logo
Czwartek, 02 maja 2024 r.
imieniny:
Atanazego, Longiny, Toli, Zygmunta – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Dorota Mazur
Doświadczenie Boga
materiał własny
 


 
 Samotność jako podstawowe doświadczenie człowieka dotyka w życiu chyba każdego. Nawet tego, którego uważamy za najbardziej towarzyskiego. Jednak samotność to nie tylko brak obok siebie drugiej osoby. To przede wszystkim wewnętrzna udręka. Ktoś może zapytać: od czego to zależy?
 
W dzisiejszym świecie odpowiedź wydaje się banalna, ale zarazem paradoksalna… Bo jak w świecie rozwoju technicznego: internet, telefon… – jak w tym wszystkim człowiek może czuć się samotny? Udogodnienia techniczne to nie wszystko. Samotność wypływa z braku miłości i jest tym cięższa, im mniej miłości otrzymaliśmy przy wejściu w dorosłość. Osoby, które w dorosłe życie wchodzą poranione czy odrzucone wręcz emocjonalnie, pragną tym bardziej miłości w swoim poczuciu osamotnienia. I tu pojawia się pewne ale… Bo czy wówczas nie włącza się najczęściej instynkt samozachowawczy, który z powodu braku miłości w dzieciństwie, nie zablokuje lub - co gorsza – każe zerwać znajomość z obawy przed kolejnym odrzuceniem? Takiego mechanizmu nie da się jednak wyłączyć siłą woli…
 
Człowiek samotny czuje swoją bezradność i ma wrażenie że życie biegnie obok niego a on sam...? Stoi… Zapyta ktoś pewnie: a gdzie nadzieja, która ponoć umiera jako ostatnia?
No właśnie. Co z nadzieją? Niejedna pewnie padnie odpowiedź, że nadzieja jako matka głupich owszem, podnosi na duchu, ale… Ale prowadzi do jeszcze większego cierpienia. I co w takim wypadku? Czy można - ot tak - po prostu zacząć już czas opłakiwania swoich marzeń? Czy można właściwie opłakiwać coś, co tak naprawdę nie było naszym udziałem i czy to pomoże człowiekowi w przyjęciu takiej a nie innej drogi? Owszem, taki proces musi wręcz dokonać się w sercu każdego człowieka. I nie jest wcale krótki okres.
 
Nie należy się wstydzić swoich marzeń. Chociażby tak jak z miłością. Umniejszanie pragnienia potrzeby kochania i bycia kochanym może poprowadzić człowieka na złe ścieżki. Oszukiwanie się bowiem jest dla wewnętrzną stratą. Okłamując siebie czynimy naszą relację z Bogiem zakłamaną. A przecież przed Bogiem naszych pragnień nie musimy ukrywać. Pan zawsze prowadzi nas ku sobie, choć czasami może się nam wydawać, że pozostaje On bierny na nasze prośby i modlitewne wołania. Szczerość w poznaniu swoich pragnień i czasami ich opłakiwanie (tych wydających się nam niedostępnych) pozwala nam dostrzec wyższe dobro.
 
Nie ma więc recepty na samotność. Samotność, która nie wynika z wyboru, jest natomiast zupełnie oddzielnym i przez to szczególnym powołaniem człowieka. Jest ona wówczas zadana bez zgody i woli człowieka, która w tym momencie musi wybierać między buntem a akceptacją. Akceptacją, za którą stoi Bóg obdarzający łaską kiedy chce i jak chce, a przede wszystkim kogo chce. Wszystko jest Jego darem, nie można więc niczego wymusić czy wywalczyć. Bóg, zadając nam pewne powołanie (tak! Powołanie nie jest nam dane, lecz nam zadane), chce nas zawsze uszczęśliwić. Choć ta ścieżka może na początku wydawać się ciernista. I właśnie. Akceptacja. Czy można pokochać swoją samotność? Czasami jest to wręcz konieczne. Ale o ile można polubić swoją samotność, o tyle stosunek innych ludzi do takiego stanu rzeczy może być upokorzeniem ponad miarę. Odrzucenie chorych, samotnych i cierpiących jest w dzisiejszym świecie rzeczą codzienną, ale jakże dla samych zainteresowanych bolesną. Jednak stosunek chrześcijaństwa do ich najbardziej samotnych i chorych przewraca całą ideologię współczesną o sto osiemdziesiąt stopni. Dowartościowaniem tychże ludzkich doświadczeń jest Osiem Błogosławieństw. Jest to wręcz radykalne ukazanie, że tacy ludzie najbardziej mogą przylgnąć do Chrystusa.
 
Dorota Mazur
 
Zobacz także
Andrzej Niczypor SJ, Iwona Małek
Przezwyciężanie siebie to jeden z głównych elementów duchowości ignacjańskiej, wcielony w program pedagogiczny. Chodzi o umartwienie miłości własnej, przezwyciężanie własnych nastrojów dla dobra innych, czy też zapieranie się siebie. Ma zaś prowadzić do przeżywania pokoju serca i autentycznej chrześcijańskiej radości...
 
Andrzej Niczypor SJ, Iwona Małek

Nie wiem, czy owa oczywistość jałmużny wśród pierwszych chrześcijan nie wynikała z większego poczucia wspólnoty? Tej komunii, której oczekuje od nas Franciszek? Autentycznej miłości do człowieka, zauważenia go jako kogoś konkretnego, a nie teoretycznego „potrzebującego”? Dziś przecież też w duszpasterstwach czy nawet grupach zawodowych, gdy ktoś potrzebuje wsparcia, ruszamy na pomoc. A w Kościele czy w społeczeństwie to poczucie wspólnoty straciliśmy, przestaliśmy się czuć odpowiedzialni za siebie.

 
Anne Graham Lotz
Po wypadku 11 września 2001 córka Billy Grahama w wywiadzie TV na pytanie: - „Jak Bóg mógł pozwolić na coś takiego”? - odpowiedziała: -„Jestem przekonana, że Bóg jest do głębi zasmucony z tego powodu, podobnie jak i my, ale od wielu już lat mówimy Bogu, żeby wyniósł się z naszych szkół, z naszych rządów oraz z naszego życia, a ponieważ jest dżentelmenem, jestem przekonana, że w milczeniu wycofał się. Jak możemy się spodziewać, że Bóg udzieli nam Swojego błogosławieństwa i ochroni nas, skoro my żądamy, aby On zostawił nas w spokoju?...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS