logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Elżbieta Marek
Miłość jako życzliwość
Droga
 



Miłość jest najpełniejszą realizacją wszystkich możliwości jakie tkwią w człowieku. Oczywiście dzieje się tak, kiedy miłość jest prawdziwa (czyli taka, która zwraca się do prawdziwego dobra w sposób odpowiedni do natury tego dobra).

 

Miłość do osoby musi być życzliwa, żeby można ją było nazwać prawdziwą (to trzeci z kolei omawiany składnik miłości). Nie wystarcza chcieć drugiej osoby jako dobra dla siebie i zarazem chcieć dobra dla drugiej osoby, bo to jest dobre dla mnie. Chodzi o to, że życzliwość odrywa się od wszelkiej interesowności.

 

Tak więc bezinteresowność w miłości to „pragnę twego dobra”, a nie „pragnę ciebie jako dobra”. Przez życzliwość przybliżamy się do tego, co stanowi „czystą istotę” miłości. Taka miłość najlepiej rozwija obie osoby: kochającą i kochaną.

 

Prawdziwa miłość życzliwości w relacjach między kobietą i mężczyzną idzie w parze z miłością pożądania pod warunkiem, że to ostatnie nie zdominuje wszystkiego, co jest zawarte w miłości między nimi.

 

Ważną cechą miłości jest wzajemność, czyli coś co istnieje między osobami. Wtedy mamy do czynienia nie z dwoma psychologicznymi faktami, ale z jedną całością. Można powiedzieć, że miłość jest czymś „w osobie” i „pomiędzy osobami”. Karol Wojtyła pisze, że jeśli tym, co wnoszą obie osoby we wzajemną miłość, jest ich miłość osobista – ale miłość rozumiana jako cnota (stała umiejętność bycia w relacji, pragnienia i czynienia dobra dla drugiego) – to sama wzajemność nabiera cech stałości, pewności, zaufania. Można wtedy na drugiej osobie polegać, myśleć o niej jak o przyjacielu.

 

Taka miłość jest źródłem radości i pokoju (a jak wiemy są to owoce miłości). W takiej miłości nie ma zazdrości ani interesowności. Żeby taka relacja była możliwa, każda z osób musi do niej dojrzeć, wychować siebie do niej. Tutaj leży odpowiedź dla tych, którzy „nie wierzą” w prawdziwą miłość. Ogromnie wiele zależy od samowychowania tej cnoty w sobie, a nie od „wiary? lub „niewiary” w miłość. Trzeba dodać, że pragnienie wzajemności wcale nie wyklucza bezinteresownego charakteru miłości. Jaka jest ta wzajemność, zależy od tego, czy osoby wnoszą w nią nastawienie konsumpcyjne (egoizm), czy też właśnie miłość – cnotę. Jeśli wnoszą nastawienie konsumpcyjne, które nigdy nie zespala ludzi na dłuższą metę, gdy skończy się dostarczanie przyjemności czy korzyści, pryska złudzenie wzajemności. Papież taką „wzajemność” nazywa harmonią egoizmów.

 

Karol Wojtyła podkreśla, że należy zawsze dobrze „sprawdzić” miłość, zanim się ją oświadczy, zanim uzna się ją za własne powołanie i zacznie budować na niej życie. Sprawdzić trzeba to, co jest w każdej osobie i co jest między nimi. Sprawdzić wcale nie znaczy zamieszkać razem, bo wtedy jest to zafałszowanie miłości – nic się nie wie o tym, co naprawdę łączy dwoje ludzi, a wtedy nie da się nic trwałego zbudować. Miłość potrzebuje czasu, by dojrzewać. Karol Wojtyła pisze: „Miłość może przetrwać tylko jako jedność, w której zaznacza się dojrzałe „my”, a nie przetrwa jako zestawienie dwu egoizmów, w których osnowie zaznaczają się dwa „ja”. Miłość ma strukturę międzyosobowej wspólnoty”.

 

Elżbieta Marek
Droga 6/2014