Dar miłości
Istnieje opowieść o plemieniu Indian amerykańskich, które w swojej tradycji miało pewien wymagający rytuał inicjacyjny dla młodych mężczyzn. Byli oni uznawani za dzieci do dwunastego roku życia, po czym oczekiwano od nich przejścia w wiek męski. Wszystkie wcześniejsze treningi i kształcenie ukierunkowane były na przygotowanie ich na dzień, w którym mieli na zawsze opuścić czas dzieciństwa i stać się mężczyznami.
Kulminacja całego procesu następowała w noc ceremonii i prób, po której chłopcy ci uznawani byli za wojowników plemienia. Sama ceremonia budziła strach i podziw: starszyzna plemienia otoczona pozostałymi mężczyznami tworzyła dostojne zgromadzenie, które miało wprowadzić młodych mężczyzn w dorosłość. Ogniska, bębny, tańce, rytuał. Przede wszystkim jednak oczekiwanie na nadchodzącą ciężką próbę i pytanie huczące głęboko w sercu każdego chłopca: "Czy jestem wystarczająco dobry? Czy sprostam?".
Wreszcie rytuały zakończyły się i nadszedł czas na ostateczną próbę. Każdy chłopiec odprowadzany był w ciemność, aby spędzić noc w głębi lasu, w samotności, mając ze sobą jedynie nóż i swoje ubranie.
Skupmy się na doświadczeniu tylko jednego z tych młodych chłopców. Podobnie jak wszyscy pozostali, przez lata surowego kształcenia oraz treningów wysilał się i doświadczał bólu i cierpienia. Zafascynowany siedział tego wieczoru przed ogniskiem, przyglądając się mężczyznom z plemienia, wykonującym rytuały jakże dla nich stare i znajome, a dla niego, któremu nigdy dotąd nie wolno było ich oglądać, tak osobliwe i nowe.
Teraz stał sam, w głębokim mroku lasu, kurczowo ściskając w dłoni nóż i słuchając, jak bicie jego serca zdaje się zagłuszać znajome dźwięki nocy.
Niewątpliwie wiesz, jak to jest zostać zupełnie samemu w ciemnym, obcym miejscu. W świetle księżyca kształty przybierają dziwaczne, niestworzone rozmiary. Dźwięki wydają się wzmocnione i złowieszcze. Najmniejszy ruch sprawia, że zaczyna ponosić nas wyobraźnia, tworząc wizje zagrożenia.
Chłopiec absolutnie nie był w stanie spać. Kształty i dźwięki były zbyt złowrogie, ewentualność natrafienia na niebezpieczeństwo zbyt przerażająca, a skutki niepodołania próbie za bardzo upokarzające, aby o nich choćby myśleć. Chłopiec posuwał się po omacku w kierunku dużego, silnego drzewa. Nadal mocno ściskając w ręce nóż, stanął plecami do drzewa, tak aby mógł się bronić jedynie z trzech stron. Tam się ulokował, obserwując kształty i cienie oraz słuchając dźwięków ciemnej nocy.
Po pewnym czasie, który wydawał się trwać pół życia, chłopiec zauważył, że ciemność zaczyna ustępować. Wkrótce jedna strona nieba zaczęła się rozjaśniać i w różowym świetle świtu widział otoczenie coraz wyraźniej. Skały, drzewa i krzewy, które w nocy go przerażały, przybierały znów normalne rozmiary i stawały się znowu sobą. Teraz serce chłopca zaczęło łomotać jeszcze mocniej, lecz tym razem nie z lęku, ale z triumfu połączonego z niewypowiedzianą ulgą. Było po wszystkim. Dał radę.
Po raz pierwszy od wielu godzin chłopiec poczuł, jak mięśnie zaczynają mu się rozluźniać i powraca normalny oddech. Wraz z pojawieniem się słońca mógł swobodnie wrócić do wioski.
Zdążył odejść zaledwie o kilka kroków od drzewa, które przez całą długą noc było jego osłoną, gdy usłyszał trzask gałęzi, rozlegający się w odległości kilku metrów od niego. Gdy się odwracał, serce skoczyło mu do gardła i uniósł nóż w geście gotowości. Wtedy na szczycie dużej skały, tuż za drzewem dostrzegł stojącą na tle porannego słońca sylwetkę mężczyzny. Był on ubrany w strój wojownika i trzymał w ręku łuk i strzałę wycelowaną w pierś chłopca. Bardzo powoli opuścił łuk, ześlizgnął się po tylnej ścianie skały i zniknął w lesie.
Chłopiec stał w ciszy, łapiąc oddech. Natychmiast zrozumiał, co się wydarzyło. Gdyby wojownik chciał pozostać niezauważony, z łatwością mógł to uczynić. Jednak on celowo dał się delikatnie usłyszeć, ponieważ chciał, aby chłopiec go zauważył. Chciał również, aby go rozpoznał. Gdy wojownik opuszczał łuk, by odwrócić się i zniknąć w lesie, chłopiec w przelocie ujrzał jego twarz. To był jego ojciec. Stał tam, strzegąc go przez całą noc, gotowy w razie potrzeby pospieszyć mu na ratunek. Jego ojciec był tam przez cały czas.