logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
ks. Andrzej Trojanowski
W słońcu Eucharystii
Miłujcie się!
 
fot. Grant Whitty | Unsplash (cc)


Aby się opalić, wystarczy je­dy­nie sta­nąć w słoń­cu. Reszta to tylko kwe­stia cza­su, którego potrzebują sło­necz­ne promienie, aby dokonać swe­go dzie­ła. Lecz dusza tak­że potrafi się opalać! Wystarczy jej je­dy­nie znaleźć się w pro­mie­niach Eucharystii. W chrześcijańskiej du­cho­wo­ści znaj­du­je­my bar­dzo piękny i zarazem głęboki teo­lo­gicz­nie temat Eu­cha­ry­stii jako słońca.

 

Ojciec Przed­wiecz­ny sam po­słu­gu­je się tym po­rów­na­niem, zwra­ca­jąc się do św. Ka­ta­rzy­ny Sie­neń­skiej:

 

Cia­ło eu­cha­ry­stycz­ne mego Syna jest słoń­cem, po­nie­waż sta­no­wi ono jed­no wraz ze Mną – Słoń­cem praw­dzi­wym. Tak jak w słoń­cu nie moż­na roz­dzie­lić cie­pła od świa­tła ani świa­tła od jego ko­lo­ru – tak też nie moż­na roz­dzie­lić Mej do­sko­na­łej jed­no­ści z eu­cha­ry­stycz­nym Cia­łem Syna. To praw­dzi­we i nie­po­dziel­ne Słoń­ce oświe­ca świat i ogrze­wa wszyst­kich tych, któ­rzy ze­chcą ogrzać się w jego pro­mie­niach (…).

 

Mó­wię ci, że Cia­ło to jest słońcem nie­po­dziel­nym. W ten spo­sób nie mo­że­cie przy­jąć Cia­ła Syna Bo­że­go bez jed­no­cze­sne­go przyj­mo­wa­nia Jego Krwi ani Ciała i Krwi bez Du­szy Słowa, ani też Ciała bez mego od­wiecz­ne­go Bó­stwa, al­bo­wiem jed­no jest nie­roz­dziel­ne od dru­gie­go (…). Tak więc w tym słod­kim sa­kra­men­cie, pod po­sta­cią bia­łe­go chle­ba, otrzy­mu­je­cie samo Bó­stwo.

 

Na przestrzeni stuleci mia­ło miej­sce wie­le cu­dów po­le­ga­ją­cych na prze­kształ­ce­niu się Hostii w sło­necz­ną kulę. Na przy­kład w 878 r. w dło­niach pa­triar­chy z Konstantynopola św. Igna­ce­go Ho­stia „za­lśni­ła jak bły­ska­wi­ca”.

 

Cze­goś po­dob­ne­go w trak­cie spra­wo­wa­nia Eu­cha­ry­stii do­świad­czył św. Yves w XI w. Sześć stu­le­ci później, gdy św. Michał (święty z VIII wie­ku) uniósł bia­ły chleb w mo­men­cie kon­se­kra­cji, wier­ni zo­ba­czy­li „ko­ro­nę ze wspa­nia­łych pro­mie­ni, któ­re wy­cho­dzi­ły z Ho­stii, ja­śnie­ją­cej jak słoń­ce. Świa­tłość ta roz­la­ła się na ka­pła­na i oł­tarz, i po­zo­sta­ła tak aż do ko­mu­nii”.

 

Nad­zwy­czaj­nych do­świad­czeń tego typu wie­lo­krot­nie do­zna­wa­ła sio­stra Yvon­ne Aimée, fran­cu­ska za­kon­ni­ca i kan­dy­dat­ka na oł­ta­rze. Jej spo­wied­nik był na­ocz­nym świad­kiem ta­jem­ni­cze­go od­szu­ki­wa­nia przez za­kon­ni­cę spro­fa­no­wa­nych Ho­stii. Ka­płan miał zdję­cie, na któ­rym wid­nie­je mała, świe­tli­sta i prze­bi­ta przez zło­czyń­ców Ho­stia.

 

Po­rów­na­nie Eucharystii do słoń­ca za­ko­rze­nio­ne jest w Biblii: w kan­ty­ku Za­cha­ria­sza Jezus na­zwa­ny jest „Słoń­cem, które wscho­dzi z wy­so­ka, aby za­ja­śnieć tym, co w mroku i cieniu śmier­ci miesz­ka­ją” (Łk 1, 78-79).

 

Sza­weł, uda­ją­cy się do Da­masz­ku z za­mia­rem prze­śla­do­wa­nia tam­tej­szych chrze­ści­jan, uj­rzał jaśniejsze od słoń­ca świa­tło z nie­ba. Ta tajemnicza świa­tłość sama jemu się przed­sta­wia: „Ja je­stem Jezus, któ­re­go ty prze­śla­du­jesz” (Dz 26, 13. 15).

 

W Apokalipsie św. Jan opi­su­je Nie­bie­skie Je­ru­za­lem, w którym nie trze­ba słońca ni księ­ży­ca, by mu świe­ci­ły, bo chwała Boga je oświe­tla, a jego lam­pą jest Ba­ra­nek (por. Ap 21, 2).

 

Obraz słoń­ca do­sko­na­le pa­su­je do Eu­cha­ry­stii, po­nie­waż Hostia – to Jezus, Ba­ra­nek Boży i Wscho­dzą­ce Słoń­ce. Po­rów­na­niu temu sprzy­ja fakt, że od wie­lu wie­ków Ho­stia ma kształt bia­łej, sło­necz­nej tar­czy. Wia­do­mo, jak waż­ną funk­cję w na­tu­rze speł­nia słoń­ce… Eu­cha­ry­stycz­ne Słoń­ce peł­ni rów­nież nie­za­stą­pio­ną rolę dla ży­cia du­cho­we­go: na­da­je du­szy blask, oświe­ca su­mie­nie, roz­grze­wa ser­ce, umoż­li­wia wzrost ca­łej oso­by ku Bogu. Księ­ga Ma­la­chia­sza mówi o jesz­cze jed­nej, waż­nej funk­cji: „A dla was, czczą­cych moje imię, wzej­dzie Słoń­ce spra­wie­dli­wo­ści i uzdro­wie­nie w jego skrzy­dłach” (Ml 3, 20).

 

Tak więc pro­mie­nie „Słoń­ca spra­wie­dli­wo­ści” nio­są ze sobą przede wszyst­kim uzdro­wie­nie: du­szy, cia­ła, ser­ca. Je­zus ja­sno o tym mówi do św. Ger­tru­dy: Tu, w Eu­cha­ry­stii, w hoj­nej do­bro­ci mego Ser­ca, uzdra­wiam rany każ­de­go czło­wie­ka: pod­no­szę na du­chu grzesz­ni­ka, du­cho­we ubó­stwo wzbo­ga­cam da­rem cnót i po­cie­szam każ­de­go w jego utra­pie­niach.

 

Z głę­bi swej wia­ry w uzdra­wia­ją­cą moc Eu­cha­ry­stii św. Jan Chry­zo­stom tak prze­ma­wiał do wier­nych: „Przy­bli­ża­jąc się do Eu­cha­ry­stii, niech każ­dy przy­stą­pi ze swo­ją cho­ro­bą, po­nie­waż do­stą­pić tu mo­że­my tak­że uzdro­wie­nia cia­ła”.

 

Istnieje już tak wiele świa­dectw na temat cu­dow­nych uzdro­wień w pro­mie­niach Eu­cha­ry­stii, że każdy ko­lej­ny cud właściwie nie wy­wie­ra na nas głęb­sze­go wra­że­nia. Cza­sa­mi bar­dziej dzi­wią się lu­dzie da­le­cy od Ko­ścio­ła, na przy­kład tacy jak Wol­ter, który całą swą in­te­li­gen­cję wło­żył w walkę prze­ciw­ko chrze­ści­jań­stwu w cza­sach fran­cu­skie­go Oświe­ce­nia.

 

W liście do pew­nej damy wy­zna­je – nie bez emo­cji, a na­wet wzru­sze­nia – że był na­ocz­nym świad­kiem cudu, ma­ją­ce­go miej­sce 31 maja 1725 r. w pa­ry­skiej pa­ra­fii św. Mał­go­rza­ty. Miesz­kan­ka Pa­ry­ża, Anna La­fos­se, od dwu­dzie­stu lat cier­pia­ła na upływ krwi. Z po­wo­du wy­czer­pa­nia pra­wie nie opusz­cza­ła swe­go łóż­ka.

 

W uro­czy­stość Bo­że­go Cia­ła po­sta­no­wi­ła bła­gać o uzdro­wie­nie, lecz kie­dy pro­ce­sja z Naj­święt­szym Sa­kra­men­tem zbli­ża­ła się do jej uli­cy, ogar­nę­ły ją wąt­pli­wo­ści i lęk. Akurat w tym mo­men­cie zja­wi­ła się u niej przy­ja­ciół­ka, któ­ra była pro­te­stant­ką i nie wie­rzy­ła w rze­czy­wi­stą obec­ność Chry­stu­sa w Ho­stii. Wi­dząc cier­pie­nie i oba­wy cho­rej, za­czę­ła ją za­chę­cać do cał­ko­wi­tej uf­no­ści wo­bec Zmar­twych­wsta­łe­go, któ­re­go moc w nie­bie nie jest mniej­sza od tej, z jaką uzdra­wiał na zie­mi.

 

W za­chę­cie tej Anna od­czy­ta­ła upra­gnio­ny znak z nie­ba. Ka­za­ła więc znieść się na fo­te­lu na uli­cę, któ­rę­dy mia­ła prze­cho­dzić pro­ce­sja. Gdy mon­stran­cja znaj­do­wa­ła się naj­bli­żej, rzu­ci­ła się na ko­la­na i za­czę­ła wo­łać: „Pa­nie, je­śli chcesz, mo­żesz mnie uzdro­wić; wie­rzę, że w Ho­stii je­steś Tym sa­mym, któ­ry wkra­czał do Je­ro­zo­li­my: prze­bacz mi moje grze­chy, a zo­sta­nę uzdro­wio­na!”.

 

Lu­dzie pró­bo­wa­li usu­nąć ją z dro­gi my­śląc, że jest nie­zrów­no­wa­żo­na psychicznie. Ona jed­nak po­dą­ża­ła za mon­stran­cją, naj­pierw na ko­la­nach, a po­tem idąc. Przy­by­wa­ło jej co­raz wię­cej sił, choć przecież po dro­dze tra­ci­ła bar­dzo wie­le krwi. Po pro­ce­sji od­by­ło się na­bo­żeń­stwo, w cza­sie któ­re­go kobieta zo­sta­ła kom­plet­nie uzdro­wio­na.

 

Po uzna­niu nad­przy­ro­dzo­no­ści cudu bi­skup za­rzą­dził, aby hi­sto­rię tę spi­sa­no i za­miesz­czo­no w ko­ście­le. We­dług ar­chi­wal­nych za­pi­sów po­mię­dzy ro­kiem 1725 a 1789 mia­ło miej­sce po­nad sie­dem­dzie­siąt cu­dow­nych uzdro­wień w cza­sie pro­ce­sji Bo­że­go Cia­ła.

 

A co z Wol­te­rem? Co z jego wia­rą? Może nie czymś cu­dow­nym, ale za­sta­na­wia­ją­cym, w kon­tekście jego ate­istycz­ne­go pi­sar­stwa, jest wy­zna­nie: „Wy­da­rze­nie to przy­pra­wi­ło mnie o cien­ki blichtr po­boż­no­ści, mnie, któ­ry słu­ży Bogu tak samo byle jak, jak i dia­błu”.

 

Zdu­mie­wa­ją­ce, ile cu­dow­nych uzdro­wień w Słoń­cu Eu­cha­ry­stii do­ko­nu­je się w obec­nych cza­sach w ra­mach cha­ry­zma­tycz­nej od­no­wy Ko­ścio­ła i we wszel­kie­go ro­dza­ju oa­zach kul­tu eu­cha­ry­stycz­ne­go.

 

Sio­stra Brie­ge McKen­na, ir­landz­ka za­kon­ni­ca, któ­ra od po­nad dwu­dzie­stu pię­ciu lat spra­wu­je po­słu­gę sło­wa i mo­dli­twy wsta­wien­ni­czej wśród ka­pła­nów na ca­łym świe­cie, na­pi­sa­ła książ­kę, w któ­rej przed­sta­wia kon­kret­ne przy­kła­dy uzdra­wia­ją­cej mocy Chry­stu­sa w Eu­cha­ry­stii.

 

„Któ­re­goś razu – pi­sze sio­stra – po skoń­czo­nej li­tur­gii mo­dli­łam się wraz z ks. Ke­vi­nem o uzdro­wie­nia. Po­śród zgro­ma­dzo­nych było dziec­ko wraz z ro­dzi­ca­mi, któ­re cier­pia­ło na cięż­ką cho­ro­bę mó­zgu. Pod­czas pod­nie­sie­nia Naj­święt­sze­go Sa­kra­men­tu dziec­ko pod­nio­sło gło­wę i wy­cią­gnę­ło ręce w kie­run­ku Ho­stii. Na­za­jutrz cho­ro­ba cał­ko­wi­cie ustą­pi­ła.

 

Na tym sa­mym na­bo­żeń­stwie była dziew­czy­na, któ­ra na­le­ża­ła do mor­mo­nów. Mó­wi­łam o rze­czy­wi­stej Obec­no­ści zmar­twych­wsta­łe­go Pana w Eu­cha­ry­stii, usil­nie za­chę­ca­jąc do przy­glą­da­nia się Mu w Ho­stii. Przy­pro­wa­dzo­no tę dziew­czy­nę, abym mo­dli­ła się wraz z nią. Mia­ła ona spa­ra­li­żo­wa­ne ręce. Gdy Ho­stia zo­sta­ła unie­sio­na, dziew­czy­na wy­cią­gnę­ła swe zde­for­mo­wa­ne ręce, świa­do­ma, że dzie­je się z nią coś nad­zwy­czaj­ne­go. W isto­cie, jej ręce sta­ły się zu­peł­nie nor­mal­ne”.

 

Nie zna­czy to jed­nak, że nic się w nas nie dzieje, gdy brak jest tego typu spek­ta­ku­lar­nych uzdro­wień. Pro­mie­nie Słoń­ca-Eu­cha­ry­stii za­wsze ogar­nia­ją du­szę swym bla­skiem i cie­płem mi­ło­ści, choć ro­zum wie­lo­krot­nie nie jest świa­do­my tej czyn­no­ści. Do­ko­nu­je się w nas prze­mia­na, któ­ra nie od razu się ujaw­nia.

 

Po­dob­nie jak owo­ce, któ­re w pro­mie­niach sło­necz­nych doj­rze­wa­ją nie na­tych­miast, lecz stop­nio­wo – na­sze doj­rze­wa­nie do wiecz­no­ści w bla­sku Eu­cha­ry­stii do­ko­nu­je się po­wo­li i do­głęb­nie. Świa­do­mość tej praw­dy dyk­tu­je przede wszyst­kim cier­pli­wość i wy­trwa­łość w ad­o­ra­cji.

 

Bel­gij­ski król Bau­do­uin wo­lał ab­dy­ko­wać, niż pod­pi­sać usta­wę ze­zwa­la­ją­cą na abor­cję. Spę­dzał wie­le go­dzin przed Naj­święt­szym Sa­kra­men­tem. Tak opo­wia­da o swo­im do­świad­cze­niu mo­dli­twy:

 

„Pra­wie za­wsze trud­no mi było trwać bez ru­chu i kon­tem­plo­wać Boga w ci­szy i po­su­sze wia­ry. Po­mi­mo to wiem, że trze­ba wy­sta­wiać du­szę na dzia­ła­nie Słońca i nie oba­wiać się, że tra­ci się czas w ka­pli­cy, gdy się nic na­wet nie czuje. Trze­ba Słoń­cu dać czas, aby mo­gło opa­lić; to wy­ma­ga tro­chę cier­pli­wo­ści”.

 

W trak­cie cier­pli­wej ad­o­ra­cji Boga w Hostii prze­mie­nia­ją nas Pro­mie­nie, któ­re po­zo­sta­ją nie­wi­dzial­ne dla oczu. Jeśli nie­któ­rym oso­bom Pan po­zwa­la ujrzeć tę du­cho­wą rze­czy­wi­stość, to po to, aby ich świa­dec­two jesz­cze bar­dziej ugrun­to­wa­ło nas w wy­trwa­łej wie­rze. W tym duchu s. Fau­sty­na dzie­li się na­stę­pu­ją­cym prze­ży­ciem:

 

Kie­dy by­łam w ko­ście­le, cze­ka­jąc na spo­wiedź, uj­rza­łam pro­mie­nie wy­cho­dzą­ce z mon­stran­cji, któ­re roz­cho­dzi­ły się po ca­łym ko­ście­le. Trwa­ło to przez czas ca­łe­go na­bo­żeń­stwa. Po bło­go­sła­wień­stwie (pro­mie­nie te ro­ze­szły się) na obie stro­ny – i wró­ci­ły do mon­stran­cji. Wi­dok ich był ja­sny i prze­źro­czy­sty jak krysz­tał. Pro­si­łam Je­zu­sa, aby ra­czył za­pa­lić ogień swo­jej mi­ło­ści we wszyst­kich du­szach ozię­błych. Pod tymi pro­mie­nia­mi roz­grze­je się ser­ce, cho­ciażby było zim­ne jak bry­ła lodu, cho­ciażby było twar­de jak ska­ła (Dz 370)

 

Sio­stra Maria-Te­re­sa Du­bo­uché, za­ło­ży­ciel­ka in­sty­tu­tu Ad­o­ra­cji Wy­na­gra­dza­ją­cej, z za­chwy­tem wo­ła­ła:

 

„Ja­kież stwo­rze­nie, jeśli tylko wy­sta­wi się na dzia­ła­nie tego Słoń­ca, nie do­zna­ło­by Jego roz­grze­wa­ją­ce­go i oży­wia­ją­ce­go dzia­ła­nia? Ja­każ du­sza pod spoj­rze­niem Je­zu­sa-Eu­cha­ry­stii mo­gła­by się wy­mknąć spod Jego opie­ki? Po­zwo­lić się opa­lać w mil­cze­niu i po­chła­niać przez prze­paść Mi­ło­ści Je­zu­sa: oto se­kret ad­o­ra­cji w du­chu i praw­dzie, któ­ry po­le­ga na do­bro­wol­nym wcho­dze­niu w ad­o­ra­cję sa­me­go Je­zu­sa wo­bec Ojca”.

 

Eu­cha­ry­stia lśni szcze­gól­nym bla­skiem w go­dzi­nach ciem­no­ści, gdy ga­sną wszel­kie inne świa­tła ludz­kiej na­dziei i mocy. W Dzien­nicz­ku s. Fau­sty­ny znaj­du­je­my zdu­mie­wa­ją­cą no­tat­kę:

 

Dziś uj­rza­łam, jak świę­te ta­jem­ni­ce były speł­nia­ne bez szat li­tur­gicz­nych i po do­mach pry­wat­nych, dla chwi­lo­wej bu­rzy, i uj­rza­łam słoń­ce, któ­re wy­szło z Naj­święt­sze­go Sa­kra­men­tu, i zga­sły, czy­li zo­sta­ły przy­ćmio­ne, inne świa­tła, i wszy­scy mie­li zwró­co­ne oczy ku temu świa­tłu, lecz zna­cze­nia tego nie ro­zu­miem w tej chwi­li (Dz. 991)

 

Tego wi­dze­nia s. Fau­sty­na nie po­ję­ła, po­nie­waż od­no­si­ło się ono do za­wie­ru­chy wo­jen­nej, któ­rej ona już nie do­cze­ka­ła. Jej pro­roc­two jed­nak się speł­ni­ło: za­gasł w koń­cu blask zbrod­ni­czych ide­olo­gii, a wze­szło „Słoń­ce Spra­wie­dli­wo­ści”.

 

Eu­cha­ry­stia nie­ustan­nie świeci na nie­bie mę­czen­ni­ków Ko­ścio­ła. Licz­ne do­ku­men­ty z cza­sów pier­wot­ne­go chrze­ści­jań­stwa świad­czą o łącz­no­ści spra­wo­wa­nia Eu­cha­ry­stii z mę­czeń­stwem za wia­rę. To dru­gie wy­ni­ka z pierw­sze­go: ofiara chrze­ści­ja­ni­na czer­pie swą moc z ofia­ry Chry­stu­sa; wier­ność w mi­ło­ści aż do koń­ca kar­mi się mi­ło­ścią Tego, któ­ry nas pierw­szy umi­ło­wał w swo­jej Eu­cha­ry­stii.

 

Tak dzia­ło się na po­cząt­ku chrze­ści­jań­stwa, tak było wczo­raj i jest dzi­siaj: (…) na Wscho­dzie i Za­cho­dzie… (…) W pro­mie­niach eu­cha­ry­stycz­ne­go Słoń­ca znaj­du­ją swą moc chrze­ści­ja­nie, któ­rzy opie­ra­ją się to­ta­li­tar­nej i wy­pru­tej z Praw­dy kon­struk­cji „no­wo­cze­snej Eu­ro­py”.

 

Ża­den z po­my­słów dusz­pa­ster­skich nie zdo­ła oży­wić Ko­ścio­ła tak owoc­nie, jak czy­ni to Eu­cha­ry­stia. Po okre­sie „re­wo­lu­cyj­nych” prze­mian w Ko­ście­le fran­cu­skim w wie­lu świą­ty­niach po­zo­sta­ły pust­ki. Gdzie szu­kać lu­dzi szu­ka­ją­cych Boga? Tam, gdzie On na­praw­dę po­zwa­la się znaleźć, gdzie sta­je się Po­kar­mem i Świa­tłem.

 

Ko­ściół mo­na­stycz­nej wspól­no­ty Je­ru­za­lem, znaj­du­ją­cy się w ser­cu Pa­ry­ża, przed­sta­wia w trak­cie eu­cha­ry­stycz­nej li­tur­gii wi­dok, któ­ry za­pie­ra w pier­siach dech: jak wie­lu przy­cho­dzi tam lu­dzi, aby się po­mo­dlić! Oto je­den z kil­ku terenów praw­dzi­wej od­no­wy chrze­ści­jań­stwa w Pa­ry­żu, je­den z wie­lu we Francji, a na Za­cho­dzie – je­den z bar­dzo wie­lu…

 

Ta­jem­ni­ca przy­cią­ga­ją­cej mocy tych du­cho­wych oaz kryje się w sta­łej ad­o­ra­cji, w wier­nym i od­waż­nym otwar­ciu ser­ca na „Świa­tłość świa­ta” – na Chry­stu­sa, który wy­wią­zu­je się z da­ne­go kie­dyś sło­wa: „Kto idzie za Mną, nie bę­dzie kro­czył w ciem­no­ści, lecz będzie miał świa­tło życia” (J 8, 12).

 

ks. Andrzej Trojanowski
Miłujcie się! | sierpień 2020

 
Zobacz także
Ks. M. Piotrowski TChr
Najnowsze techniki badawcze zastosowane do analizy Całunu Turyńskiego zostały również wykorzystane przy badaniu welonu z Manoppello. Wyniki tych wszystkich ekspertyz jednoznacznie wskazują, że współczesna nauka nie jest w stanie stwierdzić, w jaki sposób powstał obraz i skąd pochodzą te tajemnicze kolory...
 
Eliza Litak
Na czas Wielkiego Postu, liturgia staje się wyciszona, podporządkowana pokutnemu charakterowi tego okresu. Wiodącymi tematami stają się: nawrócenie (zwłaszcza w dni powszednie pierwszych czterech tygodni Wielkiego Postu), chrzest (głównie w niedziele) oraz – dopiero jednak od piątego tygodnia – męka Chrystusa. Kościół skupia się na przygotowaniu do Świąt Paschalnych i powrocie do Boga, wszystko inne „schodzi na drugi plan”.
 
Jacek Salij OP

Kto tyle tylko wie o życiu wiecznym, że będzie ono niewyobrażalnie szczęśliwe, ten nie zrozumie, dlaczego, aby je osiągnąć, człowiek musi spożywać Ciało Syna Bożego. Najpierw zwróćmy uwagę na dwa najbardziej pospolite błędy, które mogą zniszczyć w nas wiarę w życie wieczne. Otóż niektórzy współcześni chrześcijanie trochę wierzą w życie wieczne, a trochę nie wierzą. Trudno im w życie wieczne uwierzyć dosłownie. Skłonni są raczej przyjmować jakąś bliżej niesprecyzowaną możliwość, że człowiek jakoś jednak przetrwa swoją śmierć.

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS