał ks. Piotr Prusakiewicz CSMA 
 
Joanna Piestrak
Rozbudzone religijnie serce dorastającej dziewczyny zapragnęło poświęcić się Bogu. Maria rozważała wstąpienie do zakonu. Jej plany pokrzyżował wybuch drugiej wojny światowej, kiedy jako mieszkanka Wołynia stanęła przed groźbą zsyłki na Sybir. Aby zapewnić opiekę sobie, siostrze i ciężko chorej matce, zgodziła się wyjść za mąż za Stanisława Jurczyńskiego, którego wraz z matką wybrała spośród kilku kandydatów. 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS