DRUKUJ
 
Dariusz Piórkowski SJ
Nawigacja nadziei
Mateusz.pl
 


„Głos wołającego na pustyni. Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego. Wszyscy ludzie ujrzą zbawienie Boże” (Łk 3,5-6).


Prawdopodobnie już nieraz słyszeliśmy z ust wielu sceptyków, iż nadzieja jest matką głupich. Jeśli mamy na myśli jedynie statyczną, duchową dyspozycję, która czyni z nas błędnych rycerzy, pomaga nam bujać w obłokach i konstruować nierealne światy, to chyba powiedzenie to nie rozmija się z prawdą. Marzycielstwo i rojenie niewiele mają wspólnego z chrześcijańską nadzieją. Bo jeśli uchyliliśmy jej odrzwia naszego serca i umysłu, na pewno będzie nas motywowała przede wszystkim do czynu. Mimo że w Liście do Hebrajczyków czytamy o nadziei jako bezpiecznej i silnej kotwicy duszy (por. Hbr 6,19), to jednak autor używa takiego porównania, aby podkreślić, że nadzieja zapadła w stabilny i twardy grunt, którym jest królestwo poza zasłoną, gdzie rządy sprawuje sam Jezus Chrystus. Dzięki temu, że nadzieja łączy się ściśle z wiecznością, nie ogranicza nas jedynie do ludzkich rozwiązań i możliwości oraz uzdalnia nas do podążania naprzód.

 

Jednak Bóg nie każe nam zarzucać kotwicy na ziemi, osiadać gdzieś na mieliźnie lub płynąć z prądem, gdziekolwiek by nas wiatr nie poniósł. Czyż można sobie wyobrazić, aby jakiś okręt zacumował na zawsze w porcie i w ogóle się z niego nie ruszał? Cóż to za statek, który nie wybierałby się w rejs, nie sunął przed siebie w blasku wschodów i zachodów słońca, nie opierał się sztormom i wichrom, by ostatecznie dobić do zamierzonego portu? Czy można być marynarzem pozostając wciąż na brzegu? Jeśli naprawdę uchwycimy się Jezusa, to on ukazuje nam również zadania do wykonania. Zadania, których siłą napędową jest służba innym, a celem udoskonalenie siebie. Prawdziwa nadzieja nie zachęca do przeciętności, spoczywania na laurach i promowania gnuśności. Nadzieja jest także motorem działania, iskrą zapalną naszej twórczości, wiatrem, który dmie w żagle statku naszego życia i wzywa do wypłynięcia na pełne morze.

 

Człowiek nadziei wie, że do czegoś zmierza, że na kogoś lub na coś czeka. Wpatrzony w cel, pomnaża jednak wysiłki, aby go osiągnąć. Kiedy Krzysztof Kolumb wyruszał w kierunku nieznanego Nowego Świata, większość uznała go raczej za mało rozgarniętego śmiałka, który postradał zmysły i wystawił siebie oraz innych na niechybną śmierć. Może niektórzy mówili: „To idiotyzm. Po co się wygłupiać? I tak nic z tego nie wyjdzie”! A jednak Kolumb zwyciężył, chociaż podczas długiej i męczącej podróży cała załoga prawie zwątpiła, była o włos od buntu, gdyż doświadczyła głodu i pragnienia. Gdyby nie nadzieja, która ożywiała odkrywcę, nie wybierałby się nawet w drogę i nie zdołał przekonać królowej Izabeli.

 

Jan Chrzciciel zwiastuje ludowi bliskość Pana, który pragnie przejść po naszych drogach i zaprosić do podążania za Nim. Zarówno w skali całego życia, jak i jego krótszych okresów, nie robimy nic innego, jak przygotowujemy się na zbawcze wkroczenie Boga w naszą osobistą historię. Nie użyje on przemocy, aby wtargnąć do naszego serca. Nie wymusi na nas posłuszeństwa lub, co gorsza, nie zniewoli nas. Nie rozgości się tam, gdzie panuje nieład i duchowy zastój. (Ameryka również nie przyszła sama do Kolumba, lecz to on przeszedł żmudną drogę okupioną wysiłkiem, aby do niej dotrzeć). Prostowanie ścieżek dla Pana oznacza odpowiedzialne zaangażowanie w życie: szukanie własnego powołania; wierność obranym ideałom i wartościom; bycie w ciągłym odwrocie wobec naturalizmu i niezdrowej spontaniczności; docenianie i dobre wykorzystywanie danego mi czasu; równowaga pomiędzy pracą a odpoczynkiem; refleksja nad tym, co robię; przeciwstawianie się oportunizmowi itd. Takie życie zakłada ukierunkowany ruch. Wtedy jest ono podobne do okrętu, który przemierza morza i oceany z wytyczoną dla niego misją, a nie niszczeje zakotwiczony u brzegów, lub dryfuje, zdając się na ślepy traf. Ci, którzy na tej ziemi aktywnie zdążają ku wyraźnemu celowi, potwierdzają, że nadzieja jest matką mądrych, którzy nie tracą czasu na życzeniowe myślenie czy fantazjowanie, lecz biorą ster życia w swoje ręce.

 

Dariusz Piórkowski SJ
mateusz.pl