logo
Piątek, 26 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Marii, Marzeny, Ryszarda, Aldy, Marcelina – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
O. Jacek Salij OP
Poczucie grzechu
Idziemy
 


Dać się uzdrowić i umocnić

Poczucie grzechu to nie to samo, co egocentryczne poczucie winy. To ostatnie polega na wewnętrznym niepokoju, że nie jestem taki, jaki powinienem być - że nie dorastam do moich własnych wyobrażeń o sobie, albo że dopuściłem się postępku, który nie przynosi mi chluby. Natomiast poczucie grzechu płynie z gorzkiej świadomości, że we mnie i w moim postępowaniu są różne rzeczy, które nie podobają się Bogu, a On przecież niewątpliwie mnie kocha.

Toteż czego innego szuka w spowiedzi człowiek z egocentrycznym poczuciem winy, a czego innego skruszony grzesznik. Ten pierwszy chce odzyskać poczucie niewinności, natomiast człowiek, który przychodzi do konfesjonału pod wpływem prawdziwej skruchy, chce po prostu rzucić się Panu Jezusowi w ramiona - z ufnością serdeczną, że On mnie nie tylko od moich grzechów uwolni, ale mnie całego (takiego, jakim On mnie widzi, a nie takiego, jakim ja sam siebie widzę) będzie uzdrawiał i umacniał.

Spowiedź już niepotrzebna?

Wydaje się, że do spowiedzi przestają chodzić najczęściej ci katolicy, których dotychczas przyprowadzało do tego sakramentu egocentryczne poczucie winy. Bo z chwilą, kiedy poczucie to w sobie przezwyciężyli bądź je stłumili, przestają odczuwać potrzebę spowiedzi.

Wówczas dzieje się jakoś tak: Kiedy ktoś główną energię życiową wkłada w utrzymanie i wychowanie swych dzieci albo jeśli widzi sensowność swojej pracy zawodowej i jej pożytek społeczny, osiąga zazwyczaj stan wewnętrznego zadowolenia ze swojej postawy. Jeśli w dodatku taki człowiek jest zasadniczo wierny Bożym przykazaniom, dość często zdarza się, że przestaje odczuwać potrzebę sakramentu pokuty.

Owszem, ludzie tacy cenią sobie istnienie tego sakramentu. Wiedzą bowiem o tym, że człowiek czasem ciężko upadnie i wówczas dotkliwie jest mu potrzebne miłosierdzie Boże. Na ogół jednak chodzenie do spowiedzi jest dla takich ludzi problemem kłopotliwym: niby powinno się to robić, a nie bardzo wiadomo, po co. Może jeszcze tylko w związku z przystąpieniem do Komunii świętej odczują czasem ogólny, trudny do nazwania stan zabrudzenia duszy - i to jest główną przyczyną, że do spowiedzi jeszcze czasem przystąpią.

Żeby w życiu nie utonąć

Istnieje znacznie gorszy sposób radzenia sobie z poczuciem winy. Mianowicie różnymi metodami można je w sobie stłumić. Można na przykład sobie "wytłumaczyć", że tak jak ja postępują wszyscy, a wobec tego nawet jeśli moje postępowanie jest złe, to można się tym zanadto nie przejmować. Szczególnie skutecznym sposobem osiągnięcia stanu zadowolenia z siebie jest dostosowanie poglądów do swego postępowania. Człowiek sobie wówczas "wytłumaczy", że zło, jakie czyni, jest w gruncie rzeczy czymś dobrym, a w każdym razie musi się tak postępować, żeby w życiu nie utonąć.

Takie stłumienie poczucia winy można jeszcze przyklepać obserwacjami, że inni postępują jeszcze gorzej. Można nawet dojść do takiego zaślepienia, że człowiek już w ogóle nie widzi swojego zła, natomiast odczuwa potrzebę potępiania innych. Zadowolenie z siebie wzmocni się dodatkowo, jeśli wśród tych, których potępiam, nie zabraknie księży. Bo po co chodzić do spowiedzi, skoro sami szafarze tego sakramentu są gorsi ode mnie?

Nie trzeba chyba nikogo przekonywać

Słowem, chyba już lepsze jest egocentryczne poczucie winy (byleby wynikało ono z wpatrywania się w zwierciadło dekalogu), niż przekonanie, że ja w ogóle nic nie mam sobie do zarzucenia. Niemniej, żeby naprawdę zrozumieć, czym jest sakrament pokuty, trzeba swoją grzeszność zobaczyć nie tyle w świetle egocentrycznych obserwacji, co w świetle wiary.

Egocentryzm mojego poczucia winy daje się poznać po następujących znakach: nieraz potępiamy jakieś małe swoje grzechy, a nie zauważamy wielkich, nieraz ogarnia mnie złość na samego siebie, że nie potrafiłem zachować się lepiej, czasem nawet pogarda dla siebie. Sędzią, który mnie wówczas ocenia, jestem ja sam, choć pobudzony niekiedy do tego przez innych. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że ten sędzia bywa zazwyczaj mało obiektywny.


 
1 2  następna
Zobacz także
Fr. Justin
Ilekroć w niedzielę wybieram się z wizytą do moich znajomych, zawsze zastaję ich przy pracy - ona w ogrodzie, a on przy swoim warsztacie w garażu. Raz zwróciłam im uwagę, że niedziela powinna być poświęcona służbie Bożej. Otrzymałam taką odpowiedź: "Moja droga, trzeba od czasu do czasu popełnić grzech, aby można było z czymś pójść do spowiedzi. Nie sądzisz"?
 
Amelia Pasternak
Była sobie mała dziewczynka. Miała może rok może troszeczkę więcej i bardzo chciała być już samodzielna. Wprawdzie chodzenie bez trzymania się ręki taty nie wychodziło jej najlepiej, ale co jakiś czas zapominała, że jeszcze nie umie sama sobie dobrze poradzić i wyrywała swoją dłoń z opiekuńczego uścisku ojca. Nie mijało wiele czasu i mała przewracała się...
 
Andrzej Kamiński OP
Życie duchowe można porównać do miłości między kobietą a mężczyzną. Zawsze za­czynamy od zakochania, zafascynowania się sobą nawzajem, „odlotu”. Później trzeba jednak przejść do budowania relacji, bo stan zakochania w pewnym momencie się kończy. Relację buduje się dzięki wierności. To wte­dy postawę „co ja będę z tego miał (miała)” zamieniamy na postawę „jesteś dla mnie naj­ważniejsza (najważniejszy)”. Podobnie jest z wiarą w Boga... 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS