DRUKUJ
 
Ks. Marek Kruszewski
Z mroku do światła
Idziemy
 


W tym czasie światła, słowa, znaki i celebracje prowadzą nas do bliskości Boga. Do Boga, który chce być blisko. Bo kocha.

 

Najpierw przypomnijmy sobie prawdy ogólne, ale potrzebne. Powtórzmy je, aby dotarły do serca. Bóg kocha mnie, ciebie, każdego człowieka. Jest Doskonałym Duchem obecnym wszędzie, w niebie, na ziemi, w każdym miejscu. O dziwo, chce z być z człowiekiem także fizycznie. Lubi się wcielać, spotykać, prowadzić z nami dialog. Przychodzi w sakramentach, w postaciach eucharystycznych, w swoich ubogich, we wschodach słońca. Jego przychodzenie do człowieka i dla człowieka tworzy historię zbawienia.

 

Ostatnim etapem tej historii Bożych przejść, historii zbawienia – po Starym i Nowym Testamencie – jest „czas Kościoła”. Trwa od zesłania Ducha Świętego w dniu Pięćdziesiątnicy do ostatecznego przyjścia Pana. Święty Leon Wielki powiedział w V w.: „Wszystko, co było uchwytne w Chrystusie, przeszło w sakramenty Kościoła”. Przecież Jezus obiecał, wstępując do nieba: „A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28,20). Chrystus dalej rodzi się, naucza, sprawia cuda, umiera i zmartwychwstaje. Nie w Palestynie, ale w całym swoim Kościele. W sakramentach i w każdym wierzącym. Chrystus jest, działa i kocha nas, Kościół, we wszystkich naszych czynnościach, ale szczytem tego jest liturgia. Mówimy o liturgii: wspominanie uobecniające. Wspominamy mękę i śmierć Chrystusa podczas Eucharystii – i to naprawdę się wtedy dzieje. Wspominamy narodzenie Pana Jezusa – i On naprawdę się wtedy rodzi w Kościele. Dlaczego? Bo tak chce. Bo kocha.

 

Porządek w tym przechodzeniu Pana przez ludzkie życie wprowadza rok liturgiczny. Wyznacza go cykl stworzonej przez Boga przyrody. Rok w rok powtarzamy te same obrzędy, powolnie zbliżając się do Boga, do liturgii wiekuistej. Rok liturgiczny przypomina, ale także sam Chrystus się temu poddaje i chce, aby przez cały rok czynić to, co czynił dwa tysiące lat temu. Tylko teraz z nami. Tu i teraz. A naszą zasługą jest wiara: przyjęcie, że On przychodzi. Szczególnym czasem pielęgnacji wiary jest Adwent.

 

Potrójne czekanie

 

Adwent to radosne, pobożne i miłe oczekiwanie – słyszymy co roku. Na kogo? Na Zbawiciela, który był, który jest i który przychodzi. Greccy chrześcijanie mówili:


ho Erchomenos – Przychodzący. Ale przede wszystkim jest to oczekiwanie na kogoś, kogo się z wzajemnością kocha. Jest to oczekiwanie potrójne. Bo Jezus przyszedł w ukryciu, przyjdzie w chwale, ale przychodzi także dziś. Czekamy więc na Jezusa Maleńkiego i Bliskiego, na Jezusa Potężnego i Ostatecznego, ale przede wszystkim na Jezusa Przychodzącego Tu i Teraz: ukrytego w Słowie, w sakramentach, w Kościele, w wydarzeniach codziennego życia i w znakach przyrody. Najważniejsze jest to trzecie przyjście; najmilsze – to pierwsze. Ostateczne przyjście Pana Jezusa jest już tylko ostateczną konsekwencją. Dla tych, którzy zaufali Panu, będzie dniem wielkiego szczęścia Dla tych, którzy Boga odrzucili, będzie to dzień straszny i smutny. Warto jednak wyraźnie akcentować w myślach o Sądzie Ostatecznym: przyjdzie Jezus, Ten, który nas do szaleństwa kocha. Dlatego prosimy w każdym Ojcze nasz: „Przyjdź królestwo Twoje”. Błędem jest obawianie się ukochanego Boga.

 

Okres Adwentu dzieli się na dwie części tematyczne. Do 16 grudnia oczekujemy na kochanego Jezusa w czasach ostatecznych. Od 17 grudnia przygotowujemy się na Jezusa malusieńkiego, czyli na Narodzenie Pańskie. Chodzi o to, żebyśmy nie rozminęli się z przychodzącym Zbawcą. Przestrogę stanowią dla nas ci synowie Izraela, którzy nie rozpoznali Jego przyjścia. Trochę jak żona tęskniąca za mężem – a niewpuszczająca go do domu, kiedy ten wraca. Chcemy uniknąć ich błędu. Prostujemy drogi, równamy ścieżki. Postaciami poprawnie przeprowadzającymi nas przez Adwent są prorok Izajasz, Jan Chrzciciel i Maryja Niepokalana.

 

Roratka w dobie żarówek

 

Głównym znakiem Adwentu jest świeca roratnia. Przypomina nam Maryję. Zaznacza to niekiedy kokarda albo pasek na świecy. Płomyk to Chrystus. Roratkę zapalamy na Mszach Świętych zwanych roratami. Nazwa ta pochodzi od pierwszych słów pieśni na wejście: Rorate coeli de super – „Spuśćcie, niebiosa, z góry rosę”. Płomyk roratki powielają w nawie kościoła lampiony adwentowe. Mówią, że my wszyscy oczekujemy wraz z Maryją. Świece i lampiony stanowią prosty i przepiękny symbol. Wosk spala się – tak jak życie przemija – ale nie na darmo, lecz aby dać światło. W dobie żarówek światło świecy to mało. Daje jeden lumen. Żarówka daje tysiąc lumenów. A jednak tu chodzi o światło duchowe, światło Chrystusa. Dla umierającego nie liczą się żyrandole i halogeny. Kiedy gasną jego zmysły, zapach, czucie, słuch i wzrok, ma jedną nadzieję. Że w ciemnościach, w które wchodzi, pojawi się małe światełko: zbliżający się Chrystus. On przeprowadzi go przez ciemny tunel śmierci. Doprowadzi do domu Ojca.

 

Według tradycji polskiej zwyczaj odprawiania rorat wprowadziła św. Kinga. W katedrze na Wawelu przed rozpoczęciem Mszy Świętej, prawie w ciemności, pierwszą świecę zapalał król, i mówił: „Jestem gotów na sąd Boży”. Potem podchodził biskup, senator, przedstawiciel szlachty, rycerstwa, mieszczaństwa, chłopstwa – reprezentanci wszystkich stanów. I wszyscy po kolei zapalali świecę, powtarzając: „Jestem gotów na sąd Boży”. Po przeniesieniu stolicy do Warszawy w katedrze św. Jana Chrzciciela kontynuowano tę tradycję. Roraty lubili Zygmunt Stary, Zygmunt August, Bona, Anna Jagiellonka i Marysieńka Sobieska. Płomyki świec i lamp na porannej Mszy przypominały jutrzenkę, czyli jasność poprzedzającą ukazanie się słońca na horyzoncie. Zapowiadały słońce, radość i życie.

 

Różowa tęsknota

 

Drugim ważnym znakiem Adwentu, znakiem wyczekiwania, jest kolor fioletowy. To barwa powagi. Rezygnujemy też w kościołach z dekoracji kwiatowych, ze śpiewania Gloria. Nie chodzi jednak o pokutę. Asceza Adwentu wynika z racji psychologicznych. Stanowi pewnego rodzaju post, abstynencję, aby w noc i dzień Narodzenia Pańskiego wybuchły radością kwiaty, pieśni i światła. Znamy ten mechanizm. To między innymi zwyczajowy post 24 grudnia sprawia, że potrawy wigilijne smakują tak dobrze. Śpiew „Chwała na wysokości Bogu” to śpiew aniołów nad szopką betlejemską. Niech wybrzmi w pasterkę całą swoją siłą.

 

W ascezie adwentowej chodzi jednak o coś więcej niż o smak potraw świątecznych i siłę radości liturgii Bożego Narodzenia. Chrześcijaństwo to w swojej istocie pielęgnacja głodu, pragnienia Boga. Ciało uczy ducha. Można pić litry alkoholu, wiadra telewizji, zakupów, seksu czy muzyki – i dalej chce się pić. W Adwencie czekamy na wodę żywą, która gasi pragnienie. Jeden z hymnów adwentowych głosi:

 

Trzecim, popularnym znakiem pomagającym pielęgnować w nas tęsknotę za Bogiem, jest wieniec adwentowy. Umieszczone w nim cztery świece przypominają cztery niedziele Adwentu. Często są fioletowe. Świeca zapalana w trzecią niedzielę Adwentu może być różowa. Podobnie kapłani nakładają wtedy używany dwa razy w roku różowy ornat. To ciepłe światło bijące z szopki betlejemskiej prześwietla fiolet i daje w konsekwencji wesoły róż. Trzecia niedziela Adwentu różni się od pozostałych. To Dominica Gaudete – Niedziela „Radujcie się”. Nawiązuje do słów z Listu do Filipian: „Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się… Pan jest blisko” (4,4n). Kościół przypomina, że jest to radość obiektywna, niewyczerpana, spokojna i szalona jednocześnie. Przypomina radość króla Dawida rozebranego do pasa, tańczącego przed Arką Pana i tak świętującego przymierze z Bogiem. Choć niektórzy wyśmiewali tańczącego króla, on się tego nie wstydził. Także okazywanie swojej wiary przez wywieszanie wieńców na drzwiach domów jest takim znakiem: „Nie wstydzę się mojej nadziei”. To dom ludzi wierzących, czekających na Jezusa.

 

Wieńce adwentowe w Polsce mają zaledwie stuletnią tradycję. Jednak w czasie grudniowym, kiedy noce są takie długie, wszystkie zwyczaje niosące klimat światła, ciepła stają się nam szczególnie miłe. „Bóg jest światłością i nie ma w nim żadnej ciemności” (1J 1,5).

 

Te i inne światła, słowa znaki i celebracje prowadzą nas do bliskości Boga. Do Boga, który chce być blisko. Bo kocha.

 

ks. Marek Kruszewski
Idziemy nr 48/2019