DRUKUJ
 
Ks. Jan Szpilka SDS
Ksiądz w islamskiej republice
 


Ksiądz w islamskiej republice

Islam jest na Komorach wszechobecny. Przypominają o tym bardzo liczne minarety meczetów, hałaśliwe wezwania do modlitwy w języku arabskim, zasłonięte kobiety, ubrani na biało mężczyźni z muzułmańskimi koronkami modlitewnymi, na których medytują atrybuty Allacha. O islamskim charakterze kraju przypomina nazwa kraju, jego flaga, arabski charakter starej pisowni. Islam jest religią totalitarną, która wyciska swoje piętno na wszystkich momentach życia. Bardzo łatwo jest zostać muzułmaninem.

Islam opiera się na 5 zasadach-kolumnach: wyznanie wiary (shahada), modlitwa pięć razy dziennie, post, jałmużna (zakat) i pielgrzymka do Mekki (hadj). Jest bardzo prosty. Bóg Jedyny i Wszechmogący objawił ludziom Koran przez pośrednictwo swojego proroka Mahometa. Człowiek ma obowiązek poddać się Bogu, i to poddanie nazywa się islamem. W praktyce oznacza to podporządkowanie się nakazom i przepisom Koranu, który jest czystym słowem Bożym. Według dostojników islamskich (imamów), zarówno Stary Testament jak i Ewangelie są zawarte już w Koranie. Święta księga islamu potępia Żydów za to, że nie uznali Jezusa jako proroka i chrześcijan za to, że ubóstwili Jezusa oraz sfałszowali Biblię, która zapowiadała nadejście proroka Mahometa. Za apostazję od islamu grozi kara śmierci.

 

Chrześcijaństwo na Komorach

Archipelag Komorów zetknął się z chrześcijaństwem już w XVI wieku, kiedy to okręty portugalskie, holenderskie, angielskie i francuskie pojawiły się na Oceanie Indyjskim. Ale w tym czasie księżycowe wyspy (nazywane tak, ze względu na iście księżycowy krajobraz) były już mocno zislamizowane. Typowa akcja misyjna nigdy nie była możliwa na tym archipelagu. Arabscy sułtanowie nieufnym okiem patrzyli na obcych przybyszów, którzy zagrażali ich interesom, a także ich religii i obyczajom. Gdy w XIX wieku archipelag stał się francuską kolonią, nowe władze o nastawieniu masońskim, nie żywiły wielkich sympatii do Kościoła. Na przestrzeni tych lat chrześcijańska diaspora składała się z obcych przybyszów, tzn. francuskich kolonistów, Kreoli, Malgaszy z Madagaskaru i Afrykańczyków z Czarnego Lądu. Przepowiadanie Ewangelii wśród miejscowej, tubylczej ludności było zabronione. Z chwilą uzyskania niepodległości w 1975 roku było na Archipelagu 5 kościołów, tzn. 2 na Majocie i po jednym na trzech pozostałych wyspach (Ngazidja, Ndzwani i Mwali).

Burzliwe lata po uzyskaniu niepodległości, niechęć miejscowej ludności do kolonistów, a także fundamentalizm islamski, zmusiły europejską ludność do opuszczenia tych wysp. Pozostało tutaj niewielu katolików, a niektórzy z nich, zwłaszcza liczni Kreole zostali zasymilowani przez islam. Aktualna chrześcijańska diaspora rekrutuje się z emigrantów z sąsiednich krajów i kontynentu afrykańskiego, którzy to z różnych racji pozostają na archipelagu. Gdy się do tego dorzuci garstkę Europejczyków pracujących w różnych organizacjach, to wyłania się z tego międzynarodowa, chrześcijańska wspólnota, gdzie spotykają się razem 4 kontynenty. Wśród tej ludności praca duszpasterska i pastoralna jest prowadzona bez żadnych utrudnień.

 

Wzbraniałem się jak Jonasz

Od 1997 r. są tutaj obecni Salwatorianie, którzy po raz pierwszy i na życzenie Stolicy Apostolskiej podjęli się misyjnej pracy w islamskim (100 proc.) kraju. Kiedy tu dotarłem w 1997 roku, była to dla mnie wyprawa w nieznane, gdyż tym szlakiem nie wędrował jeszcze żaden salwatorianin. Ksiądz Jean Peault, którego miałem zastąpić starał się wprowadzić mnie w nową i jakże odmienną dla mnie rzeczywistość, niż ta z którą miałem do czynienia na kontynencie afrykańskim. Pojąłem od razu, że chrześcijańska obecność w islamskim kraju nie należy do łatwych. W obliczu tych trudności, kiedy trzeba było zaakceptować misyjne posłanie na podobieństwo Jonasza wzbraniałem się przed nią, ale Pan przezwyciężył moje opory. I tak oto znalazłem się w islamskiej republice. Dla wielu kapłanów i zakonników praca w tym kraju wydaje się nie mieć sensu, bo przecież wiadomo, że nie będzie ani nawróceń, ani powołań.

Fakt, że dotychczasowe próby implantacji chrześcijaństwa na tych wyspach nigdy się nie powiodły, może stać się elementem deprymującym. Po co więc zostawać w kraju, w którym otwarte mówienie o Chrystusie i Ewangelii nie jest możliwe, i gdzie nawet dzwony zmuszone są do milczenia? Czyż nie lepiej pójść tam, gdzie ludzie czekają na kapłana i gdzie są szanse na nawrócenia? W jaki sposób realizować nasze salwatoriańskie powołanie głoszenia Ewangelii wszelkimi sposobami? Było to dla mnie przejście przez pustynię, czas przemyślenia i ponownego zdefiniowania i pogłębienia mojego powołania. Jak być salwatorianinem w Islamskiej Republice Komorów? By nie stchórzyć, trzeba spojrzeć w niebo Są w życiu pewne ważne momenty kiedy trzeba się zastanowić nad sensem tego, co się robi. Nasze ludzkie życie jest jak równanie z wieloma niewiadomymi. Kluczem do jego rozwiązania jest sam Bóg. Boża interwencja nie ogranicza się wyłącznie do aktu stworzenia, a jest ciągłym procesem i to procesem podporządkowanym określonemu celowi. Boski Artysta nie jest samotnym monarchą, który ze swojej transcendencji przygląda się dziełom swych rąk. On jest Panem Wszechświata, On kieruje życiem narodów i jednostek, prowadząc je do określonego celu poprzez tajemnicze i niepojęte drogi. On się w to wszystko angażuje. Jego Opatrzność jest miłością do stworzeń, do dzieł Jego rąk. Jest Ona miłością Boga do człowieka. Jest ona troską o przyszłość człowieka.

Chrystus Pan, kiedy mówiąc o Bożej Opatrzności, nie ucieka się do akademickich wywodów, ale każe patrzeć na piękne polne róże, na ptaki, które nie sieją (Mt 6, 28-30). Wahającemu się Piotrowi po bezowocnym połowie, każe wypłynąć na głębię. On przypomina, że Bóg jest Ojcem. On, jako Syn ufa i wierzy swemu Ojcu i to nie tylko w deklaracjach, ale poprzez całe swe życie. Jest bardzo aktywny i dynamiczny w swej misji, ale równocześnie głęboko ufa swemu Ojcu. Jego wierność prowadzi go do śmierci na krzyżu. Boża logika, Boża Opatrzność jaśnieją w Chrystusie. Bóg odpowiada na nasze prośby, na nasze skargi, a nawet na nasze grzechy, dając nam swego Syna. W Chrystusie, Bóg jest obok nas, obok człowieka, który upada, obok sprawiedliwego, obok niewinnego, który cierpi.

Jako chrześcijanom, wypada nam spojrzeć na świat oczyma Chrystusa, który kocha, który jest wierny swemu Ojcu. Jego przykład przypomina, że każdy trud, każda ofiara, nie są stracone, ale stają się elementami Bożej budowli, żywymi kamieniami. On przypomina także, że nawet i porażki mogą się okazać zwycięstwem. Ten, który ufa i wierzy Chrystusowi, zdaje sobie sprawę z mocy zła i grzechu, ale i równocześnie z tego, że Chrystus Pan jest zwycięzcą. Poprzez swojego Apostoła przypomina nam, że wszystko sprzyja tym, którzy go kochają (Rz 8, 28.31-32). Chrześcijańskie posłanie wzywa do zaufania Bogu i równocześnie zaprasza do aktywnego udziału w budowaniu nowego świata, nowej rzeczywistości. Wobec trudności i wyzwań nigdy nie należy kapitulować albo wyzbyć się nadziei, chociaż byłaby ona absurdalna i utopijna. By nie stchórzyć, trzeba spojrzeć w niebo, trzeba spojrzeć na Tego, który ma moc przemienić zło w dobro, ciemność w światło, porażkę w zwycięstwo. Bóg nie zostawił i nigdy nie zostawi mnie samym.

 

Widzę w tym rękę Pana...

Niezależnie od tego jak się tutaj znalazłem, widzę w tym rękę Pana, który mnie wybrał i posłał do tego kraju. Jakkolwiek niewdzięczna byłaby ta obecność w muzułmańskim kraju, to jednak posiada ona swój sens, chociażbym ja sam go czasami nie dostrzegał. Jestem przekonany o tym, że Bóg pragnie, byśmy byli instrumentami Jego Opatrzności w stosunku do ludzi, którzy nie uwierzyli w Jego Syna. W Bożych planach, ta niema i pozornie bezowocna chrześcijańska obecność, posiada swe znaczenie i przybliża do celu, jakim jest poznanie Chrystusa Pana i Tego, który Go posłał.

Ojciec Założyciel, Franciszek Jordan, przypomina nam o głoszeniu Ewangelii w porę i nie w porę, i wszelkimi środkami. Jestem przekonany, że ta nasza salwatoriańska obecność w tym kraju wpisuje się w Boże plany, w Bożą logikę, a także i w charyzmat naszego Zgromadzenia. Nie wolno nam wprawdzie mówić o Chrystusie, ale nikt nie zabrania nam głosić Ewangelii przykładem, opieką nad chorymi, modlitwą i poprzez dialog. Jeden z biskupów południowoamerykańskich powiedział, że przykład życia może się okazać jedyną Ewangelią, jaką niektórzy przeczytają. Milczący Chrystus na krzyżu głosi Ewangelię o miłości Ojca. Innym razem, kiedy uzdrawia chorych i kiedy karmi tłum, kiedy obmywa stopy swoim apostołom, głosi Ewangelię Ojca. Egipski jezuita pisze między innymi: "W Kairze bardzo łatwo jest odróżnić muzułmański sklepik od chrześcijańskiego. Na progu muzułmańskiego sklepu przeczytasz "Bóg jest wielki". Natomiast u chrześcijańskiego przeczytasz "Bóg jest miłością". U jednych podkreślona jest bardzo mocno transcendencja, a u drugich bliskość Boga poprzez miłość. W tajemnicy Wcielenia, ta Miłość "stała się Ciałem".

 

Bóg prowadzi swoją "księgowość"

Kiedy skarżymy się na brak owoców, na nieskuteczność naszych metod, On opowiada nam przypowieść o Siewcy. On mówi nam o dobrym Pasterzu, zatroskanym o zagubioną owieczkę i te wszystkie, które są jeszcze poza owczarnią. Nawet i wtedy, kiedy rezultaty nie są od razu widoczne, kiedy efekty każą na siebie czekać, On nie kapituluje, nie załamuje rąk. W obliczu pierwszej wielkiej apostazji po nauczaniu o Eucharystii, Chrystus pozostaje wierny swej misji. Nie ulega presji otoczenia, które chciałoby Go pchnąć na inne tory niż te, które przewidział Ojciec. Nawet i wtedy, kiedy Jego uczniowie są zawiedzeni, zgorszeni, dowiadując się, że ich Pan będzie cierpiał na krzyżu, On nie ustępuje. Pozostaje wierny swej misji, wierny swemu Ojcu. Powracającym z udanej akcji misyjnej uczniom, Chrystus Pan każe się radować nie tyle z rezultatów, co raczej z faktu, że ich imiona zapisane są w niebie. Niełatwym zadaniem będzie dla uczniów Chrystusa podążać tym szlakiem, na którym nie zabraknie bolesnych doświadczeń poddających w wątpliwość ich nadzieję i misję.

Dzisiaj jak i wczoraj, misyjnej pracy nie należy oceniać tylko ekonomicznymi kryteriami i nie dać się jej zamknąć w kategoriach statystycznych, gdyż księgowość królestwa Bożego nie jest podobna do ziemskiej. Gdyby tak było, nie miałaby sensu praca w jakimkolwiek islamskim kraju. Chociaż ta misyjna praca, ta niema obecność wydaje się być nonsensem, wbrew pozorom, ma ona swój sens.

Ewangeliczny Boży Siewca, wydaje się marnotrawić swój czas, swoją energię i swoje ziarno, a jednak kontynuuje on swój siew. Innym razem w krainie Samarytańskiej Chrystus Pan nie został przyjęty. Jego uczniowie oburzeni pragnęliby natychmiast dać krnąbrnym nauczkę, ale Chrystus odmówił. Jego prawda nie potrzebuje miecza, ani też Jego królestwo nie opiera się na Jego sile, ale na miłości i służbie i ten, który kocha i służy jest Jego uczniem, Jego misjonarzem. Umierający na krzyżu Chrystus wydaje się ponosić klęskę. On ufa swemu Ojcu, On wie, że Jego misja nie skończy się fiaskiem. Dla Niego tysiąc lat jest jak jeden dzień, i jeden dzień jak tysiąc lat. Ewangeliczny zaczyn potrzebuje czasu, żeby podnieść ciasto. Najmniejsze z ziaren, ziarnko gorczycy posiada zadziwiający dynamizm.

Potrzebna jest cierpliwość i to muzułmańskie zaufanie, które wyrażają częstym powiedzeniem: in schalah "tak niech się stanie", które jest dowodem tej skrajnej ufności do Boga, do jakiej są zdolni muzułmanie. Warto się nauczyć od nich tej cnoty.

 

Oby moje życie stało się żywą ofiarą na Twoją chwałę

To zanurzenie się w muzułmański świat, pozwala mi spojrzeć z innej perspektywy na piękno chrześcijańskiego posłania dla świata, jego humanizm, a także i pogłębić moje zakonne i kapłańskie powołanie. Przykład tych wielu chrześcijan, którzy poprzez wieki świadczyli o Chrystusie, często we wrogim dla nich środowisku i to za cenę ofiar, przypomina mi, że nie ma takiego miejsca, takiej chwili, gdzie nie możliwe byłoby głoszenie Ewangelii. Dla jednych rzymskie areny, dla drugich obozowy plac i barak stały się ołtarzem i amboną, dla innych życie kapłańskie i zakonne i dla jeszcze innych rodzina. Wszyscy zawierzyli Temu, który ich powołał, stając się narzędziami w Jego rękach i żywymi kamieniami dla wznoszącej się Bożej budowli.

Dzisiaj chciałbym, aby moje misyjne posługiwanie, w tym nietypowym kraju, w nietypowych warunkach, stało się ołtarzem i amboną. Chciałbym, aby dzięki naszej chrześcijańskiej obecności, bracia muzułmanie mogli odkryć, że Bóg jest miłością. Aby do tego doszło, trzeba, aby moje życie było jej manifestacją. Dzisiaj cieszę się, że wybrałem drogę powołania zakonnego, drogę powołania misyjnego. Dziękuję Bogu za ten dar, za zaufanie, którym mnie obdarzył i ufam, że doda mi sił, abym pozostał do końca wierny.

ks. Jan Szpilka SDS,
salwatorianin, długoletni misjonarz w Zairze (obecna Demokratyczna Republika Konga). Od 1997 r. przebywa w Islamskiej Republice Komorów, w której tubylcza ludność jest w stu procentach muzułmańska. Mianowany przez Stolicę Apostolską Administratorem Apostolskim Archipelagu Komorów.

tekst pochodzi z Zeszytów Formacji Duchowej, nr 17
www.cfd.salwatorianie.pl/zeszyty