logo
Poniedziałek, 13 maja 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Magdaleny, Serwacego, Roberta, Andrzeja, Marii – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
o. Dariusz W. Andrzejewski CSSp, bp Teofil Wilski
Służyć Ojcostwu Boga
materiał własny
 


Droga życia i powołania Księdza Biskupa Teofila Wilskiego

 

W Roku Kapłańskim swoje jubileusze obchodzi Jego Ekscelencja Ksiądz Biskup Teofil Wilski z Kalisza. Ksiądz Biskup Jubilat urodził się 16 października 1935 roku w Skubarczewie w parafii Kamieniec, archidiecezja gnieźnieńska. Święcenia kapłańskie przyjął z rąk Prymasa Tysiąclecia Stefana Kard. Wyszyńskiego 11 czerwca 1960 roku w Bazylice Prymasowskiej w Gnieźnie. Przez pierwsze dwa lata pracował jako wikariusz w Kcyni. Następnie został skierowany na studia specjalistyczne w zakresie teologii dogmatycznej na KUL w Lublinie, uwieńczone doktoratem w 1968 roku.

Był długoletnim wykładowcą, ojcem duchownym i w końcu rektorem Prymasowskiego Wyższego Seminarium Duchownego w Gnieźnie. Mianowany biskupem tytularnym Castello di Mauritania dnia 8 kwietnia 1995 roku. Wyświęcony na Biskupa Pomocniczego Diecezji Kaliskiej 8 maja 1995 roku i ustanowiony Wikariuszem Generalnym Diecezji Kaliskiej 15 maja 1995 roku.

Z okazji złotego jubileuszu, Ksiądz Biskup podzielił się swoimi refleksjami o powołaniu, kapłaństwie i posłudze biskupiej...  

Jak wspomina Ksiądz Biskup Swoich Rodziców i lata dzieciństwa?

Kiedy miałem 4 lata wybuchła wojna, w wyniku której nastąpiła nasza wywózka do Piotrkowa Trybunalskiego. W 1945 roku zginął mój ojciec ranny w kręgosłup w czasie bombardowania. Były to czasy trudne i muszę powiedzieć, że po śmierci ojca, gdy miałem 9 lat w moim sercu rodziła się jakaś wewnętrzna potrzeba wzięcia na siebie odpowiedzialności za rodzinę i spełnianie "roli ojca". Stale się martwiłem, jak my sobie damy radę, co trzeba robić, jak zabezpieczyć abyśmy mogli normalnie funkcjonować, takie poczucie w mojej psychice zaważyło na moim zamartwianiu się o codzienne sprawy...

Jak i kiedy rodziło się powołanie kapłańskie?

Moje powołanie kapłańskie rodziło się w gimnazjum. W tym czasie zostałem ministrantem i dostałem się do internatu. Gdy wyjeżdżałem do szkoły, mama mi powiedziała takie zdanie, które bardzo mi utkwiło w pamięci: "jak ja bym miała tak blisko do kościoła, jak ty będziesz miał, to codziennie byłabym w kościele".

Muszę także nadmienić, że mama bardzo wpajała nam potrzebę uczestnictwa we Mszach Świętych i jakoś głęboko sama rozumiała sens i znaczenie Eucharystii w naszym życiu. Wcześnie nauczyłem się ministrantury, ponieważ w gimnazjum uczyliśmy się łaciny. Często przychodziłem na Msze Święte i posługiwałem przy ołtarzu. Ta sytuacja miała duży wpływ na kształtowanie się mojego powołania, poprzez kontakt z kapłanem, z ołtarzem, mogłem doświadczać swoistego "pogłębienia religijności". Inna sprawa, która także wpłynęła na moją osobowość, to wielkie zamiłowanie mojej mamy do czytania książek. Opowiadała nam często, że w okresie szkoły podstawowej nocami czytała książki i w ten sposób wpoiła mi zamiłowanie do lektury. Byłem dość zdolny, w szkole nie miałem trudności, więc dużo czasu poświęcałem czytaniu książek, a nasz prefekt miał bogatą bibliotekę, przeczyłem prawie cały jego zbiór. Czytałem dużo życiorysów świętych, dużo książek o misjach, o kapłaństwie i tak jakoś rodziła się myśl w moim sercu, czy i ja nie powinienem pójść drogą służby Bogu? Zacząłem rozmyślać o tym, czy nie zostać księdzem lub misjonarzem. Trudno dokładnie wskazać, w jakiej chwili zrodziło się we mnie powołanie kapłańskie, bo jest ono Tajemnicą i Darem Bożym, ale stwierdzić muszę, że największe zasługi w ludzkim wymiarze dojrzewania myśli o kapłaństwie, miała moja mama, która jak gdyby "wciągnęła mnie na drogę życia eucharystycznego".


Co może powiedzieć Ksiądz Biskup o swoich latach formacji seminaryjnej w Gnieźnie?

Do Prymasowskiego Wyższego Seminarium Duchownego w Gnieźnie wstąpiłem w 1954 roku. Od roku Ksiądz Prymas Wyszyński był uwięziony przez władze komunistyczne. Pamiętam, że codziennie modliliśmy się w czasie Apelu Jasnogórskiego za Księdza Prymasa i o Jego uwolnienie. Życie w seminarium toczyło się niby normalnie, ale nie mieliśmy swojego biskupa w diecezji, na wszelkie święcenia trzeba było zapraszać biskupa z Poznania, bo i sufragan gnieźnieński ks. bp Lucjan Bernacki też był internowany. Rektor naszego seminarium również "był na banicji". W tamtych ponurych czasach dochodziło do różnych rewizji w seminarium przez Służby Bezpieczeństwa PRL-u. Nawet jeden z kolegów był aresztowany, później były przymusowe wcielenia do wojska, ale całościowo życie seminaryjne wspominam bardzo dobrze. W tym sensie, że to wszystko, czego się wtedy uczyłem, rodziło we mnie głęboką radość poznawania prawdy, starałem się zgłębiać wiedzę, rozszerzać przekazywane nam wiadomości i to wszystko dawało mi taką głęboką radość. Z drugiej strony lata seminaryjne były dla mnie trudne, bo w połowie formacji miałem kłopoty zdrowotne, było nas dużo i rektor był ostrożny w wyświęcaniu alumnów "gorszego zdrowia". Bałem się zatem, że mogą mnie nie wyświęcić. Kiedyś nawet w czasie rozmowy z Księdzem Prymasem Wyszyńskim, naszym Arcypasterzem, podzieliłem się tą obawą, a On spojrzał na mnie i tak życzliwie, po ojcowsku odpowiedział: "dasz sobie radę". Seminarium wspominam także jako szkołę głębokiej formacji; studiowanie teologii, uczestnictwo w nabożeństwach, czytania duchowne, rekolekcje, przyjmowałem to wszystko, jako wyjątkowo potrzebne w kształtowaniu mojego kapłaństwa, a owe trudności zdrowotne jakby "pogłębiły mnie duchowo".


 
1 2  następna
Zobacz także
ks. Jacek Siepsiak SJ

Dobra sztuka powinna poruszyć, ale nie może być jedynie prowokacją i happeningiem. Ze sztuki powinno coś wypływać. Nie mam tu na myśli morału, bo ludzie najczęściej tani moralizm odrzucają. Sztuka powinna uwrażliwiać na piękno, sprawiać, że zaczynamy sobie zadawać ważne pytania. Nie może natomiast ranić i pozostawiać po sobie pustki...

 

Z Dariuszem Reguckim, reżyserem, scenarzystą i kompozytorem rozmawiał Jacek Siepsiak SJ

 
Ewa Wycichowska
Taniec to nie tylko rodzaj aktywności fizycznej, ale sposób zdobywania wiedzy. To jest mój uniwersytet - cała literatura, którą musiałam przeczytać, aby zrealizować balety, czy aby je tańczyć. To jest życie od premiery do premiery. To jest wyznaczanie czasu wolnego, którego wcale nie ma...
 

Przez dłuższy czas chrześcijanie obywali się bez tego słowa. Wystarczało im, że mówili o Ojcu, Synu i Duchu Świętym; nazywali Ich po prostu: „Trzej". Dopiero pod koniec III w. użyto łacińskiego pojęcia Trinitas – „Trójca". Co ciekawe, zostało ono (greckie trias) zaczerpnięte z jakiejś herezji chrześcijańskiej. Nawet jednak gdy już ustalono jedno słowo określające Boga, wciąż istniał problem z terminologią i odpowiedzią na pytanie, kim są Ci Trzej.

 

Redakcja LISTU rozmawia z o. Wiesławem Szymoną OP, teologiem, wykładowcą w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym oo. Dominikanów

 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS