logo
Wtorek, 23 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Ilony, Jerzego, Wojciecha – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Tomasz Jaklewicz
Z głową w niebie
Gość Niedzielny
 


Powiedz mi, jakie są twoje nadzieje, a powiem ci, kim jesteś. Człowieka określają nie tylko jego korzenie, ale także jego przyszłość – to, czego spodziewa się po życiu, po innych, po Kościele, po Bogu… Czy spodziewamy się nieba?
  
Tomasz Błażowski prowadzi w różnych firmach szkolenia psychologiczne dotyczące motywacji do działania. Fachowo przekonuje, że w życiu zawodowym ważny jest jasno określony cel. W ankiecie dla uczestników kursu stawia m.in. pytanie: co jest twoim celem w życiu. Padają przeróżne odpowiedzi, ale zawsze w każdej grupie znajduje się przynajmniej jedna osoba, która odpowiada: „moim celem jest niebo”.

Piękne! I daje do myślenia. Zastanawiam się, czy widzę swoje życie w takiej niebieskiej perspektywie. Czy potrafię powiedzieć sobie: „moim celem jest niebo”? Benedykt XVI: „Człowieka nie da się zrozumieć, pytając tylko, skąd pochodzi. Zrozumie się go dopiero wówczas, gdy się także zapyta, dokąd zmierza”. Wniebowstąpienie Jezusa pokazuje kierunek, ku któremu zmierzamy. Nie jest to wbrew pozorom opowieść o podróży w zaświaty. Jest to opowiadanie o wielkości człowieka.

Coś się kończy, coś się zaczyna

Malarskie wizje wniebowstąpienia nie bardzo przekonują. Pan Jezus unosi się w górę w kłębach dymu, a uczniowie jakby obserwowali start promu kosmicznego. Pewne podobieństwo z wahadłowcem jest, bo Pan obiecał, że wróci na ziemię. (Jezu, wybacz to prymitywne porównanie, to skutek karmienia się popkulturą). A już całkiem poważnie, kluczem do zrozumienia przesłania płynącego z wniebowstąpienia jest zakończenie Ewangelii św. Łukasza i początek Dziejów Apostolskich, tego samego autora. W obu miejscach mowa jest o wstąpieniu Zmartwychwstałego do nieba. Dlaczego św. Łukasz powtarza ten motyw? Czy chce tylko zgrabnie połączyć obie księgi?

Chodzi tu z pewnością o coś głębszego. Ewangelista mówi nam, że tam, gdzie coś się kończy, jednocześnie coś się zaczyna. Wniebowstąpienie jest linią demarkacyjną, oddzielającą dwa etapy misji Jezusa. Zakończył się czas widzialnego ukazywania się zmartwychwstałego Chrystusa uczniom, rozpoczyna się czas Kościoła. Jezus właśnie po to ukazywał się uczniom po Zmartwychwstaniu, aby zbudować z nich wspólnotę, która będzie głosić światu, że On żyje, że jest silniejszy niż śmierć, bo On sam jest życiem. Wniebowstąpienie jest więc ostatnim zjawieniem się Chrystusa uczniom i wiąże się ściśle z przekazaniem im misji kontynuowania dzieła. Jezus pozostanie w swoim Kościele. Obiecał to wyraźnie: „Nie zostawię was sierotami”, „Oto Ja jestem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata”. Ta obecność ma już inną formę. Jezus żyje ukryty w sakramentach, w słowie Bożym, w uczniach napełnionych Duchem Świętym. Śpiewamy w pieśni „Cichy, bez chwały, daje nam się cały”. Bez chwały! Rzeczywistość zmartwychwstania zostaje jakby przesłonięta. Wpatrujemy się w chleb eucharystyczny, krople wina w kielichu, płonącą świecę paschału, twarze modlących się z nami ludzi, słyszymy porywające „Alleluja”… Cała ta widzialna strona Kościoła (czasem piękna, ale przyznajmy: czasem też zgrzebana) jest jednocześnie zasłoną i znakiem żyjącego Pana. Święty Paweł nazwie Kościół Ciałem Chrystusa. To mistyczne Ciało pozostaje na ziemi, ale jego Głowa, czyli Jezus, jest w niebie.

Opowieść o wielkości człowieka

Nie powinniśmy wyobrażać sobie, że Jezus udał się w podróż na jakąś odległą planetę. W tajemnicy wniebowstąpienia nie chodzi o jakieś naiwne wyobrażenia rzeczywistości: niebo u góry, piekło na dole, ziemia pośrodku. Benedykt XVI: „chodzi tu o wymiary człowieczeństwa, a nie o piętra wszechświata. Chodzi o Boga i człowieka, o rzeczywistość, wysokość człowieczej egzystencji, a nie o miejsce miedzy planetami”.

Wniebowstąpienie jest w istocie opowieścią o tym, kim jest człowiek. To jest klucz! Jezus ukazuje, do czego ostatecznie powołany jest człowiek. Do zasiadania po prawicy Boga. Naszym przeznaczeniem jest wspólnota z Bogiem, udział w Jego chwale i panowaniu. Pochodzimy od Boga i do Niego zmierzamy, o tym mówi nam wiara. Ta wiara, jak przypomina Benedykt XVI, uczy, że „właściwym i słusznym miejscem dla naszego istnienia jest sam Bóg i że z tej perspektywy musimy patrzeć na człowieka”. Ta wiara chroni nas przed wszelkimi próbami pomniejszania człowieka.

To ważny temat, bo panuje dziś dziwna nienawiść człowieka do własnej wielkości. Skrajne nurty ekologiczne wciąż mówią, że jesteśmy takim samym gatunkiem zwierząt jak każdy inny. A nawet gorszym, bo szkodzącym środowisku i zdolnym do okrucieństwa na niespotykaną w przyrodzie skalę. Biolodzy ateiści z upodobaniem powtarzają, że człowiek to tylko DNA i kilka pierwiastków z tablicy Mendelejewa. Na ekranach kin i telewizorów wciąż widzimy „sponiewieranego człowieka we wszystkich stadiach grozy”, człowieka jako kupę mięsa i kości, nic więcej. Patrząc na Chrystusa wstępującego do nieba, widzimy niesamowite wyniesienie człowieczeństwa. Papież mówi, że to „rehabilitacja człowieka”. Nie jesteśmy tylko grudką materii, szkodliwym gatunkiem niszczącym matkę ziemię, bezużyteczną pasją, igraszką kosmicznych sił, kaprysem przyrody… Jesteśmy wezwani do wielkości, ale nie tej, którą podpowiada nam diabelska pycha. Drogę do wielkości pokazuje nam Chrystus. To droga pokory: zdania się na Boga, uznania Jego panowania, droga służby, umywania nóg, droga krzyża, czyli miłości odpowiadającej dobrem na zło. Człowiek o własnych siłach nie wzniesie się nad ziemię do nieba, może go unieść tylko Bóg.

 
1 2  następna
Zobacz także
Krzysztof Osuch SJ

Trudne czasy (podobno takie są wszystkie), w których przyszło nam żyć, wywołują w nas poczucie zagubienia i przygnębienie. Chrystus zlecił swym wyznawcom (inaczej: Kościołowi), by byli światłem dla świata: Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze (Mt 5,14). „Książe ciemności” czyni wiele, by wyeliminować to Światło, a przynajmniej, by je osłabić. Winniśmy modlić się i czuwać, by nie ulec pokusie i grzechowi; i by trwając w grzechu nie utrudnić ludziom dostępu do upragnionego Jezusowego Królestwa Prawdy, Sprawiedliwości i Miłości.

 
ks. Józef Pierzchalski
Słabość mężczyzn, to jest słabość ich ojców. Chłopiec może nauczyć się być mężczyzną, tylko przy swoim ojcu. Nie można nauczyć się być mężczyzną przy matce. Mężczyźni wychodzą z domu sami na całe prawie dnie, idąc do pracy. Nie przebywają ze swoimi synami, ze swoimi dziećmi. Synowie nie pracują z ojcami. Ojciec nie może tym samym być mistrzem dla swojego syna. Ta nieobecność ojca w rodzinie rodzi podejrzliwość. 
 
Sławomir Kamiński SCJ

Rutyna, niepohamowany pośpiech, przyzwyczajenie, mała wiara, brak systematyczności w uczestniczeniu w liturgii, emocje bardziej przywiązujące nas do siebie, ludzi, niż do Boga, wyobraźnia niedająca się okiełznać skupieniu, syndrom grupy, który najbardziej widoczny jest u młodzieży przebywającej w kościele, potrzeba nieustannej akcji, najlepiej głośnej, spektakularnej, wciągającej jak film przygodowy, czy w końcu rzecz na pozór prozaiczna, ale mająca jednak wpływ na nas – oddalone od ołtarza miejsca, które wybieramy podczas nabożeństw. W ten właśnie sposób niejednokrotnie mijamy się z Bogiem i Jego miłością. 

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS