logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Małgorzata Pabis
"Maksiu, ty chyba będziesz święty!"
Źródło
 


 
 Władysław Lewkowicz podczas II wojny światowej był więźniem obozu KL Auschwitz. Obecnie 86-letni mężczyzna podkreśla, że Bóg pozwolił mu przeżyć "piekło" i dożyć długich lat. - Czasem jest mi już ciężko. Wydaje mi się, że jestem słaby i chory. Łykam "tony" lekarstw. Niedawno lekarzom wydawało się, że mam raka, a ja dzięki Opatrzności Bożej oraz pomocy Świętego Ojca Maksymiliana, towarzysza "piekła obozowego", świadczę o jego świętości oraz przypominam młodych, bezimiennych, polskich patriotów - opowiada były więzień o numerze 3121.
 
W 1939 roku Władysław Lewkowicz miał 18 lat. Mieszkał w Warszawie, gdyż jego ojciec był oficerem i przez jakiś czas musiał przebywać w stolicy, dokąd zabrał swoją rodzinę z Poznania. - Na krótko przed wybuchem wojny pojechałem na szkolenie wojskowe. Byłem w Gradziczach koło Grodna. Jeszcze nie zdążyłem zdać munduru, a wojna wybuchła. Wtedy na wezwanie prezydenta Warszawy razem z kolegami poszedłem bronić miasta przed okupantem - opowiada mężczyzna, dodając: - Byłem wtedy na placu Unii Lubelskiej. Szliśmy z karabinami na czołgi. Wielu wtedy zginęło.
 
Ja przeżyłem
 
Warszawiacy nigdy nie pogodzili się z tym, że Niemcy przejęli stolicę. Wielu walczyło tak jak mogło. - Chcieliśmy ludziom dawać nadzieję, więc rozrzucaliśmy ulotki "Polska żyje!" i po nitce do kłębka wyłapali nas wszystkich. W wagonach bydlęcych wieźli nas - 1600 osób - nie wiedzieliśmy gdzie - wspomina Władysław Lewkowicz.
15 sierpnia 1940 roku, w dzień Wniebowstąpienia Matki Bożej i Cudu nad Wisłą, dwa miesiące po otwarciu KL Auschwitz młody chłopiec znalazł się w tym strasznym miejscu. - Zaraz jak wyrzucono nas z wagonów nastąpił krzyk, bicie. Dawali nam numery począwszy gdzieś od 1500, ja otrzymałem jeden z ostatnich - 3121. Byliśmy młodzi, więc pracowaliśmy w najtrudniejszych komandach - podkreśla były więzień.
 
Więcej niż złoto
 
Wspominając piekło obozu pan Władysław opowiada o uczuciu najstraszniejszym - o głodzie, który towarzyszył więźniom niemal bez przerwy. - Do dziś brzmią w moich uszach słowa: każdy kto przeżyje więcej niż trzy miesiące w obozie jest złodziejem. Dawali nam tak mało jeść, że głód towarzyszył nam ciągle. Z tego powodu wiele mówiliśmy o jedzeniu; co lubiliśmy jeść, co mama gotowała na niedziele. Jedzenie... najczęstszy temat rozmów w obozie - opowiada Władysław Lewkowicz.
 
Do "najlepszych" czasów w obozie więzień 3121 zalicza ten, kiedy wychodził poza obóz, by pracować na grządkach przy pomidorach. - Wtedy w konspiracji podjadaliśmy pomidorki. Oczywiście trzeba było to tak robić, by nikt nie zauważył. Nie byli w stanie nas upilnować. Czasem takiego małego pomidorka zanosiłem do obozu dla kolegów. Jak ktoś był w szpitalu to dla niego pomidor, cebula to było więcej niż złoto. Kalorii w nim nie było wiele, ale dawało to wielką radość i satysfakcję. Za przemycanie jedzenia groziły ciężkie kary. Jak złapali kogoś to wyrzucali z komanda, a nawet do bunkra się szło - podkreśla były więzień.
 
Kwiatek z wdzięczności
 
Swoje życie zresztą narażali nie raz. O swoim życiu obozowym pisali niewielkie raporty i zostawiali je w umówionym miejscu. Dwie kobiety w nocy zabierały je, a zostawiały lekarstwa, chleb, a raz nawet... zakonsekrowane Hostie. - Dostaliśmy cały woreczek Hostii. Jakaż to była radość. Baliśmy się tylko jak wniesiemy je do obozu. Zabandażowaliśmy koledze nogę i tam włożyliśmy. Strażnicy na bramie nic nie zauważyli - wspomina Władysław Lewkowicz.
 
Ze łzami w oczach mężczyzna wspomina kobiety: Bolesławę Kożusznik i Helenę Płotnicką, które im pomogły przeżyć ten straszny, obozowy czas. - Helenę Płotnicką, matkę rodziny nakryli Niemcy. Nie wydała nas, nic nie powiedziała. Kiedy wieźli ją do krematorium, jeden z kolegów położył jej na piersi namalowany kwiatek. To był nasz dar wdzięczności. Druga przeżyła wojnę, odszukaliśmy ją, by jej podziękować. To spotkanie było niezwykle wzruszające. Muszę powiedzieć, że to były bohaterskie kobiety - podkreśla pan Lewkowicz.
 

 
1 2  następna
Zobacz także
ks. Bogusław Dygdała
Bardzo często u wielu ludzi, którzy pogłębiają swoją wiarę, rodzą się pytania o potrzebę i sens oddawania czci Maryi. Polska uchodzi za kraj bardzo maryjny, licznie gromadzimy się w październiku na różańcu, w Adwencie na roratach; mamy maryjny miesiąc maj, święta maryjne są zawsze uroczyście obchodzone, w każdym praktycznie kościele znajduje się jakiś ołtarz lub przynajmniej obraz Maryi i pewnie długo można by dalsze przejawy szczególnej czci Maryi wyliczać. 
 
ks. Bogusław Dygdała
Ks. kard. Józef Ratzinger nawiedził Polskę kilkakrotnie. W artykule tym zatrzymamy się przy trzech miejscach z kilku, które nawiedził w Polsce ks. kard. Ratzinger. Będą to: Uniwersytet Jagielloński w Krakowie - 19 kwietnia 1999 r., Szczepanów - 10 maja 2003 r. i o uczestnictwo w uroczystościach Stanisławowskich na Skałce - 11 maja 2003 r. Każda forma zbliżenia się do kard. Ratzingera pozostaje głęboko w sercu i pamięci. Oczywiste, że w różny sposób...
 
Agnieszka Huf

Kiedyś „leczył”, wyciągając rękę. Dziś w wyciągniętej dłoni ściska różaniec. Historia Staszka to opowieść o Maryi depczącej głowę węża. Jej początki – jak to zwykle bywa – były bardzo niewinne… Wszystko zaczęło się od tego, że Staszek chciał robić coś, czego nie umiał mój tata… a tata potrafił prawie wszystko – uśmiecha się Grażyna.

 

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS