logo
Piątek, 26 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Marii, Marzeny, Ryszarda, Aldy, Marcelina – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Maciej Biskup OP
A Słowo stało się… czułością
Przewodnik Katolicki
 
fot. Roberts Pelitis | Unsplash (cc)


Grzech pierwszych rodziców poskutkował lękiem i chłodem w relacjach, więc Boże Narodzenie zapoczątkowało „rewolucję czułości”.
 
Poprzez słowa się komunikujemy, wprowadzamy innych w swój świat, językiem wyrażamy siebie drugiemu, jak pisał śp. ks. Józef Tischner: „Naprzeciw siebie staje Pytający i Zapytany”.
 
Erozja słowa
 
Każda matka uważnie oczekuje na ten moment, gdy jej dziecko wydobędzie z siebie pierwsze sylaby, a w domu zapanowuje wielkie święto, gdy malcowi uda się złożyć pierwsze, nieporadne słowo. Chrześcijaństwo wyrosło z korzenia tego niepowtarzalnego spotkania w dialogu, w którym Bóg zapragnął rozmawiać z Izraelem. Dzięki temu zaproszeniu, człowiek uczy się słuchać i opowiadać Bogu swoją życiową historię. Niestety, na skutek diabelskiej niesłowności (łac. diabollo – rozdzielać, niszczyć dialog) i oszczerstwa (łac. diabolos – oszczerca), które w biblijnych rodzicach zaszczepił Zły, powątpiewamy w słowa. Skutkuje to brakiem zaufania do składanych sobie nawzajem obietnic. Jak zatem wierzyć Słowu Boga, które było na początku i przez które wszystko się stało? Wątpliwości te wyraził Stanisław Barańczak w wierszu Daję ci słowo, że nie ma mowy: „Daję ci słowo, że nie ma mowy / takiej i takich słów, które by można / dać komuś tak, jak rękę na zgodę się daje, / dam sobie uciąć rękę, że nie ma / mowy o takich słowach, że dać słowo znaczy / dać gardło za coś, co i tak nie przejdzie / przez nie, co jest z góry dawaniem za wygraną; / kto daje słowo, nie daje nikomu / posłuchu ani spokoju, niczemu / nie daje wiary i w niczym nie daje / sobie rady i wszystkim daje do myślenia, więc / daję ci słowo, że nie ma mowy, / że nie ma rady, że nie ma sensu, / że nie ma tu do kogo ust otworzyć i że / jednak dano nam tylko słowo do wyboru”.
 
Słowa nie wystarczą. Potrzebujemy gestu, bliskości, która przygarnie i przemówi bardziej niż tysiące słów. W czułej obecności ukryta jest niepojęta siła hojności i bezinteresowności.
 
Rewolucja czułości 
 
Radykalizm chrześcijańskiego przesłania tkwi w tajemnicy wcielenia: „Słowo stało się ciałem”. Bóg wypowiedział się przez tak radykalny gest, którego człowiek nie mógł przewidzieć: „Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych czasach przemówił do nas przez Syna” (Hbr 1, 1). Nazwę miasta dawidowego Betlejem w hebrajskim (Be Leem) tłumaczy się jako  „Dom Chleba”, a w arabskim (Bajt Lahm) „Dom Mięsa”. Owa cielesność Boga miała się okazać uzdrawiającą łaską. W osobie Jezusa, którego imię oznacza JESTEM, Bóg uobecnia się jako człowiek. To antidotum na naszą notoryczną nieobecność po grzechu pierworodnym („skryli się przed Panem Bogiem wśród drzew” – Rdz 3, 8). Grzech pierwszych rodziców poskutkował lękiem i chłodem w relacjach, więc Boże Narodzenie zapoczątkowało „rewolucję czułości”. Dopomina się dziś o nią papież Franciszek: „nasza rewolucja musi obejmować czułość, radość, która staje się zawsze bliskością, która zawsze staje się współczuciem i prowadzi nas do zaangażowania się, aby służyć, w życiu innych” (słowa wypowiedziane w czasie pielgrzymki na Kubę). Wcielenie stało się wyłomem w murze obojętności i obcości. Otworzyły się przepastne podwoje Miłosierdzia, przez które nachodzi Ojciec, by nas objąć swoimi dłońmi: Synem i Duchem (św. Ireneusz z Lyonu).  „Jezus – miłosierna czułość  Ojca”, pisze papież Franciszek, wciela się, by objawić niespotykaną u ludzi intensywność bliskości osoby, okazać niezrozumiałą dla nas hojność daru: „czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?” (Mt 20, 15). Odpornym na Słowo Bóg otworzył drzwi naszego serca swoją ludzką i boską czułością.

Dla ewangelicznego Zacheusza Boże Narodzenie dokonało się pamiętnego dnia, gdy usłyszał w Jerycho: „Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu”. Wcześniej, w swej charakterystycznej dla dzieci otwartości i ciekawości, chciał zobaczyć Jezusa. I stało się coś zaskakującego. Przyjmując w swoim domu czułą obecność Jezusa, rodzi się dla królestwa: „Wszystkim tym jednak, którzy Je [Słowo] przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi,  tym, którzy wierzą w imię Jego – którzy ani z krwi,  ani z żądzy ciała,  ani z woli męża, ale z Boga się narodzili” (J 1, 12–13). Tak, trzeba stać się dzieckiem, nie przejmując się opiniami „sprawiedliwych” i wejść na swoją sykomorę, by zrozumieć bezinteresowność i hojność Boga. Pewien święty miał powiedzieć: „Widzisz, gdybyś umiał bawić się z Bogiem, byłoby to największe osiągnięcie ludzkości. Wszyscy traktują Boga tak poważnie, że czynią Go śmiertelnie nudnym […]. Baw się z Bogiem, synu. Bóg jest najlepszym towarzyszem zabaw”. W niejednej zabawie jest wiele pieszczoty, stąd Bóg pragnie się z nami bawić, by nas przekonać, że „takie jest Boże miłosierdzie: jest to wielkie światło miłości i czułości. Bóg przebacza nie za pomocą jakiegoś dekretu, ale przytuleniem, pieszczotą” – mówił papież Franciszek w trakcie jednej z porannych Mszy św. w kaplicy Domu św. Marty. Ci, do których Zacheusz należał w porządku „krwi”, jako syn Abrahama, okazali się zbyt „sprawiedliwi”, by na podobieństwo Chrystusa otworzyć podwoje swojego serca. „A swoi Go nie przyjęli” – nie tylko Chrystusa w Jego własnej osobie, ale w każdym, z którym się całkowicie utożsamia, bo był głodny, spragniony, był przybyszem, był nagi, był chorym i był w więzieniu. Można zamknąć się w niemiłosiernej postawie zaciśniętego serca: „A wszyscy, widząc to, szemrali: Do grzesznika poszedł w gościnę”.
 
Gość - inność
 
„Słowo stało się Ciałem i zamieszkało między nami” – tłumacząc dosłownie brzmi to: „[Słowo] rozbiło namiot”, bo nasze doświadczenie życiowe jest przejściowe, prowizoryczne, nie mamy tu miejsca stałego. Ale Bóg, stając się człowiekiem, nie wzgardził niepewnością ludzkiego losu, przyjął Go jako solidarny z nami. Na ikonie Bożego Narodzenia, która teologicznie ukierunkowana jest w swej treści na Paschę, żłóbek przypomina grotę grobu Pańskiego. Ikona tak opisuje dramatyzm ludzkiego losu: nieskończony wymiar tęsknoty za bezpieczeństwem i czułością z jednej strony, a z drugiej strony skończone i ubogie ludzkie możliwości, które nie mogą dać szczęśliwej i kojącej odpowiedzi. Przez wcielenie Chrystus – Bóg i Człowiek spotyka w sobie tę nieskończoność pragnień i ludzką niemożność ich niespełnienia, tu na ziemi. Chrystus, w którym słyszymy i widzimy niepokój i wołanie człowieka, w całkowitym darze z siebie ukazuje nadzieję przełamania ludzkiego dramatu. Chrystus stał się domownikiem naszego losu, ale kiepska byłaby to dla nas pociecha, gdyby On nie przyszedł jako brama otwarta na inny Dom: „Bóg stał się człowiekiem, abyśmy mieli udział w Jego Bóstwie” – odważnie nauczają ojcowie Kościoła. Chrześcijanie głęboko wierzą, że przez wcielenie  nasza „nadzieja rymuje się z historią” (Seamus Heaney). W tej obietnicy nie ma żadnej ukrytej ceny, która miałaby podważyć darmowość Bożej miłości. Widzimy ją w historii Zacheusza i historii każdego człowieka. „Tak Bóg umiłował świat”, że poszedł na krańce ludzkiego doświadczenia, by bez naszej zasługi stać się tym kimś przez Boga spotkanym, przyjętym i obdarowanym. Wcielenie Syna Bożego przywraca każdemu człowiekowi, wychodzące z dobroci Ojca, spojrzenie błogosławieństwa, którego owocem jest wyzwolenie w miłości: „Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie”. Zmiana moralna nie jest zapłatą, która by nas uczyniła zasługującymi na bliskość Boga, lecz pełną wdzięczności, choć kruchą odpowiedzią daru na dar.
 
Staropolskie słowo „gościnność” zawiera w sobie zaskakujące treści: „gość” oraz „inność”. Serdeczność przyjęcia dotyczy kogoś zupełnie innego od nas. Całkowicie Inny od nas Bóg stał się jednym z nas oraz przyjął nas – innych w gościnę do swojego Domu, na całą wieczność. Oby puste miejsce, które tradycyjnie zostawiamy przy wigilijnym stole dla „innego” nie okazało się pustym, chłodnym i kultywowanym bez przekonania gestem. Otwarte drzwi Roku Miłosierdzia wzywają nas do ludzkiej, a wręcz przecież boskiej, gotowości na przyjęcie „innego”. Ten Inny – Chrystus może nadejść bowiem w chorym, samotnym, starym, poczętym, w uchodźcy czy grzeszniku. Papież Franciszek w bulli ogłaszającej Rok Miłosierdzia pisał: „O jakże pragnę, aby nadchodzące lata były naznaczone miłosierdziem, byśmy wyszli na spotkanie każdej osoby, niosąc dobroć i czułość Boga”. Czułość Boga względem człowieka i wagę Słowa pięknie też oddaje Wojciech Młynarski w wierszu Drzwi odemknij: „Wierzę w twą dobroć a czułość twoja jest mi niezbędna / Więc mnie wysłuchaj, serca niepokój w nadzieję przekuj / To ma modlitwa o ciebie i twa na wieki wieków... / Myśl gorejąca, myśl współczująca przed drzwi twych progiem / Więc drzwi odemknij, jesteś człowiekiem – ja jestem Bogiem”.
 
Maciej Biskup OP
Przewodnik Katolicki 50-51/2015
 
Zobacz także
Anna Mularska
Poświęć choć minutę każdej z twoich irracjonalnych myśli i patrz na to tak, jakby za chwilę miało Ci się to przydarzyć. A potem wróć do swoich obowiązków, codziennych zajęć i nie zapominaj o swych marzeniach. Czekaj, albowiem Bóg, który jest Panem rzeczy niemożliwych, może dzisiejszego dnia mocno Cię zaskoczyć...
 
ks. Paweł Siedlanowski
Wśród zagrożeń, skutecznie przesłaniających piękno Bożego Narodzenia, zwykle jednym tchem wylicza się nachalną reklamę, komercję sięgającą coraz to intymniejszych zakamarków ludzkiej duszy, przekonwertowanie historii zbawienia w tabloid czy sprowadzenie jej do poziomu płaskiej tradycji. I to jest prawda. Ale jest to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Próba przekształcenia Bożego Narodzenia w banał ma głębsze przyczyny...
 
Stanisław Grygiel
Radością jest tylko Bóg, który rodzi Syna i w Nim, z Nim oraz dla Niego powołuje wszystko z nicości do bycia. Człowiek uczestniczy w radości Boga w tej mierze, w jakiej wchodzi w Jego życie, a wchodzi w nie, nawracając się codziennie do pięknej prawdy i do pięknego dobra, objawiających się w osobach obecnych dla siebie nawzajem. Piękna prawda i piękne dobro wzywają człowieka do miłości „na obraz i podobieństwo” Miłości Ojca i Syna. Tylko Ich Miłość jest radością. Człowiek natomiast staje się nią w tej mierze, w jakiej staje się miłością innych. 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS