logo
Sobota, 27 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Sergiusza, Teofila, Zyty, Felicji – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Bogdan Kosztyła
Konflikt czy kłótnia?
Szum z Nieba
 


Jestem pod wrażeniem pewnej sceny z niedawno obejrzanego filmu. Ośmiu dojrzałych mężczyzn siada przy stole i rozmawia. Przeżywają głęboki konflikt: wyjechać czy zostać, skoro ich życie na misji jest poważnie zagrożone. Każdy ma własną motywację i propozycję rozwiązania tego dylematu, mówią i słuchają siebie nawzajem. A potem dają sobie czas na przemyślenie i przemodlenie tego, co powinni wybrać. To obraz z filmu „Ludzie Boga”. To również dobry przepis, jak szukać rozwiązania małżeńskich konfliktów.

 

Konflikt w rodzinie jest sytuacją absolutnie naturalną. Dwoje ludzi ma różne spojrzenie i pomysły na daną sprawę, ponieważ ich doświadczenie i oczekiwania są inne. Warto odróżnić konflikt od kłótni. Kłótnia jest niedojrzałym sposobem rozwiązywania problemów, głównie przez presję emocjonalną, dlatego też rodzi dużo zranień. Największa strata w kłótni to podważenie poczucia zaufania, co dla związku oznacza zwiększenie dystansu i poczucie zranienia. To, że kłótnia w niektórych małżeństwach czasem trochę oczyszcza atmosferę – nie jest jej zasługą. Po prostu wreszcie zostało wypowiedziane coś, co dotąd było tłumione, a wszystko na szczęście zakończyło się porozumieniem.


Czy mamy trupa w szafie?

 

Kłótnia jest mało konstruktywnym i często niezbyt świadomie kierowanym mechanizmem, w którym ludzie coś sobie wyrzucają, coś sobie przypominają i odkrywają to, co dotąd ukrywali. Żona słyszy wtedy: „Dotąd nie mówiłem ci tego, ale teraz ci powiem, żebyś wiedziała jak to jest naprawdę!”. A potem płynie niełatwa do zatrzymania lawina…


W trudnej sytuacji, jedną ze strategii stosowanych przez człowieka jest wpychanie wszystkiego do „emocjonalnej szafy”, na zasadzie: nie ma problemu i dlatego jeszcze się trzyma. Te drobne konflikty, sprzeczki, przytyki – jakoś to zniosę, jeszcze upchnę. Aż pewnego dnia ktoś otworzy szafę i przygniecie go mnóstwo drobnych rzeczy, które tam przez lata gromadzono.

 

Natomiast przewaga dojrzałego rozwiązania konfliktu polega na tym, że gdy stajemy wobec problemu – mówimy: „Porozmawiajmy o tym”. Na przykład jeśli nie mamy tyle pieniędzy, ile nam potrzeba, zaczynamy wspólnie zastanawiać się, co robić. Ty mówisz: „Skorzystajmy z pomocy rodziny”. Ja: „A może znajdę dodatkową pracę albo ograniczmy wydatki?”. Tu trzeba pamiętać o kilku zasadach, które nam pomogą w znalezieniu rozwiązania. Najważniejsze, by postawić sobie pytanie: czy to jest dobry moment na szczerą rozmowę? Nie zawsze przecież jesteśmy w stanie rozmawiać o ważnych rzeczach z uwagą i zaangażowaniem. Podam przykład: jeśli żona ma za sobą ciężki dzień w pracy, a dodatkowo żyje tym, że nasze dziecko ma kłopoty zdrowotne i wymiotowało w nocy – nie powiem jej: „Kochanie, porozmawiajmy teraz o naszych finansach”. Wiem, że wtedy sprawa szybko się skończy albo na tym, czego ja chcę, albo żona będzie tak rozdrażniona, że nie będzie w stanie się skupić i rozmawiać. Dlatego warto taką rozmowę odłożyć na spokojniejszą chwilę.

 

Przepis na rozwiązanie problemu

 

A jak zadbać o to, żeby konflikt nie przerodził się w kłótnię?


1. Trzymamy się tego, o czym chcemy rozmawiać dziś. To oznacza, że nie włączamy jakichś wątków z przeszłości, bo tam zawsze znajdziemy coś, co moglibyśmy sobie wypomnieć: że ktoś był mniej dojrzały, ktoś nie dotrzymał obietnicy – tylko że to niczemu nie służy. Próbujmy więc rozmawiać na tym poziomie: dziś, tu i teraz.

 

2. Nie używamy obraźliwych określeń, inwektyw, nie ranimy się w rozmowie.

 

3. Staramy się zwerbalizować, o co nam chodzi, ale nie forsujemy gotowych rozwiązań. A to oznacza, że jeżeli mówisz: „Pożyczmy te pieniądze od rodziców” – to może starasz się odpowiedzieć mnie i sobie na pytanie: czego się boisz, że nie chcesz innego rozwiązania, dlaczego to ci się wydaje takie ważne? Lepiej więc powiedzieć, że boisz się kredytów, a obsługa długu rodzinnego jest zdecydowanie łatwiejsza.

 

Niestety, małżonkowie często nie są w stanie dojść do tego poziomu: co się kryje za moją propozycją, dlaczego mi na tym zależy – a to utrudnia porozumienie. Każde forsowanie swojego pomysłu to już raczej dyskusja, która kończy się pokonaniem jednej ze stron: „Ja wygrałem, moje jest lepsze. Ty przegrałaś, czyli twoje jest gorsze”. A to utrudnia przyjęcie dobrego rozwiązania. Myślę, że wtedy uczciwiej byłoby powiedzieć: „Przerwijmy tę rozmowę i odłóżmy na jakiś czas, bo kręcimy się w kółko. Okopaliśmy się na swoich pozycjach i nie możemy ruszyć z miejsca”. A czasami wystarczy odłożyć sprawę do jutra, a następnego dnia łatwiej mi będzie zauważyć inne rozwiązanie i stać się bardziej elastycznym. Natomiast jeśli mój opór ma korzenie w jakimś zranieniu czy urazie – to też powinienem to nazwać. Gdy chowam urazę, ona we mnie żyje i nabiera jeszcze większej siły, przemilczenie tylko ją karmi. Dlatego warto czasami odłożyć na bok temat podstawowy dyskusji, np. nasze finanse, a najpierw wyjaśnić sobie ten przemilczany temat.

 

4. Możemy poszukać kogoś z zewnątrz, kto nas posłucha i będzie dla nas mediatorem. Ważne, aby nie była to osoba związana z którymś z małżonków. Nie będą więc dobrymi mediatorami ani moi rodzice, ani koleżanka mojej żony – lepiej, by był to ktoś zupełnie z zewnątrz. To jest przestrzeń dla psychologa, terapeuty, kierownika duchowego, dla znajomego kapłana czy kogoś, kto ma pewien poziom kompetencji, potrafi słuchać i zachować dystans.

 

Emocjonalne odleżyny

 

Czasem jakiś konflikt ciągnie się w naszym życiu nierozwiązany przez lata. Ja mam do ciebie żal o to, co kiedyś tam zrobiłaś. Ty masz do mnie żal o coś innego, a przy każdej próbie rozmowy gdzieś to nam wypływa na powierzchnię. W takiej sytuacji warto porozmawiać o tym, co za nami się ciągnie, a nie o tym, co jest dziś. Inaczej mogę mieć poczucie, że mnie nie słuchasz, nie liczysz się ze mną, lub sam będę ignorował twoje pomysły albo uciekał w iluzoryczną zgodę.

 

Czasami w małżeństwie zdarzają się sytuacje bardzo trudne – np. pewne postawy zostały utrwalone już przez doświadczenie: „O tym nie rozmawiajmy, bo ty myślisz inaczej”. Jeżeli jakiś temat od dawna „leży odłogiem” – rodzi się pytanie: dlaczego warto go zmieniać i co może być motywem zmiany? Jeżeli oboje już dojrzeliśmy, żeby o tym porozmawiać – to świetnie. Jeżeli taka dojrzałość jest tylko w jednej z osób – będzie to trudne. Trzeba bowiem jakiś aspekt naszego związku ustawić w nowej konfiguracji, ale po dwudziestu latach wspólnego życia współmałżonek mówi: „Dlaczego miałbym coś zmieniać?”. W takiej sytuacji warto sobie zadać pytanie: co nas motywuje do tej zmiany? Czy robimy to, aby zachowywać pozory, czy żeby łatwiej nam się pracowało nad aktualnymi tematami?

 

Czasem małżeństwa dochodzą do pewnego pułapu i mają świadomość, że jakimś problemem trzeba się zająć, skoro obojgu to nie pasuje. W tej sytuacji dobrze jest, by mąż i żona mieli szansę powiedzieć, co o tym myślą. Jedno z nich proponuje: „Przegadajmy ten temat, jak to u nas jest z życiem seksualnym i dlaczego tak, a nie inaczej. Bo na spotkaniu słyszałem, że możemy tak to zrobić”. Jeśli mówimy o finansach, o naszym życiu duchowym, religijnym – te rozmowy zawsze będą inspirujące, bo każde wnosi w nie to, czego doświadczyło, co przeczytało i o czym słyszało. Nie wierzę, że istnieje jakiś temat, którego w małżeństwie nie należy poruszać. Może nie zawsze jest dobry moment na rozmowę o ważnych sprawach – bo np. sytuacja jest napięta emocjonalnie, współmałżonek przeżywa kryzys i wszystko w nim się gotuje, więc „dociskanie go” byłoby oznaką braku empatii. Wtedy warto powiedzieć: „Odłóżmy to na chwilę”. Ale nie może to być pretekst do permanentnej ucieczki, że nigdy nie będziemy gotowi na ten temat porozmawiać. Natomiast nie wydaje mi się, aby istniał temat, na który w małżeństwie się nie rozmawia…

 

Bogdan Kosztyła
– autor jest psychologiem, od wielu lat zajmuje się poradnictwem małżeńskim, prowadzi również kursy przedmałżeńskie. Współpracuje z domami rekolekcyjnymi oraz Centrum Arrupe w Gdyni. Jest ekspertem na portalach: www.czystysex.pl i www.rozmwiamy.jezuici.pl/wychowanie./ Prywatnie jest szczęśliwym mężem oraz tatą Marysi i Ani.
Szum z Nieba nr 104/2011