logo
Czwartek, 02 maja 2024 r.
imieniny:
Atanazego, Longiny, Toli, Zygmunta – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Iwona Szkudelska
"Nie zmuszą mnie, bym ich nienawidził"
Głos Ojca Pio
 


Była noc

Ktoś mocno szarpał za klamkę. Inny mężczyzna się awanturował. Do bramy kurii arcybiskupiej w Warszawie dobijała się grupa ludzi. Twierdzili, że przychodzą w sprawie urzędowej. Nie przeszkadzała im dość nietypowa, jak na załatwianie tego rodzaju spraw, pora: była noc.
 
Prymas Stefan Wyszyński, tknięty przeczuciem i zaniepokojony odgłosami dochodzącymi z zewnątrz, wydał polecenie otwarcia bramy i wpuszczenia niespodziewanych "gości". Na przywitanie spotkał się z wymówką, dlaczego przedstawiciele władzy – jak rozmówca określił siebie i swoich towarzyszy – zastali zamknięte drzwi kurii. Wszak państwo ma prawo zwracać się do swoich obywateli, kiedy chce. Kardynał spokojnie odpowiedział, że kuria urzęduje w wyznaczonych godzinach, a państwo ma obowiązek zachować przyzwoitość wobec obywateli. Za kilka minut, mocą decyzji rządu z poprzedniego dnia, został aresztowany i otrzymał zakaz wykonywania czynności związanych z dotychczas zajmowanymi stanowiskami. Był 25 września 1953 roku.
 
Ze skrępowanymi rękami

Konwój siedmiu samochodów, który przewoził Prymasa, wyjechał ze stolicy pod osłoną nocy. O świcie dotarł do Rywałdu. Opuszczony, zaniedbany klasztor kapucynów stał się pierwszym miejscem pobytu więźnia. Wyznaczono mu pokój na piętrze, z zakazem wyglądania przez okno. Niewielka cela sprawiała wrażenie opuszczonej w pośpiechu: niezasłane łóżko, otwarta walizka, miska z niewylaną wodą, bałagan. Na ścianie nieoczekiwany promyk słońca – obraz Maryi z podpisem: "Matko Boża Rywałdzka, pociesz strapionych".

Kulawy, ledwie trzymający się ściany stół musiał spełniać funkcję stołu jadalnego, biurka do pracy i ołtarza. Mszę można było przy nim odprawić dopiero za kilka dni: brakowało paramentów liturgicznych. Tak wyglądała "kaplica", o której "panowie" twierdzili, że na pewno będzie w miejscu aresztowania. Kardynał umieścił w niej drogę krzyżową, pisząc ołówkiem na ścianach celi nazwy stacji Męki Pańskiej i oznaczając je krzyżykami.

"Chrystus ze związanymi dłońmi, trzymany za ramię przez żołnierza" - obraz z taką sceną otrzymał w 1949 roku, gdy w drodze na ingres wkraczał do pierwszej świątyni swojej archidiecezji. Ten motyw, którego fragment umieszczony został także na obrazku będącym pamiątką konsekracji, towarzyszył mu od początku kapłańskiej drogi.

Teraz mógł sam pójść śladami Więźnia.
 
Cóż to jest prawda?

Wcześniej lękał się, że nie będzie miał udziału w zaszczycie, którego doznali wszyscy jego koledzy z seminaryjnej ławy: większość z nich zmarła w obozach koncentracyjnych i więzieniach; ci, którzy przeżyli wojenną gehennę, zostali inwalidami. "Ósmy "sakrament" z życia Kościoła - to męczeństwo" - napisze na jednej ze stron "Zapisków więziennych" (pamiętniku z trzyletniego okresu aresztowania). "Codzienny dowód Chrystusowej prawdy widzę w słowach: "Jeśli Mnie prześladowali, i was prześladować będą". […] Czyż nie jest to pociecha, że na sobie potwierdzamy prawdę słów Chrystusa? Czyż nie należy się cieszyć z tej prawdy, choćby bardzo bolało? I ta prawda wyswobadza, choć w tak dotkliwy sposób".

Prawda wewnętrzna człowieka Bożego była myślą przewodnią kazania, które wygłosił w dniu aresztowania podczas Mszy Świętej wieczornej u Świętej Anny. Kilkanaście godzin wcześniej spotkał się z alumnami seminarium duchownego, którym mówił o wychowawczej roli prawdy… Czy zdawał sobie sprawę z tego, że w ciągu niespełna doby to on właśnie zacznie zdawać najważniejszy egzamin z jej obrony?

Gdy niespodziewani "goście" poprosili go, by podpisał dokument zawierający decyzję o aresztowaniu, wyraził protest przeciwko gwałtowi, jaki mu zadano. Oświadczył, że nie może przyjąć tej decyzji do wiadomości, gdyż nie widzi w jej podjęciu żadnych podstaw prawnych, poza tym wiele do życzenia pozostawia sposób załatwienia całej sprawy. Prosił swojego zastępcę, biskupa Baraniaka, by w razie procesu nikt nie podejmował się jego obrony. Zdecydował bronić się sam.
 
1 2 3  następna
Zobacz także
Tarcisio Zanni

Józef był szczęśliwy w Nazarecie i nigdy w rozmowach nie wspomniał, że w rzeczywistości pochodzi z Betlejem. Fakt ten ukrył tak bardzo, że kiedy zarządzony przez Rzymian spis ludności zmusił go do wyjazdu, większość jego sąsiadów była zdumiona. Do tego czasu mieszkał w swojej stolarni i żył na wzór „prawdziwego Izraelity”. Jego dzień był pełen błogosławieństw. Cokolwiek robił, wykorzystywał każdą okazję, by chwalić Boga… Kierował się nauką duchowych mistrzów: „Kto używa dóbr tego świata, nie wypowiadając słów błogosławieństwa, profanuje rzecz świętą!”...

 
ks. Krzysztof Cepil SDB
Jan Tyranowski, mistyk i przewodnik duchowy młodego Karola Wojtyły, opiekun kół różańcowych w salezjańskiej parafii w Krakowie, może zostać wkrótce błogosławionym. Dębniki. Lata 30. XIX w., dzielnica Krakowa położona 15 minut drogi od Rynku Głównego przypomina małe miasteczko. Tu właśnie w 1933 r. salezjanie budują nowy kościół. Dwa lata później Jan Tyranowski wysłuchał tu kazania o drodze ku świętości…
 
 
Izabela Bobbé
Wielu teologów zwraca uwagę na istotne znaczenie intensywności modlitwy. Intensywność, a więc autentyczna żarliwość choćby kilku słów wypowiedzianych z najgorętszym przekonaniem. Trzeba powiedzieć, że na taką intensywność zdobywamy się najczęściej w momentach szczególnych, kiedy czujemy się zagrożeni. Myślę, że w powiedzeniu: "Jak trwoga to do Boga" - jest wielka mądrość. Oczywiście, zależy jaka trwoga.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS