logo
Czwartek, 18 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Apoloniusza, Bogusławy, Gościsławy – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Joanna Stempień
Kwiaty na bagnie
Szum z Nieba
 
fot. Luke Carliff | Unsplash (cc)


Jeden Bóg raczy wiedzieć, co kłębi się w sercu i głowie dziecka wzrastającego w rodzinie, w której życie kręci się wokół alkoholu. To jest maksymalna destrukcja. Ciągłe wołanie o miłość, zrozumienie i pomoc…

Myśląc: dorosłe dziecko alkoholika (DDA), należałoby wyjść od pojęcia, co to jest alkoholizm i kim jest alkoholik. Najprościej można powiedzieć, że alkoholizm to choroba, jak powiadają niektórzy, a alkoholik to człowiek chory. Takie ujęcie problemu byłoby jednak dość proste i w dużej mierze wygodne dla usprawiedliwienia problemowego picia.

 

Alkoholizm to objaw choroby uczuć

 

To jeden z wielu destrukcyjnych sposobów na radzenie – lub raczej nieradzenie sobie – z tym, co człowieka w życiu spotyka. To także przejaw nieradzenia sobie z emocjami. Problem nie polega więc na samym spożywaniu alkoholu i jego ilościach, a celem nie jest kontrolowane picie. Abstynencja jest tu, oczywiście, niezbędna, ale nie jest ona celem samym w sobie. Problem kryje się w tym: po co człowiek pije, co mu to w życiu „załatwia”? Alkohol to znieczulacz. Warto więc zastanowić się nad pytaniem: do czego używam alkoholu? Aby być bardziej śmiałym w relacji z drugim człowiekiem? Aby zagłuszyć ból i smutek, jakiego doświadczam? A może nie radzę sobie z obowiązkami domowymi, z dziećmi, dla których nie potrafię być rodzicem, takim jak bym chciał? Może mam nieustanne poczucie bezsensu życia i porażki? Albo sięgam po alkohol w nagrodę, po prostu z radości? Przyczyn, dla których człowiek, nazywany alkoholikiem, pije, jest wiele – tak jak wiele jest indywidualnych ludzkich historii.

 

W którymś momencie „picie problemowe” zmienia się w uzależnienie

 

Obok problemów, smutków i tego wszystkiego, co powoduje ucieczkę w picie – dochodzi też samo picie. Alkohol powoli zajmuje nadrzędne miejsce, staje się celem samym w sobie. Człowiek zapomina, kim jest i co czuje (jeśli w ogóle to wiedział). Co ważne, zdaje się nie zauważać innych ludzi, na przykład dzieci, za które jest odpowiedzialny. W takich warunkach wzrastają dzieci alkoholików. Żyją w ciągłej niepewności: Czy tata lub mama będą dzisiaj trzeźwi? Znów nie mogę zaprosić kolegów, bo się wstydzę... Będzie spokój czy awantura? Będzie mnie dzisiaj bił, czy może się uda i będę „niewidzialny”? Co muszę zrobić, aby tata lub mama nie pili? Może jak będę bardziej posłuszny lub grzeczny…? A może jak będę bardziej się starał i pomagał, jeśli odciążę rodzica i będzie mu łatwiej? Może gdy zrobię coś, co sprawi, że wreszcie będzie ze mnie dumny? Wtedy na pewno przestanie pić! Panie Boże, proszę, aby mój tata nie pił. Powiedz mi, co mam zrobić, aby mama mnie pokochała i rzuciła picie… A oni dalej piją! W takim razie Ciebie, Boże, nie ma! Nie słyszysz moich modlitw, bo oni piją dalej, a ja muszę tkwić w tym piekle na ziemi... To wszystko nie ma sensu. Jestem do niczego, nie zasługuję na miłość. Jestem nic nie wart i życie jest do niczego, więc po co żyć? Taki młody człowiek szuka pomocy w swoim cierpieniu często na oślep – wpadając w różne pułapki: sekty, dobrze znany alkohol, narkotyki, przemoc, krzywdzenie samego siebie, chore związki partnerskie, strach przed bliskością. Ma przy tym tendencję albo do przyjmowania na siebie nadmiernej odpowiedzialności za wszystko, albo do ucieczki w bycie „niewidzialnym” (czyli w ogóle nie podejmuje odpowiedzialności za siebie ani za innych). Lub wybiera inne, niekoniecznie dobre rozwiązania.

 

Dorosłe Dziecko Alkoholika nieświadomie przenosi na swoje dorosłe życie to, co otrzymało w „spadku” w swojej rodzinie

 

Nikt nie rodzi się alkoholikiem. Nikt też nie rodzi się tzw. małym, a potem dużym dzieckiem alkoholika. Bóg nie powołał nas do destrukcji, lecz do kochania – Boga, siebie i bliźniego. Alkoholik lub jego dziecko nie musi nosić na sobie tej etykietki do końca życia. Jak wspomniałam wcześniej, jest to objaw choroby uczuć. Człowiek żyje zdeterminowany różnymi przekonaniami na swój temat, które zostały mu „wdrukowane” od samego początku – trzyma się ich kurczowo i niesie je w dorosłe życie. Często nie uświadamia sobie nawet, jak wiele mógłby zmienić, „odkręcić” i ponaprawiać. Nie przypisujmy patologii tylko rodzinom z problemem alkoholowym. W rodzinach bez alkoholu też jest często przemoc fizyczna i psychiczna, strach, brak szacunku, chore podporządkowanie, poniżanie, nadmierna krytyka i inne chore rozwiązania na życie. W rodzinach alkoholowych jest to dodatkowo „leczone” piciem. Alkoholizm to przykrywka do „kosza na śmieci”. Ale gdy się te „śmieci” posprząta, nie będzie nikomu ona już potrzebna. Podkreślam to, bo chciałabym zachęcić do trochę innego spojrzenia na problem alkoholików i ich dzieci. Różnią się od innych jedynie sposobem radzenia sobie z niepoukładanymi emocjami. Nie są ani gorsi, ani lepsi.

 

Wyrywanie z korzeniami starych przekonań, zasadzonych w głównej mierze pod progiem świadomości, wymaga czasu.

 

Dotyczy to zarówno osób pijących, jak i tych, którzy uważają, że z nimi jest wszystko w porządku („Przecież ja nie piję, za to u sąsiada, tam dopiero jest patologia!”). Ci drudzy nie widzą jednak, jak na trzeźwo krzywdzą siebie i bliskich. W sześć tygodni lub trzy miesiące nie da się zbudować czegoś nowego na „zgniłym” fundamencie. Nie można sobie zakładać, że po kilku tygodniach terapii ból istnienia i problemy znikną, a ja będę kimś innym. Cudownie uzdrawia tylko Bóg, a nie kilkutygodniowa terapia. Choć jak wiemy, Bóg też nie wszystkich ekspresowo uzdrawia. Czasem posyła nas na terapię, aby po drodze pokazać całą prawdę o nas, jeśli zechcemy ją zobaczyć. Dziecko alkoholika lub alkoholik może o sobie myśleć w kategorii więźnia, który ma wyrok dożywotni, lub który ma do odsiedzenia tylko trzy lata. Jeśli ktoś podda się głębokiej przemianie, terapii, wyrywaniu z korzeniami tego, co stare, a zasadzeniu nowego – staje się nowym człowiekiem. Jego „wyrok” został odsiedziany. On myśli o sobie innymi kategoriami. Alkohol ani myślenie o nim nie jest mu do niczego potrzebne, ponieważ w ogóle nie bierze tego tematu pod uwagę – on niczego już mu nie zapewnia. Jeśli jednak ktoś żyje z przekonaniem, że musi się ciągle pilnować, bać się alkoholu, ciągle przypominać sobie, że jest alkoholikiem lub DDA – oznacza to, że nad tym nie panuje. Nadal żyje jak człowiek z „dożywociem”, bez nadziei, że może być zupełnie nowym człowiekiem. Czasami słyszymy argumenty dotyczące kwestii genów czy biochemii w mózgu – mówi się, że to dlatego alkoholik pije i wraca do picia. Podobnie jak porównywanie alkoholizmu do cukrzycy – to wygodne wytłumaczenie, niezmuszające do naprawdę głębokiej pracy nad sobą. Przecież mózg ludzki jest nieodkryty w całości! To ocean, który wiele może przyjąć, odkodować i przekodować na nowo. Nie oznacza to jednak, że można sobie pić „kontrolowanie”, jak często ludzie to rozumieją. Gdy alkohol nie jest już „potrzebny” – przestaje dla danego człowieka istnieć.

 

Rola terapii polega więc na tym, aby człowiek zobaczył siebie w prawdzie, posprzątał swoje życie i poukładał je na nowo.

 

Miłość, wiara i nadzieja – cała nasza duchowość odpowiada na pytanie o sens naszego istnienia. Dopóki jesteśmy po tej stronie życia, mamy szansę na zmiany. Nie są one łatwe, praca nad przemianą siebie, nad „poodkręcaniem” tego wszystkiego, co doprowadziło nas do trudnych i raniących wyborów w życiu – to jedno z najtrudniejszych zdań, i to rozłożone w czasie. Wymaga cierpliwości i uczciwości wobec samego siebie. Nie jest to jednak zadanie niewykonalne. Jeśli ktoś podejmie ten trud, to z Bożą łaską i pomocą jego droga stanie się prosta. Dotyczy to także Dorosłych Dzieci Alkoholików – bo warto pamiętać, że nawet na bagnach wyrastają piękne kwiaty.

 

Joanna Stempień
- prowadzi m.in. terapię uzależnień, DDA oraz terapie indywidualne.
Szum z Nieba nr 123/2014
www.szum.jezuici.pl

 
Zobacz także
o. Remigiusz Recław SJ

Gdy prosimy o dary Ducha Świętego – abyśmy mogli podjąć z Nim współpracę –  powinniśmy pamiętać o obu tych obszarach naszego życia. Nie można skupiać się tylko na jednym z nich, np. ktoś bardzo pragnie uwielbiać Boga w językach, więc tylko o to się modli, a nie zwraca uwagi, że w domu nieustannie kłóci się z żoną lub z matką. Taka postawa nie ma sensu, ponieważ  współpracy z Duchem Świętym nie można zawężać.

 
o. Remigiusz Recław SJ
Relacja może być: bliska, daleka, obojętna. Relacje mogą być trudne, czasem towarzyszą im kłótnie wynikające z troski bądź po prostu chęci wszczęcia awantury. Te zatargi nieraz bywają potrzebne, żeby później docenić, jak wielki skarb mamy obok, jak ważny on jest. Relacje budują, inspirują, zachęcają, zmieniają. Mam takie przekonanie, że Bóg chce być w nich obecny...
 
o. Remigiusz Recław SJ
Jak sobie nie mogę z czymś poradzić, to idę z tym Boga. Dlaczego nie miałbym pójść do Niego z moimi złymi emocjami? Bo są niepobożne? Bo są niewłaściwe? Lepiej powiedzieć Panu Bogu, jakie mamy życzenia w stosunku do swojego wroga, niż mówić o tym sąsiadom i przyjaciołom. Bóg to wytrzyma...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS