logo
Piątek, 26 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Marii, Marzeny, Ryszarda, Aldy, Marcelina – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Ks. Mariusz Pohl
”Wyszli na górę...”
Mateusz.pl
 


Chyba w żadnym innym fragmencie Ewangelii ograniczenia i niedostatki ludzkiego słowa nie są tak dotkliwe jak tu. Wyraźnie widać jak bezsilny jest ludzki język w oddaniu chwały i rzeczywistości Boga. Ale nawet pomimo tego Ewangelia ta niesie wiele treści i inspiracji do własnych przemyśleń.
 
Trzeba jednak w odpowiedni sposób treści te uszeregować, poczynając od najważniejszych. Otóż w centrum tej niezwykłej relacji znajduje się podstawowa prawda o tym, że Jezus jest prawdziwym Bogiem, Synem Bożym wcielonym w człowieka, który w swoim ziemskim życiu mógł ukazać swoją boską chwałę tym, którym chciał. Taki naoczny dowód był Apostołom, a poprzez nich całemu Kościołowi, bardzo potrzebny. Ta świadomość, że boska rzeczywistość jest dostępna ludziom, jeśli tylko Bóg zechce ją udostępnić, a człowiek zdobędzie się na wysiłek jej przyjęcia. Oczywiście wysiłkiem tym jest wiara.
 
Ale wiara musi byc przez nas właściwie rozumiana. W zasadzie przyzwyczailiśmy się, że wiara to tylko słowna deklaracja, że „jest się” wierzącym, katolikiem. Rozumiemy to jako pewne światopoglądowo-polityczne opowiedzenie się po jednej ze stron. Owszem, jest to jeden z aspektów wiary, ale chyba najmniej istotny, gdzieś na samym marginesie. Po prostu: człowiek wierzący w konsekwencji swojej wiary przyjmuje pewien system wartości, moralności, światopoglądu, który jest ściśle określony i nie da się go pogodzić z pewnymi kierunkami polityki czy filozofii. I tak, szczerze wierzący katolik, który zna i poważnie traktuje swoje przekonania, nigdy nie zostanie marksistą czy skrajnym liberałem.
 
Ale podstawowym i najważniejszym aspektem wiary jest więź człowieka z Bogiem, więź całościowa, obejmująca wszystkie dziedziny życia, ale zwłaszcza siebie samego. Wierzyć, to znaczy z pełnym zaufaniem i bez lęku oddać siebie Bogu, pozwolić, by właśnie On zajął centralne miejsce w moim życiu, by decydował o tym, co ze mną będzie. Czy teraz, wiedząc to, nadal jesteśmy tak pewni i przekonani, że jesteśmy „wierzący”?
 
Zapewne, jeśli tej lekturze towarzyszy jakieś rozważanie, to doszliśmy właśnie do wniosku, że w takim razie wiara nie jest taką prostą sprawą, jakby się na pierwszy rzut oka wydawało. I faktycznie tak jest. Wiara jest sporym trudem, a raczej „dziełem”, jak to trafnie określił św. Paweł w 1 Liście do Tesaloniczan. Na czym więc to dzieło polega?
 
Świetnie odpowiada na to pytanie dzisiejsza Ewangelia. Żeby uwierzyć, trzeba osobiście spotkać się z Bogiem, wejść z Nim w bezpośrednią relację, którą język religii określa nieraz przez „widzenie”. Trzeba zobaczyć Boga. Ale zaraz ktoś zaprotestuje: przecież Boga nie da się zobaczyć! Owszem, fizycznie, wzrokiem – nie, ale duchowo – tak! Wymaga to jednak sporego wysiłku – jak w tej scenie Przemienienia. Najpierw trzeba wyjść na wysoką, samotną górę. Oderwać się od codziennych trosk i uciech życia. Dalej, trzeba się modlić, ale nie tylko odmawiając pacierze, lecz trwając w wyciszeniu. Nasze zmysły muszą być wtedy jakby uśpione, wyłączone. Co to za modlitwa, jeśli w pokoju jest włączony telewizor, a wyobraźnia błądzi gdzieś koło domu czy pracy? I wreszcie trzeba być gotowym przyjąć Boga, zostać przy Nim, zrobić Mu miejsce w swoim życiu, rozbić dla Niego namiot.
 
W tym wszystkim wcale nie chodzi o to, by uciekać od twardych realiów życia w świat chmur i wizji. Wręcz przeciwnie, zaraz potem trzeba do tego życia wracać – ale przemienionym przez Boga, by dalej samemu ten świat przemieniać na bardziej boski. Ale siłę do tego trudu da nam tylko wiara.
 
ks. Mariusz Pohl
 
fot. Unsplash, Mountains
Pixabay (cc)
 
Zobacz także
Ks. Tomasz Stępień
Takimi słowami modlimy się, codziennie odmawiając modlitwę Ojcze nasz, której Pan Jezus nauczył Apostołów. W nowszych tłumaczeniach Ewangelii wg św. Mateusza czytamy jeszcze inną wersję tej modlitwy: „Nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie” (Mt 6, 13). Takie tłumaczenie wydaje się być lepsze od tradycyjnego, ponieważ nie sugeruje nawet, że Bóg mógłby kusić człowieka, On jedynie dopuszcza możliwość kuszenia człowieka przez złego ducha.
 
Leszek Gęsiak SJ

Człowiek to taka ciekawa istota, która często myśli, że wszystko wie najlepiej. I trudno coś z tym zrobić, póki samemu nie doświadczy, że się mylił. Wszak nie bez przyczyny polskie przysłowie przypomina, iż „mądry Polak po szkodzie”. Poczucie własnej nieomylności towarzyszy nam przecież od dziecka, bo jakże często dziecko, póki nie sparzy się ogniem, nie da się przekonać, by do niego ręki nie wkładało. Dziecku jednak wiele można wybaczyć, szkoda, że wielu z nas z tego nawyku nieomylności nigdy nie wyrosło. Po prostu – ja wiem lepiej!

 
Krzysztof Wons SDS
Bliskość człowieka, którego głos i ciało drżą ze wzruszenia, zawsze nas peszy. Czujemy się niezręcznie. Zaskoczeni, nie wiemy, jak się zachować. A co powiedzieć, gdy wzrusza się i szlocha sam Bóg-Człowiek. Ewangeliści wiedzieli, że potrzebujemy spotkań z Jezusem, który nie kryje swoich uczuć: smuci się, lęka, cały drży, ma oczy zalane łzami, gniewa się. Potrzebujemy ich zwłaszcza, gdy kryjemy twarz pod maską udawania, grzęźniemy w niesłusznym samozadowoleniu.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS