logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Ks. Mariusz Pohl
Z powrotem w ciele
Wieczernik
 


Bóg jest Bogiem żywych

Przekonanie, że nasze ciała miałyby w jakimś momencie znów powrócić do życia, z trudem mieści się nam w głowie.
 
Chrystus w czasie polemiki z saduceuszami wyraźnie stwierdził, że Bóg jest Bogiem żywych, a nie umarłych, że ludzie są powołani do zmartwychwstania i życia wiecznego. W zasadzie zgadzamy się z tym twierdzeniem, ale często nadajemy wierze w zmartwychwstanie jakiś mityczny, nieokreślony, „uduchowiony” charakter. Czynimy ze zmartwychwstania jakiś symbol czy wyimaginowaną ideę, niż konkretną rzeczywistość, która nas kiedyś czeka. 
 
Chyba mało kto cieszy się na fakt zmartwychwstania i na wszystko, co się z nim wiąże. Może nawet ta perspektywa jest dla nas jakoś wstydliwa i kłopotliwa. Kto wie, czy potrafilibyśmy — jak św. Paweł na Areopagu, czy wcześniej Hiob — z taką siłą przekonania poruszyć temat zmartwychwstania i dać świadectwo swojej nadziei, czy też wolelibyśmy raczej zamilknąć. A motywów do przemilczania tego tematu chyba nie brakuje: choćby długa zwłoka Paruzji i powszechnego zmartwychwstania, która stawia pod znakiem zapytania tę zapowiadaną przez Chrystusa przyszłość, albo odwleka ją w nieskończoność. Przekonanie, że nasze własne ciała miałyby w jakimś konkretnym momencie znów powrócić do życia, z trudem mieści się nam w głowie i nawet budzi podejrzenia o jakieś związki z doktryną Świadków Jehowy. 

Śmiertelne i grzeszne ciała?
 
Najpierw dlatego, że bardzo boleśnie i konkretnie doświadczamy śmiertelności i zniszczalności ludzkich ciał. Cielesność dostarcza nam nieraz tylu trosk i bólu, zwłaszcza w przypadku kalectwa, choroby czy starości, że wcale za nią aż tak nie tęsknimy. Raczej wolelibyśmy pozbyć się tego balastu i przejść do innego sposobu egzystencji, na podobieństwo duchów czystych. Nawet przykład Chrystusa, który przecież zmartwychwstał w ciele, ani też przykład Maryi, wziętej do niebieskiej chwały z duszą i ciałem nie rozwiewa naszych wątpliwości. Do cielesności odnosimy się nieufnie. 
 
Także dlatego, że ciało kojarzy nam się z grzechem. Jak coś, co tyle razy, na wiele różnych sposobów obrażało Boga, miałoby teraz stać się narzędziem oddawania Mu chwały i zażywania niebiańskiego szczęścia? Wydawałoby się nam bardziej logiczne, gdyby ciało „za karę” raz na zawsze zostało unicestwione i nie przypominało nam więcej naszego grzesznego i bolesnego życia na ziemi; albo też by „poszło do piekła” na męki ognia wiecznego. Ale ciało w niebie? Albo na odnowionej ziemi? Raczej nie. 

Eschatologiczne oczekiwania
 
Boimy się puszczać wodze wyobraźni i nadziei, by naszym oczekiwaniom eschatologicznym nadawać jakiś „ludzki” kształt, nawiązujący do doczesnych wartości, takich jak piękno, pokój, radość. Tu pewnym wzorcem eschatologicznego szczęścia, mogłaby być dla nas biblijna wizja raju: przepięknego, bujnego ogrodu, obfitującego w owoce, stanowiącego harmonijne środowisko dla człowieka, który żyje w zgodzie ze swą cielesną naturą, wizja ukazana w konkretnych pojęciach i wyobrażeniach, ściśle nawiązujących do cielesności. Także wszelkie wizje czasów mesjańskich, zapisane w Starym Testamencie, zawierają w swoim centrum człowieczeństwo jako cielesno–duchową harmonię i szczęście jako atrybut ściśle cielesny. Żydzi bardzo szanowali ciało i sprawy ciała, cenili je sobie i nie wyobrażali sobie życia przyszłego bez ciała. 
 
Natomiast wydaje się, że my życie wieczne sytuujemy jakby w opozycji do doczesności, jako przeciwieństwo życia doczesnego, a nie jako jego kontynuację. Bo doczesna egzystencja z ludzką cielesnością w centrum jest jakoś podejrzana. Nawet cielesny wymiar człowieczeństwa jest w naszym mniemaniu jakąś ujmą i niezbyt nadaje się do „uświęca- nia”. Wysiłki płynące z motywów pobożności kierujemy raczej w stronę duszy, niż ciała. W efekcie ciało zostaje pozostawione jakby samo sobie, a my pracujemy bardziej „nad duszą”. Nic zatem dziwnego, że w dziedzinie cielesności jest tyle nieuporządkowania i nadużyć, bo pole to oddaliśmy jakby bez walki.

Ciało odkupione i powołane do świętości

 
Jakoś dziwnie przy tym zapominamy o naszym powołaniu do świętości i o godności naszego człowieczeństwa, odkupionego przez śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. Zapominamy o godności ludzkiego ciała, o tym, że z cielesnością jest ściśle związana miłość, zdolność do prawdziwej ofiary („ofiary i daru nie chciałeś, aleś mi utworzył ciało”)… I zapominamy o mocy Bożej, która potrafi przemienić to, co grzeszne i zniszczalne, w święte i niezniszczalne. A zatem nasza nadzieja i ostateczna przyszłość, musi być ściśle związana z naszym człowieczeństwem, z realnością naszego życia, a ta realność wyraża się właśnie przez cielesność.
 
Problem polega zatem na tym, jak pogodzić nasze życiowe doświadczenia, podważające wartość ciała z przesłaniem wiary, która naszą ostateczną przyszłość nierozłącznie kojarzy z ciałem. Prawda o zmartwychwstaniu jest tajemnicą i nigdy nie zdołamy sobie naocznie wyobrazić sposobu powstania do nowego życia i jego kształtu. („Oko nie widziało i ucho nie słyszało…”; „bo będą jako aniołowie w niebie…”) Jednak co do istoty możemy na temat zmartwychwstania ciał powiedzieć bardzo wiele. Spróbujmy zatem zebrać w tym tekście najważniejsze fakty i prawdy, będące podstawą naszej eschatologicznej nadziei.

Fakty i prawdy

 
Po pierwsze: zmartwychwstanie dotyczy ciała. Cielesność należy do istoty człowieczeństwa, więc skoro wskrzeszenie z martwych dotyczy człowieka, więc musi uwzględniać także ciało. A zatem nasza przyszłość „w niebie” nie będzie polegała na jakiejś duchowej, „eterycznej” egzystencji w zaświatach, lecz na doskonałej pełni ludzkiego życia. Oznacza to, że otrzymamy na powrót nasze ciała, ale w formie doskonałej, bez ułomności i braków, tak dokuczliwych i przykrych w naszej doczesnej egzystencji. Wzorem takiej przemienionej cielesności jest Zmartwychwstały Chrystus, ukazujący się Apostołom. 
 
Po drugie: człowiek jest istotą śmiertelną, nieodwołalnie zmierza ku śmierci, która polega na radykalnym oddzieleniu duszy od ciała i zniszczeniu cielesnej powłoki. Śmierć, chociaż jest skutkiem grzechu i przejmuje nas lękiem, powinna być dla wierzącego znakiem nadziei. Bo skoro dzięki wierze możemy umierać z Chrystusem, to także będziemy mogli z Nim później zmartwychwstać. A zatem śmierć jest końcem bolesnej, ziemskiej egzystencji i przejściem do nowego życia, w którym czeka nas już tylko to, co najlepsze. Śmierć nie jest końcem, lecz przemianą, początkiem nowego. 
 
Po trzecie: śmiertelność i ułomność ludzkiego ciała i życia nie oznaczają zgody na pogardę dla tych rzeczywistości. Wręcz przeciwnie: życie jest dla człowieka czasem łaski i miłosierdzia, szansą realizowania swego powołania do doskonałości i do wiary. Człowiek, który pomimo swej słabości i grzeszności, zaufa Chrystusowi i przylgnie do Niego, może w tym wrogim świecie skutecznie dążyć do świętości. Jest to wręcz naszym zadaniem i obowiązkiem. A to oznacza, że mamy swoje ciała darzyć szacunkiem, oddawać je na służbę Bogu, prawdzie, miłości. W ten sposób już tu na ziemi możemy niejako uprzedzać stan doskonałości po zmartwychwstaniu. Trzeba zabiegać o jak najwyższą jakość naszego człowieczeństwa. 
 
Doczesność jest zasiewem wieczności na wzór ziarna, które obumiera, by mogło dać życie dojrzałej roślinie (por. 1 Kor 15). To, w jaki sposób teraz żyjemy, jak wypełniamy swoje powołanie, jak bardzo wierzymy i ufamy Bogu, czy „celujemy” w dziele Pana (por. 1 Kor 15.58), będzie później jakoś rzutowało na nasze życie wieczne. A zatem w doczesności trzeba inwestować w wieczność. Trzeba „składać swoje ciała na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną…” (Rz 12.1). Chrystus zaś „swoją mocą przemieni nasze śmiertelne ciała na podobieństwo swego ciała uwielbionego” (Flp 3.21).
 
I czwarte: przy zmartwychwstaniu wszystko zostanie przemienione, nastanie nowa ziemia, nowe niebo, nowy człowiek. Pierwsze rzeczy, znane nam z aktualnego doświadczenia, przeminą. Ale mimo wszystko będzie jakaś analogia i kontynuacja między tym, co teraz, a tym co nastanie w wieczności. Otrzymamy nowe, chwalebne ciała, na wzór Chrystusa uwielbionego. A i Chrystus w wieczności zachowa swoje człowieczeństwo. Może to jest najmocniejszy argument na rzecz cielesnego zmartwychwstania: Chrystus sam przeżył je jako pierwszy i jest dla nas wzorem.
 
ks. Mariusz Pohl
Wieczernik nr 133

fot. Gido Silhouette Make a wish... 
Flickr (cc) 
 
Zobacz także
Aleksandra Zapotoczny

Kiedy padał deszcz, ks. Dolindo wychodził na miasto. Widząc na ulicy moknącą osobę, zapraszał ją pod swój parasol. Wspólna droga stawała się okazją do rozmowy, która rodziła zaufanie i przekształcała się w spowiedź. A kiedy grzechy były naprawdę ciężkie, ks. Dolindo obejmował penitenta i mówił: „Jesteś dobrym człowiekiem, nie wiem, czy ja miałbym tyle odwagi, by wyznać winy”.

 
Dariusz Kowalczyk SJ
Na końcu Apokalipsy, ostatniej księgi Biblii, znajdujemy wezwanie: „Przyjdź (Marana tha), Panie Jezu”. Co znaczą te słowa? Otóż chrześcijanie czasów apostolskich oczekiwali z ufnością na rychłe, powtórne przyjście Chrystusa, czyli na... koniec świata.
 
Michał Gryczyński
W gronie apostołów dwóch nosiło imię Jakub, toteż dla rozróżnienia nadano im przydomki Starszy (Większy) i Młodszy (Mniejszy). Ten pierwszy był synem Zebedeusza i Salome. Bratem Jakuba był św. Jan Ewangelista. Obaj bracia, razem z ojcem, trudnili się rybołówstwem nad Jeziorem Tyberiadzkim. Powołani do grona Dwunastu nazwani zostali przez Jezusa „synami gromu”, ponieważ wyróżniali się gwałtownym usposobieniem. Jakub należał do tych uprzywilejowanych uczniów, którzy byli świadkami wskrzeszenia córki Jaira, Przemienienia na górze Tabor i konania Jezusa w Ogrójcu.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS