logo
Piątek, 26 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Marii, Marzeny, Ryszarda, Aldy, Marcelina – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Ks. Stanisław Kowalik
Modlitwa o życie
Cuda i Łaski Boże
 


 Był wczesny ranek 3 marca 1972 r. Pierwszy piątek miesiąca. Jak zawsze w pierwszy piątek, czternastoletni myśleniczanin Marek Biela poszedł do spowiedzi. Był ministrantem, lektorem oraz kantorem i dobrze wiedział, że miejscowy wikary ks. Jan Kruczek już około godziny 5. otwiera kościół i spowiada. Po spowiedzi Marek służył do Mszy św. odprawianej o godz. 6. i przyjął Komunię św. Był dobrze przygotowany na to, co miało się wydarzyć zaledwie kilka godzin później. 
 
Po Mszy św. Marek poszedł do szkoły. Był bramkarzem w szkolnym zespole piłki ręcznej i po lekcjach wraz z kolegami chodził na treningi do budynku myślenickiego "Sokoła". - Przed rozpoczęciem treningu nauczyciel kazał mi, żebym z pomocą kolegów poprawił źle założoną siatkę na bramce - relacjonuje Marek Biela. - Żeby to zrobić, musiałem podskoczyć i uchwycić się poprzeczki. Bramka nie była jednak przymocowana do podłoża, stała na macie do zapasów, i zadaniem kolegów było trzymać ją, żeby się nie przewróciła.
 
Marek podskoczył, chwycił się poprzeczki i... w jednej sekundzie bramka runęła na niego uderzając go w głowę. - Poczułem ból oraz ciepło. Byłem zdrowym i silnym czternastolatkiem i nie od razu straciłem przytomność. Pamiętam, że nauczyciel i koledzy podnieśli mnie i zaprowadzili do łazienki. Ustami, nosem i z uszu płynęła mi krew. Potem kazali mi położyć się na ławce w szatni przy sali gimnastycznej. Straciłem przytomność i to na długo. Na bardzo długo - dodaje.
 
To co działo się potem pan Marek zna tylko z opowiadań rodziców i czworga rodzeństwa. Chłopiec przeszedł bardzo ciężką operację, podczas której musiano dokonać trepanacji czaszki. Miał uszkodzony pień mózgu, krwiaka i obrzęk mózgu. Przez prawie sześć tygodni leżał nieprzytomny w szpitalu w Myślenicach. - W tym czasie cała moja rodzina, a szczególnie mój ojciec i mama - ludzie głębokiej wiary - nie ustawali w modlitwie o mój powrót do zdrowia. Tata zamawiał Msze św. przed Cudownym Obrazem Matki Bożej Myślenickiej i wraz z całą rodziną, a szczególnie z moją kochaną mamą nieustannie się modlili. Rodzice wiedzieli, że wcześnie rano tego feralnego dnia byłem do spowiedzi i Komunii św. Ten fakt dodawał im sił. Uznali, że gdyby nawet wydarzyło się najgorsze, to byłem przecież w stanie łaski uświęcającej.
 
Kiedy przez kilka tygodni nie odzyskiwałem przytomności, lekarze powiedzieli rodzicom, że powinni raczej modlić się o moją śmierć niż o życie, gdyż po takim urazie i długim okresie nieprzytomności będę głęboko upośledzony i aż do śmierci będę wymagał stałej opieki. W wypisie ze szpitala można wyczytać, że przez długi czas byłem w stanie agonalnym.
Rodzice 14-latka nie dali jednak za wygraną. Nie modlili się o jego śmierć, tylko o życie i je wymodlili.
 
- Nie umarłem, żyję - choć nie bez kłopotów i trudności - a od chwili wypadku minęły już 33 lata - mówi Marek Biela.
 
Mężczyzna ma dziś 48 lat, żonę Anię i trójkę dzieci. Wspólnie z żoną i z pomocą rodziców wybudował dom. Choć komisja powypadkowa stwierdziła u niego 70-procentowy uszczerbek na zdrowiu, nie otrzymał za to żadnego odpowiedniego odszkodowania. Po ukończeniu liceum poszedł na studia, ale musiał je przerwać. Potem przyjął się do pracy, w której przepracował 25 lat. Pracowałby nadal, ale jego zakład upadł. Ma samochód i prawo jazdy. - Choć lekarz szkolny był innego zdania, dr Czerwiński z Krakowa - neurochirug, który mnie operował, wydał mi na nie stosowne dokumenty. Stwierdził, że skoro wyszedłem z takiego wypadku, to mogę mieć także prawo jazdy. A do odzyskania zdrowia przyczynili się nie tylko lekarze, ale przede wszystkim Ktoś Wyższy.
 
- W całym moim dotychczasowym życiu - pomimo moich wad i słabości - nieustannie widzę działanie Bożej Opatrzności a także nieustanne pomoc i opiekę Tej, której zawdzięczam wszystko, a przede wszystkim życie. Mimo tego, że nie wszystko mi się w życiu udało, tak jakbym tego chciał, za wszystko wciąż i nieustannie dziękuję, starając się bywać codziennie na Mszy św., wierząc i ufając, że Ona - Najlepsza z Matek wybłaga mi i mojej rodzinie u swego Syna a naszego Pana, to, czego nam najbardziej potrzeba - podsumowuje Marek Biela.
 
Ks. Stanisław Kowalik
 
foto: Marek Biela z ks. Stanisławem Kowalikiem, b. proboszczem parafii pw. w Myślenicach
 
Zobacz także
ks. Aleksander Posacki SJ
Niektórym objawieniom maryjnym, nawet jeśli są prawdziwe czyli uznane za takie przez władze Kościoła, może szkodzić niewłaściwa ich interpretacja: zbyt konkretna, ciasna, fundamentalistyczna, odzwierciedlająca jakąś "gnostycką" pożądliwość przeniknięcia na wylot Bożych tajemnic. Wówczas wokół wizjonerów sztucznie wywyższonych mogą tworzyć się ezoteryczne grupki, które porywają się na reinterpretację nie tylko działalności Kościoła, ale i samego Objawienia chrześcijańskiego...
 
ks. Aleksander Posacki SJ
Był wczesny ranek 3 marca 1972 r. Pierwszy piątek miesiąca. Jak zawsze w pierwszy piątek, czternastoletni myśleniczanin Marek Biela poszedł do spowiedzi. Był ministrantem, lektorem oraz kantorem i dobrze wiedział, że miejscowy wikary ks. Jan Kruczek już około godziny 5. otwiera kościół i spowiada. Po spowiedzi Marek służył do Mszy św. odprawianej o godz. 6. i przyjął Komunię św...
 
Małgorzata Mierzwa-Chudzik
Żyjąc w świecie - dom, dzieci, mąż, praca, szukałam takiej rzeczywistości, która pozwoli mi usensownić moje działanie. Inaczej mówiąc, znaleźć "korzeń" mojego życia, dający głębsze motywacje, pozwalające ustrzec siebie przed aktywizmem i nudą w codzienności życia. Wiedziałam już, że taki oddech i odpocznienie łapałam na medytacjach, przeprowadzanych podczas ośmiodniowych rekolekcji...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS