DRUKUJ
 
Agnieszka Rogalska
Wola, rozum i prawdziwe dobro
Przeznaczeni
 


Certyfikat z miłości
 
 
 W miłości bardzo ważna jest sztuka odróżniania tego, co „mi się chce” od tego, czego „ja chcę”.
 
Stan „mi się chce” jest wywoływany przez poruszenia naszych uczuć, zmysłów i popędów. Mamy wrażenie, że jesteśmy przyciągani w jakąś stronę, trudno nam oderwać wzrok, myśli. Jesteśmy bierni - coś się z nami albo w nas dzieje. W chwilę po tym, jak stanie się to, co „mi się chciało” pojawia się poczucie mniejszej lub większej pustki do czasu, kiedy znów coś „mi się zachce”.
 
„ja chcę” oznacza aktywne działanie woli. Określamy swój cel, wybieramy środki do jego realizacji, podejmujemy kolejne kroki, aby go osiągnąć. Czasem wymaga to trudu, siły wewnętrznej, wytrwania. Jednak kiedy cel zostaje zrealizowany, doświadczamy spełnienia, radości, że dzięki nam powstało dobro, którego wcześniej nie było. Bowiem wola z natury jest twórcza w swoim działaniu, tworzy dobro, a nie tylko je konsumuje.
 
Często zdarza się, że w jednej osobie dochodzi do konfliktu między „mi się chce” i „ja chcę”. Co się wtedy dzieje? Scenariuszy jest kilka. Oto one w dużym uproszczeniu:
 
1.„mi się chce” podporządkowuje sobie wolę – wola w tej sytuacji przyzwala na cel i środki, które są podyktowane przez poruszenia uczuć, zmysłów i popędów. Wola jako przegrany staje się niewolnikiem i wyrzeka się swojej wolności, swojej zdolności wyboru. Towarzyszy nam wtedy poczucie, że nie jesteśmy już panami samego siebie, że coś nas wciągnęło, wchłonęło.
 
2.wola akceptuje to, czego „mi się chce” – wola nie wybiera sama celu i środków, ale akceptuje i aktywnie włącza się w realizację tego, ku czemu są pociągane uczucia, zmysły i popędy. Wola w tej sytuacji jest najemnikiem. Kiedy zostanie zrealizowane to, czego „mi się chce”, czujemy przyjemność, rozkosz, „sytość”.
 
3.„ja chcę” podporządkowuje sobie uczucia, zmysły i popędy – wola sama wybiera cel i środki i zmusza do milczenia uczucia, zmysły i popędy. Wola staje się wówczas strażnikiem w państwie buntowników - większość swojej uwagi i siły wykorzystuje, aby ujarzmić przeciwników niż na realizację własnych celów. Kiedy wola osłabnie, przeżywamy wybuch uczuć, zmysłów i popędów na miarę trzęsienia ziemi.
 
4.„ja chcę” „dyplomatycznie” uzyskuje poparcie uczuć – wola ukazuje uczuciom, ile radości i satysfakcji może przynieść realizacja wybranego przez wolę celu, jak piękna może być przyszłość, ilu bliskich ludzi można prawdziwie uszczęśliwić. Wola staje się wychowawcą i przewodnikiem, dzięki czemu zyskuje sobie mocnego sprzymierzeńca w uczuciach. Stanowczość wobec zmysłów i popędów wymaga jeszcze pewnego wysiłku, jednak nawet chwilowe porażki nie łamią woli.
 
Ostatni scenariusz jest jednak niemożliwy bez wsparcia rozumu.
 
***
 
Rozum i prawdziwe dobro
 
Wola może pociągnąć uczucia, jeśli zdoła im wskazać, że cel jej działania jest prawdziwie dobry. Uczucia bowiem są spontanicznie ukierunkowane na przyjemność, czyli bezpośrednie „dobro dla mnie”. Tę naturalną skłonność uczuć można rozwinąć dzięki wychowaniu i uwrażliwić je na dobra wyższe. Jakość dobra rozpoznajemy przy pomocy rozumu. 
 
Dobrem prawdziwym jest to, co sprawia, że ukochana osoba może stać się dzięki temu lepsza, pełniej zrealizować możliwości, które w niej tkwią. Do tych możliwości zaliczamy przede wszystkim to, co jest znamienne tylko dla osób, czyli: rozumność, wolność i zdolność do budowania relacji. Jeśli nasze działania odbierają ukochanej osobie zdolność do poznania prawdy i wolnego wyboru, np. przez manipulację uczuciową czy wymuszenia pod groźbą zerwania, to zamiast miłości trzeba mówić o egoizmie. Podobnie jest w sytuacji, gdy ograniczamy ukochaną osobę w budowaniu przez nią relacji z innymi, np. domagamy się zerwania dotychczasowych przyjaźni, izolowania się od rodziny. 
 
Za każdym razem, kiedy, decydując się na jakieś działanie, wybieramy ukochaną osobę jako środek do celu, sprzeciwiamy się miłości, ponieważ rola środka do celu jest poniżej możliwości osoby. Przykłady: Ona marzy o cudownym związku z doskonałym mężczyzną i usiłuje przerobić swojego chłopaka (narzeczonego, męża) wg tego wzoru jak rzeźbiarz obrabia kamień. On chce mieć wielką rodzinę i potrzebuje żony, która urodzi mu dzieci. W obu przypadkach jedna osoba zostaje użyta przez drugą jako środek do osiągnięcia celu. Jeśli okaże się on nieskuteczny, wówczas szukamy „lepszego modelu”.
 
Czy traktujemy ukochaną osobę jako środek, czy jako cel? Czy dobro, o które dla niej zabiegamy, jest prawdziwe? O tym może nas pouczyć tylko rozum, który rozpoznaje obiektywną hierarchię dóbr spotykanych w otaczającym nas świecie. Bywa jednak, że brak nam pewności co do słuszności rozeznania naszego rozumu. Warto wówczas odwołać się do osądu osób, które są dla nas autorytetem. Rozum jest więc niezbędny w miłości. Co więcej, wbrew popularnej opinii nie eliminuje on uczuć, ale wspiera je, aby nie skręciły w stronę egoizmu i użycia drugiej osoby, ale ukazały całe swoje piękno i moc.
 
Skoro dla rozwoju związku tak duże znaczenie ma poszanowanie wolności drugiej osoby, to rodzi się pytanie: w jaki sposób możemy podejmować wspólne decyzje i działania? Ale o tym wkrótce...
 
Pozdrawiam
Agnieszka Rogalska
www.przeznaczeni.pl