logo
Czwartek, 02 maja 2024 r.
imieniny:
Atanazego, Longiny, Toli, Zygmunta – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Małgorzata Wszołek
Pełnoletnia odpowiedzialność
eSPe
 


Pełnoletnia odpowiedzialność

Odpowiedzialność człowieka dojrzewa wraz z nim. Ale nie zawsze jej rozwój przebiega prawidłowo.

Nic tak nie świadczy o dojrzałości jak zdolność do przyjmowania odpowiedzialności - ks. J. Tischner.

"Kiedy wreszcie będą nas traktować jak dorosłych?" - urażonym tonem pytają właściciele nastu lat, kierując swoje zażalenia w stronę nauczycieli, wychowawców, rodziców. "Mam dosyć ciągłego traktowania mnie jak dziecko!" - narzeka niejeden niby-dorosły, domagając się równouprawnienia międzypokoleniowego.
Ze strony oskarżanych padają uwagi przeciwne: "Chcemy traktować młodych jak osoby dojrzałe, lecz tak wielu zachowuje się jak duże dzieci. Mogliby się zachowywać bardziej odpowiedzialnie! Kiedy ta młodzież dorośnie!"
Komu wierzyć? Po czyjej stanąć stronie?

Nie jestem ani po stronie oskarżonych, ani po stronie oskarżycieli. Popieram odpowiedzialność.
Mam wrażenie, że w sytuacji, gdy ktoś traktuje nas poważnie, daje nam wolną rękę, licząc na naszą dojrzałość, czujemy się zbyt swobodnie, aby myśleć o odpowiedzialności. Przegapiamy to, co jest istotne, chwytając się tego, co jest powierzchowne i w pierwszej chwili bardziej odczuwalne. Dla nas liczy się tylko obecna chwila wolności. Nieważne są jej konsekwencje. Nieważna jest odpowiedzialność. W ten sposób wolność obraca się w samowolę, jeżeli nie zostaje przeżyta od strony odpowiedzialności (Victor Frankl).

Spójrzmy na szkolno-uczelniane podwórko, które jest miejscem zdobywania niekoniecznie tylko wiedzy. Ileż razy czas lekcyjny przeznaczony na wykonanie zadania, przemienia się w przerwę na wymianę myśli niezwiązanych z poleceniem nauczyciela? Kartkówka, sprawdzian, egzamin są szansą na udowodnienie odpowiedzialnego podejścia do własnych obowiązków, czy na rozwinięcie sprytu i zdolności manualnych przy korzystaniu z tak zwanych pomocy naukowych? Kto kogo traktuje jak dzieci? Czy przypadkiem sami siebie tak nie traktujemy? (Przyznanie, że tak wiele można sobie samemu zarzucić w byciu odpowiedzialnym, to krok w stronę odpowiedzialności bardziej dojrzałej).
Zbyt często zawężamy sferę tego, za co jesteśmy, i powinniśmy być, odpowiedzialni. Spychamy odpowiedzialność na innych: "Mnie wtedy nie było, więc to na pewno nie moja wina. Mama kazała mi opiekować się rodzeństwem, więc nie mogłem się uczyć, a później koledzy na mnie czekali..." Doskonale widzimy to, za co inni są odpowiedzialni, tak trudno jednak przychodzi nam umiejscowić siebie w polu odpowiedzialności. Zbyt wąska to odpowiedzialność, która widzi jedynie czubek własnego nosa! Powinniśmy się bardziej doceniać.

Są ludzie, którzy czują się odpowiedzialni wszędzie, zawsze i za wszystko. Tak naprawdę są niby-odpowiedzialni, bo konkretnie za co, gdzie i kiedy? Czasami jesteśmy obecni wszędzie, pomagając wszystkim (nawet wbrew ich woli) pomagamy wyłącznie... własnemu samozadowoleniu. Przecież jesteśmy tak baaardzo odpowiedzialni, że aż wpychamy nos w nie swoje sprawy. Może to jest jednak przesadna odpowiedzialność?
Tymczasem sprawy, które do nas należą, czekają nietknięte. Osoby, za które naprawdę ponosimy odpowiedzialność z racji funkcji, roli jaką przyszło nam wobec nich pełnić, mijamy obojętnie. Odpowiedzialność - karłowata, zafałszowana. Jeszcze niepełnoletnia.

Odpowiedzialności uczymy się powoli. Odpowiedzialne działanie, branie i ponoszenie odpowiedzialności za coś i za kogoś nie pojawia się z chwilą ukończenia osiemnastu lat. Dojrzała odpowiedzialność mierzona jest nie ilością lat, lecz jakością postaw i wyborów; wyborów wolnych (ale nie swawolnych), przemyślanych, świadomych i co najważniejsze - wartościowych. Czy moja odpowiedzialność osiągnęła już pełnoletność?

Małgorzata Wszołek

 
Zobacz także
Robert Kępa
Znałem kiedyś człowieka, który zwykł powiadać, że dla niego rodzinny dom, to tylko miejsce, gdzie może w cywilizowany sposób umyć się i przespać. Wszystko inne - mawiał - co przypisuje się rodzinie jest czystym wymysłem purytańskiej większości. Rzecz jasna zdecydowanie zaprotestowałem. Pytałem, jak to możliwe, aby w ten sposób traktować to, co na przykład dla mnie znaczy tak wiele? Jak można nie dostrzegać tego ogromu ciepła i serdeczności, które płynie z rodzinnego domu. Płynie albo nie płynie - usłyszałem w odpowiedzi...
 
Agata Pinkosz

Jak to jest z tym błogosławieństwem? „Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię” (Mt 5,5). Czy aby przypadkiem Ewangelia nie wymaga od nas rzeczy niemożliwych? Przecież jasno widać, że ten, kto chce posiąść na własność cokolwiek, nie może pozostawać w ciszy! 

 
Zbigniew Stachurski
Nosiłem miano chrześcijanina – byłem ochrzczony, byłem u pierwszej komunii, bierzmowania… Zawarłem w kościele związek małżeński (jak wielu żyjących obok mnie). Uważałem, że tak trzeba, że to wystarczy. Chodziłem więc czasami do kościoła, by mieć w rodzinie tzw. "święty spokój". Nie rozumiałem w czym uczestniczę.
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS