logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Jan Żaryn
Ksiądz zawsze blisko ludzi
Pastores
 


Zbliża się 1050. rocznica chrztu Polski, kiedy to w kwietniu 966 roku książę Mieszko I przyjął akt wiary, wyrzekając się zła i wszelkich dróg od niego i do niego prowadzących. Ten akt wiary i wyrzeczenia się szatana stał się zobowiązaniem całego narodu polskiego. Od zarania dziejów towarzyszył nam w tej drodze kapłan.
 
Przez pokolenia
 
Z pokolenia na pokolenie, Polacy wierzący i niewierzący (a szanujący nauczanie Kościoła) przyjmowali Dekalog za dro­gowskaz życia, nie tylko prywatnego, ale także publicznego i pro publico bono.
 
W tym wyborze trudnych dróg wzmacniających wspólnotę narodową Polakom od wieków towarzyszył kapłan, począwszy od bp. Jordana i św. Wojciecha oraz św. Stanisława i pięciu bra­ci męczenników, pierwszych ofiarnych nosicieli Ewangelii, po św. Jana Pawła II, bł. ks. Jerzego Popiełuszkę, Sługę Bożego Prymasa Tysiąclecia, kard. Stefana Wyszyńskiego. Trudno wy­mienić wszystkie dzieła wspierane przez duchowieństwo lub wręcz współtworzone, a zapisane złotymi zgłoskami w naszej historii. W ostatnio wydanej pracy prof. Andrzej Nowak [1] pisze między innymi o bp. Wincentym Kadłubku, kronikarzu książę­cym, z jednej strony jako o osobie, której talenty i wiara przy­czyniły się do konsolidacji i integracji pamięci o Polsce pierw­szych Piastów, a z drugiej strony jako o osobie, która utrwaliła w Kronice kanon, w oparciu o który ukształtował się moralny porządek organizacji państwa. Tą podstawową wartością jest od 800 lat wolność jednostki i wspólnoty, posiadających swoją podmiotowość wobec podmiotowości władcy, zmuszonego do szukania porozumienia z narodem, a nie tylko skłonnego do dominacji nad nim i jego potrzebami. Antyczny kostium prze­niesiony przez bp. Wincentego do czasów Kazimierza Sprawie­dliwego – jak pisał Nowak – spodobał się odbiorcom. Ówcześni Polacy zobaczyli w Kronice „ideał wolnej Polski, a w niej wolnych obywateli, podobnych antycznym bohaterom” [2]. Żywot i śmierć św. Stanisława, który miał wstawić się u króla w imieniu ówcze­snego narodu, staje się w opisie cudownego jednoczenia członków zwiastunem powstania suwerennej Polski. Ten związek przyczy­nowo-skutkowy między stanem wolności jednostek, potem na­rodu szlacheckiego, a kondycją suwerennego państwa, później I Rzeczypospolitej, na wieki połączy nasze dzieje, a upadek państwa w 1795 roku stanie się jednocześnie upadkiem wolne­go obywatela. To do nauczania Kościoła i kolejnych papieży będą się odwoływali ludzie Kościo­ła, Paweł Włodkowic, czy prymas Jan Łaski, a potem na straży praw opartych na wartościach – wolności i równości – stać będzie interrex, czyli prymas Polski – urząd stanowiący po śmierci króla gwarancję ciągłości państwa w elekcyjnej Polsce, od czasów Jagiellonów po ostatniego władcę Stanisława Augusta Poniatow­skiego.
 
Stan duchowny, szczególnie biskupi Kościoła katolickiego pełniący funkcje publiczne w senacie Rzeczypospolitej, przez wieki z racji swej postawy wypełniali definicję polskiego patrio­tyzmu, opartego na republikańskiej powinności uczestnictwa w tworzeniu i obronie prawa, państwa i jego kondycji.
 
Jednocześnie od wieków księża stali w jednym szeregu z pa­triotami walczącymi o Polskę, gdy tej zabrakło lub działa się jej krzywda. Jednym z symboli pa­triotycznej postawy kapłańskiej został w pamięci zbiorowej – dzięki Henrykowi Sienkiewiczo­wi – o. Augustyn Kordecki, pod którego światłym rozkazem dwu­stuosobowa załoga twierdzy ja­snogórskiej wybroniła klasztor i skarbiec przed zachłannością protestanckiego okupanta, Szweda. Można powiedzieć, że o. Kor­decki staje się – w długim trwaniu naszej historii narodowej – patronem kolejnych pokoleń Polaków walczących z najeźdźcami i okupantami. W każdym powstaniu narodowym, od konfedera­cji barskiej po insurekcję warszawską 1944 roku, w końcu straj­ki sierpniowe 1980 roku, znajdziemy rzesze duchownych nadających moralną siłę Polakom, którzy – łamiąc prawo stanowione – działali zgodnie z prawem wyższym, porządkującym, a nie relatywizującym, czyli boskim. Walczyli bowiem o wolność narodu, a zatem i jednostki.
 
Bliskość niejedno ma imię
 
Kapłan będący blisko człowieka to częsty wizerunek księdza towarzyszącego najpierw powstańcom, potem zesłańcom czy więźniom. I tak od pokoleń, od bp. Kajetana Sołtyka, aresztowa­nego posła Rzeczypospolitej, wywiezionego do Kaługi w 1767 roku (przebywał tam do 1773 roku), po Sługę Bożego ks. Włady­sława Bukowińskiego, dwukrotnie aresztowanego i zesłanego przez Sowietów w głąb Kazachstanu, gdzie pozostał ze swymi wiernymi do końca życia, do 1974 roku. Ta bliskość księdza wi­doczna jest w ikonografii, utrwalona przez malarzy, w dziełach budujących naszą tożsamość. „Przysięga” Artura Grottgera przedstawia powstańca składającego przyrzeczenie na krzyż w obecności kapłana. Z kolei, na znanych obrazach Jerzego Kos­saka czy Michała Byliny, ks. Ignacy Skorupka ginie z rąk bolsze­wików, idąc ramię w ramię z żołnierzami – obrońcami Ojczyzny. Jest blisko, najbliżej. Podobnie kapłani zamordowani w Piaśni­cy czy w Katyniu pogrzebani są blisko, najbliżej, w tych samych dołach śmierci co inne ofiary totalitaryzmów XX wieku. Bliskość kapłana opisywana jest w tysiącach wspomnień stanowiących kanon literatury polskiej. Kapelani wojskowi z bp. Józefem Gawliną na czele towarzyszyli Polskim Siłom Zbrojnym, na Wschodzie i na Zachodzie, a także – jak na przykład o. Łucjan Królikowski – cywilnej ludności, w tym dzieciom, uratowanym przez gen. Władysława Andersa z „nieludzkiej ziemi”. Kapelani z płk Tadeuszem Jachimowskim na czele współtworzyli Armię Krajową, a w czasie walk, na przykład powstańczych w Warsza­wie, docierali do konających, sami narażając swe życie. Niektó­rzy z nich, jak bł. Michał Czartoryski OP, oddali wówczas życie, pozostając z rannymi, do końca. Jednym z wielu duchownych, którzy zdecydowali się podążać z żołnierzami, był ks. kpt. Fran­ciszek Błaż, ps. Wiktor Mróz, kapelan Brygady Świętokrzyskiej, z którą przeszedł w pierwszych miesiącach 1945 roku najtrud­niejszy bodaj szlak partyzancki, od Miechowa przez okupowane Czechy do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Niemczech. Od lata 1944 roku do maja 1945 roku był z Brygadą, a od stycznia 1945 roku w marszu – cotygodniowa Msza święta, modlitwy i pożegnania zabitych, jak po bitwie pod Pogwizdowem, ale tak­że udzielanie sakramentu małżeństwa i pojednania z Bogiem. Kapłani, więźniowie stalinowskich więzień i obozów, nieśli mo­dlitwę, spowiadali, zdobywali hostię i udzielali Komunii świętej, a bliskość Boga – dzięki nim – wzmacniała i prowadziła do zwycięstwa nad złem. Tę bliskość opisują więźniowie i sami ka­płani. „Pomocą w przetrwaniu dla wielu było życie religijne. W celach, w których przebywali księża, organizowano nawet po kryjomu Msze Święte. Szczególnie ważną rolę mie­li księża do spełnienia w celach śmierci – wspominał więzień, Wiesław Chrzanowski. – W mojej pierwszej celi był ksiądz Truszkowski [Zygmunt Trószyński], marianin – skazany na 8 lat więzienia za skorzystanie z funduszy AK na budowę domu dla sierot po poległych powstańcach przy kościele na Marymoncie w Warszawie. Święty człowiek...” [3].
 
W codziennej pracy
 
Walka o niepodległość Polski, tak w warunkach zaborów, jak w latach II wojny światowej czy czasów PRL-u, odbywała się przy czynnym udziale przedstawicieli duchowieństwa. Walka ta mia­ła, rzecz jasna, niejedno imię. Bliskość kapłana obejmowała nie tylko człowieka walczącego czy konające­go, ale także działającego na niwie społecznej, zarówno konspiracyjnej, jak i legalnej. Księży odnajdziemy zatem w różnych kontekstach jako nosicieli polskiego patriotyzmu, nie tylko republikańskiego i in­surekcyjnego, ale także samorządowego (czy zwanego przeze mnie także narodowo-demokratycznym), jak bł. Honorata Koź­mińskiego jako zakonnika, spowiednika i twórcę licznych zgro­madzeń zakonnych, niehabitowych, niosących Ewangelię w głąb społeczeństwa i człowieka. Z kolei bł. ks. Ignacy Kłopotowski i setki innych kapłanów „pokolenia niepokornych” krzewili naukę społeczną Kościoła, nauczając polskości, angażując się w tworzenie kas kredytowo-oszczędnościowych, wydając prasę katolicką i narodową, w końcu – jak ks. Marceli Godlewski – wspierając powstawanie struktur organizacyjnych, na przykład robotni­czych, programowo rywalizujących z marksistowskimi, opartymi na nienawiści i walce klasowej. Podobnie ks. Piotr Wawrzyniak w zaborze pruskim czy ks. Wacław Bliziński w Królestwie Kongresowym, podejmujący dzieła nauczania warstw ludowych gospo­darności, oszczędności i nowoczesnego zarządzania swą ojcowi­zną, „małą ojczyzną”. W okresie II Rzeczypospolitej kapłani starali się otoczyć opieką duszpasterską rozliczne środowiska laikatu, aktywnego w tym okresie polskich dziejów. Zaliczyć można do nich środowiska akademickie, na przykład warszaw­skie, z którymi współpracowali kolejni kapłani: ks. Edward Szwejnic czy jego następca, bł. ks. Edward Detkens z parafii św. Anny. Duchownym, który wpisał się swą niezwykłością w niejedną biografię człowieka tego czasu, był Sługa Boży ks. Władysław Korniłowicz, z Lasek. Polska inteligencja, poszukująca Boga, także po wojnie korzystała z tego miejsca – swoistej oazy, odseparowanej swym klimatem od PRL-u i codzienności w komunizmie.
 
Kapłani solidarni
 
Kolejne pokolenia Polaków, aż do czasów stanu wojennego, szukały w chwilach najtrudniejszych pomocy pasterzy. Kapelani „Solidarności” docierali zatem do internowanych, jak ks. Jan Sikorski do więźniów Białołęki. Sami internowani żądali kontak­tu z kapłanem, prawa do udziału we Mszy świętej, jak ci opisani niedawno przez prof. Wojciecha Polaka i dr Sylwię Galij-Skarbińską z Potulic. Tak wspominał pasterkę 1981 roku Stanisław Wajsgerber: „Po raz pierwszy wszyscy razem byliśmy w korytarzu więziennym. Wspólnie mogliśmy się modlić i chwilę z sobą po­rozmawiać, złożyć życzenia. Ksiądz mówił podczas kazania o dobrej nowinie, o narodzeniu Chrystusa, który zwycięża zło, który przynosi światu pokój i wolność. Byliśmy tak wzruszeni, że wszyscy płakaliśmy – proboszcz też” [4]. Z kolei wielu kapłanów, pozostając w swoich kościołach, udostępniało świątynie i salki katechetyczne, by wierni mogli poczuć w kościele (i Kościele) stan wolności. Fenomen kultu­ry niezależnej w świątyniach lat osiemdziesiątych owocował – jak pisał ks. Wiesław Niewęgłow­ski, duszpasterz środowisk twórczych w okresie PRL-u – także licznymi nawróceniami.
 
Kapłan bliski człowiekowi to też taki właśnie duszpasterz, który dopomina się – w imieniu Boga – o prawo do wolności. Wolność zaś to źródło i fundament polskiej tożsamości, od Ka­dłubka wpisane w naszą zbiorowość. Najbliższy człowiekowi­-Polakowi pozostał zatem do dziś mistrz Wincenty. Przypomniał o tym w swej publikacji prof. Andrzej Nowak, podsumowując: „Został więc na wiele wieków mistrz Wincenty nie tylko history­kiem, ale swoistym prorokiem dziejów najskuteczniejszym w całym ich biegu wehikułem pamięci i wyobraźni zbiorowej” [5]. Ka­płan od wieków był bliski Polakowi. I tak od ponad 1000 lat. A ta bliskość niejedno miała imię.
 
Jan Żaryn
Pastores 70/1/2016
 
fot. Jiangmillington Holy Communion 
pixabay (cc)
 
[1] A. Nowak, Dzieje Polski, t. 1, Biały Kruk, Kraków 2014, s. 356 i nn.
[2] Tamże, s. 363. 
[3] W. Chrzanowski, Pół wieku polityki, Ad Astra, Warszawa 1997, s. 217. 
[4] S. Galij-Skarbińska, W. Polak, „Nigdy przed mocą nie ugniemy szyi.” Obóz internowania w Potulicach 1981-1982, IPN – Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, Bydgoszcz-Gdańsk 2015, s. 139. 
[5] A. Nowak, dz. cyt., s. 366. 
 
Zobacz także
ks. Paweł Kłys

Pod koniec piątego roku nauki przychodzi czas całkowicie szczególny – przygotowania do przyjęcia pierwszych święceń, święceń diakonatu. Napisałem, że jest to szczególny czas. Na czym polega owa szczególność? Otóż wraz ze święceniami kleryk staje się już duchownym, zaczyna przynależeć do stanu duchowieństwa. To wielka radość i zaszczyt, ale także wiążące się z tym obowiązki i zadania. Dlatego też przygotowania również są istotne. 

 
Paulina Smoroń

Jeżeli przed ślubem widzimy, że gdzieś jest problem i słyszymy to od innych ludzi, warto potraktować sprawę poważnie. Nie znaczy to, że nie należy brać ślubu, ale to sygnał, że on tego problemu nie rozwiąże. Z całą pewnością problem urośnie po ślubie jeszcze bardziej. 

 

O tym, czy istnieje klucz do szczęśliwego związku, w rozmowie z Pauliną Smoroń opowiadają Marta i Marek Babik, małżeństwo z 25-letnim stażem, które od kilkunastu lat prowadzi warsztaty komunikacji małżeńskiej oraz kursy przedmałżeńskie dla narzeczonych.

 
ks. Edward Staniek

Jezus uczył uczniów również wzajemnej miłości: wprowadzi ich aż do Wieczernika, umyje im nogi i ogłosi nowe przykazanie, aby się wzajemnie miłowali. Uczył ich. Czy nauczył? Wielki Piątek ukazał, że nie zdali egzaminu ani z wiary, ani z miłości. Jedynie Jan podszedł do krzyża. Wszyscy się załamali i zwątpili. Nie udało się dzieło Jezusowi, tak jak byśmy chcieli. Czy umieli kochać? Wydarzenia Wielkiego Tygodnia ukazały, że nie opanowali i tej sztuki, wtedy nie umieli jeszcze kochać. Ale po tej linii szedł pedagogiczny wysiłek Jezusa Chrystusa. Chciał wychować Dwunastu Apostołów w wierze i miłości.

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS