logo
Wtorek, 30 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Balladyny, Lilli, Mariana, Piusa, Donata – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Krzysztof Osuch SJ
Śmierć - radość i lęk
Mateusz.pl
 
fot. Ivy Yung | Unsplash (cc)


 

Wśród tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon /Bogu/ w czasie święta, byli też niektórzy Grecy. Oni więc przystąpili do Filipa, pochodzącego z Betsaidy Galilejskiej, i prosili go mówiąc: Panie, chcemy ujrzeć Jezusa. Filip poszedł i powiedział Andrzejowi. Z kolei Andrzej i Filip poszli i powiedzieli Jezusowi. A Jezus dał im taką odpowiedź: Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie na Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec. Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę. Ojcze, wsław Twoje imię. Wtem rozległ się głos z nieba: Już wsławiłem i jeszcze wsławię. Tłum stojący /to/ usłyszał i mówił: Zagrzmiało! Inni mówili: Anioł przemówił do Niego. Na to rzekł Jezus: Głos ten rozległ się nie ze względu na Mnie, ale ze względu na was. Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony. A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie. To powiedział zaznaczając, jaką śmiercią miał umrzeć (J 12,20-33).

 

„Człowiek, który chce zrozumieć siebie do końca [...] musi ze swoim życiem i śmiercią przybliżyć się do Chrystusa” – pisał Jan Paweł II w encyklice Odkupiciel człowieka. To właśnie próbowali uczynić Grecy z dzisiejszej perykopy. My też, z naszym życiem i z naszą śmiercią, przychodzimy do Jezusa, który sam też mierzył się z bliską śmiercią. Była ona dla Jezusa też trudna, ale On widział ją w perspektywie bliskiego uwielbienia. I to czyni wielką różnicę.

 

Dziwne sprzężenie – śmierci i uwielbienia


Oto starszyzna żydowska podjęła już decyzję, by pojmać Jezusa (por. J 11, 57) i skazać Go na śmierć. Podobny los (z polecenia tej samej władzy) miał spotkać Łazarza (por. J 12, 10), niedawno wskrzeszonego z martwych. Jezus ma w pamięci bardzo drogą Jego sercu ucztę u zaprzyjaźnionej rodziny Łazarza, Marii i Marty... Wnet miało zacząć się żydowskie święto Paschy. Rzesze ludzi wypełniały Jerozolimę. Wśród pielgrzymów byli Żydzi z różnych stron ówczesnego świata. Przybyło także trochę pogan sympatyzujących z judaizmem. Wielu z nich rozmawiało o niezwykłym Rabbim Jezusie...

 

Jezus ma już za sobą uroczysty wjazd do Jerozolimy (por. J 12, 12-19). Jeszcze otaczają Go tłumy słuchaczy. Jedni z Nim sympatyzują, inni śledzą Go z coraz większą wrogością, pewni tego, że jego dni są już policzone... W tej to scenerii i „gęstniejącej” atmosferze wrogości rozgrywa się to, o czym mówi dzisiejsza perykopa. Jezus dowiaduje się od Filipa i Andrzeja, że jacyś Grecy chcą Go zobaczyć. W odpowiedzi na ich pragnienie ujrzenia Go (poznania Go) Jezus wypowiada kilka ważkich zdań, w których daje poznać Siebie, a także odsłania sens ludzkiego wędrowania przez Ziemię: „A Jezus dał im taką odpowiedź: Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy”.

 

– Chciałoby się zawołać: Kto z nas ludzi potrafiłby tak mówić w obliczu bliskiej śmierci, i to śmierci okrutnej, męczeńskiej? Jezus tymczasem z jasnością umysłu zaprasza, by razem z Nim widzieć przede wszystkim bliskie już uwielbienie! O uwielbieniu i chwale powie Jezus jeszcze wyraźniej w Wieczerniku: „Syn Człowieczy został teraz otoczony chwałą, a w Nim Bóg został chwałą otoczony. Jeżeli Bóg został w Nim otoczony chwałą, to i Bóg Go otoczy chwałą w sobie samym, i to zaraz Go chwałą otoczy” (J 13, 31-32).

 

Powrócić do Ojca, wejść ponownie w Boski sposób istnienia (po czasie kenozy wpisanej w tajemnicę Wcielenia) – to najradośniejszy moment w życiu Jezusa. Radość nie była jednak jedynym uczuciem, które towarzyszyło Jezusowi. W Jego Sercu obecny był także lęk, wielka trwoga, która w Ogrójcu spowoduje krwawy pot: „Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę”.

 

Śmierć – nasz lęk i nadzieja


Wszyscy jesteśmy wezwani, by wziąć sobie do serca Jezusowy los i odkryć, że Jego droga jest naszą drogą. Jesteśmy powołani, by uczynić ją własną pod każdym względem, we wszystkim. Znaczy to, że i nas Bóg Ojciec zaprasza do otwarcia się na uwielbienie, na wieczne życie i chwałę. Jednak na drodze do tego wspaniałego celu napotkamy swoistą przeszkodę: coś, co kosztuje i coś, co trwoży. Kosztuje: całożyciowa służba, trwoży: śmierć.

 

Jezus oswaja Greków, i wszystkich idących za Nim, z wielkim prawem obumierania (i całkowitego obumarcia) po to, aby zacząć żyć pełnym Życiem w Bogu: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity”.

 

– Pan Jezus w tym obrazie obumierającego ziarna przybliża naszemu rozumieniu i sercu najgłębszy sens naszego życia. Mówi wprost, że doczesne życie jest powolnym obumieraniem. Nie może być inaczej. Jak ziarno może zaowocować jedynie po wsianiu go w rolę i po obumarciu w niej, tak i człowiek wchodzi (owocuje) w szczęście życia wiecznego, gdy ufnie godzi się codziennie obumierać, tracić swe siły (siebie w obecnym kształcie) i, w końcu, umrzeć. Tak, można ciężko wzdychać i zanosić gorące prośby i błagania do Tego, który może wybawić od śmierci (por. Hbr 5, 7), ale i tak strumień czasu unosi nas, codziennie i w każdej chwili, do krytycznego momentu, jakim jest śmierć!

 

Wszyscy o tym wiemy, choć (na ogół przez kilka dekad życia) rzadko o tym myślimy. Unikamy myśli o śmierci, pewno głównie dlatego, że widzimy w niej nie przede wszystkim „godzinę uwielbienia”, ale raczej samo ogołocenie, kres życia, destrukcję osoby i początek rozkładu naszego ciała. Jezus, sam stający na progu śmierci i (właśnie) uwielbienia, odsłania nam to, co jest dla nas ukryte. Mówi jasno, że za porażającymi procesami obumierania: dezorganizacji i rozkładu – skrywa się wzbierające życie, całkiem nowe życie, wieczne (por. J 17, 2) – przemienione – wyniesione do nowej jakości przez Wszechmoc i Dobroć Boga Ojca.

 

To oczywiste, że my sami na razie nie potrafimy wglądnąć w zapowiadane przez Jezusa uwielbienie biednej ludzkiej natury. Jezus wie jednak na pewno, że i ziarno pszenicy, i człowiek – odbywają podobną drogę ku „obfitowaniu życia”, a jest to droga właśnie obumierania i śmierci; śmierci, która jednak nie niszczy, lecz uwydatnia (jak powiedziałby Norwid: ja cię nie stargam, ja cię uwydatnię)!

 

Jezus Chrystus pragnie, abyśmy – my tak ograniczeni w przenikaniu choćby tylko struktury samej materii, a cóż dopiero mówić o głębiach duszy i Boga samego – uchwycili się Jego słów i wiedzy. A Jezusowa wiedza jest bezbłędna. Jezus nie oszukuje nas, gdy uświadamia nam, że trzeba tu na Ziemi stopniowo obumierać i umrzeć. Jedynie po dopełnieniu się tego procesu obumierania i śmierci Bóg Ojciec może dać nam bogatszy rodzaj życia oraz uwielbić – tak jak uwielbił swego Syna, i naszego Brata – Jezusa.

 

Żyć rewelacją!


Obumieranie i śmierć, wzięte same w sobie, zawsze rodzą w nas smutek, żal, opór, bunt, a nawet rozpacz. Jednak całe to bolesne przeżywanie zmienia się, łagodnieje, gdy dowiadujemy się od Chrystusa, że Bóg na nas czeka w Domu, w którym jest mieszkań wiele (por. J 14, 2). Że Ojciec nas miłuje (J 16, 27) i że chce nam dać życie w obfitości!

 

Myślenie chrześcijan o umieraniu i śmierci ma (powinno mieć) swoją specyfikę. Dokładniej mówiąc, winniśmy być świadomi posiadania największej rewelacji i najlepszej nowiny, która ma swe źródło w Śmierci i Zmartwychwstaniu Jezusa. To wielki dar, że możemy myśleć o śmierci w perspektywie Tego, który nas oczekuje i czyni przygotowania do spotkania z nami (por. J 14, 3)!

 

Piękne jest to życzenie: „Daj, Panie, każdemu jego własną śmierć, z tamtego życia płynące umieranie, w którym jest jego miłość, głód i sens” (Maria Reiner Rilke). Poeta zachęca nas, byśmy coraz bardziej miłowali „tamto życie”, zaś to obecne – poniekąd coraz mniej. Poeta, zapewne sam olśniony jasnym światłem Chrystusa Zmartwychwstałego, poucza, iż trzeba, byśmy głód i najgłębsze pragnienie kierowali ku „tamtemu życiu”. Trzeba, byśmy sens swego życia i śmierci wyprowadzali z nieskończonej Miłości Boga do nas!

 

Słowa szorstkie, ale prawdziwe


Żeby myśl „tamtym życiu” nie „straszyła”, a umieranie nie kojarzyło się z rozpaczą, to trzeba wsłuchać także w te słowa Jezusa, które mówią o złej miłości do (obecnego) życia, a także o tym, że warto służbę Chrystusowi przełożyć ponad służbę samemu sobie: „Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne”.

 

Te „szorstkie” słowa Jezusa należy brać na „zęby mądrości” i dobrze rozważyć, a nie co prędzej łagodzić je i „tłumaczyć” Jezusa, że wyrażał się tak dosadnie (by nie powiedzieć: niezręcznie), ponieważ miał do dyspozycji język ubogi w czasowniki (i stąd owo „nienawidzi”)... Spróbujmy zawierzyć mocnym słowom Jezusa, zważywszy na to, że bardzo skłonni jesteśmy do tego, by bez umiaru i opamiętania kochać to obecne życie, jednocześnie wybierając dla niego najbrzydszy kształt: kształt grzechu. Kształt bezczelnego lekceważenia Bożego Dekalogu i wydawania siebie na łup trzech pożądliwości (por. 1 J 2, 16) oraz wszelkiego użycia i przyjemności, wyniesionych ponad wszystko – nawet ponad samego Boga (por. 2 Tm 3, 4)!

 

Wobec tak prymitywnego pojmowania wielkiej tajemnicy naszego życia – nie są za mocne słowa Jezusa, który nakazuje (usilnie doradza) znienawidzić swoje ślepe i nierozumne zapatrzenie w samą doczesność... Jeśli dla kogoś „życie wieczne” jest słowem pustym (lub prawie pustym), to wtedy – dla przebudzenia go z duchowego letargu – potrzebne są mocne słowa, które każą się zastanowić, czy aby nie tracimy (głupio) szczęśliwego życia wiecznego za przysłowiową miskę soczewicy, samej tylko przemijającej doczesności.

 

Na sam koniec drugie zdanie Jezusa: „A kto by chciał Mi służyć, niech idzie na Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec”. – Nie ma najmniejszego powodu, by wahać się służyć Jezusowi! Zamiast jakichkolwiek tłumaczeń i perswazji proponuję, byśmy zechcieli powtórzyć sobie kilka razy to, co Jezus powiedział; i byśmy unaocznili sobie ogrom i wspaniałość Jezusowej obietnicy: „A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec”.

 

Krzysztof Osuch SJ
mateusz.pl | 29 marca 2009 

 
Zobacz także
ks. Michał Olszewski scj
Bardzo często słyszę skargi na Pana Boga, że oto już tak długi czas ktoś się modli i nic z tego nie wynika. I wtedy zadaję sobie pytanie: czy aby na pewno to sam Pan Bóg jest temu winien? Odpowiedź jednak brzmi tak samo jak ta, której Jezus udzielił apostołom przed dwoma tysiącami lat, kiedy byli oni przerażeni i zasmuceni z powodu nieskuteczności ich modlitwy, choć przecież zostali posłani, by uzdrawiać, uwalniać i głosić słowo Boże.
 
Grzegorz Siedlarz SCJ
To jasne, mamy problem z przebaczeniem. Trudno jest czasem uwierzyć w Boże miłosierdzie, przebaczyć samym sobie, ale też i drugiemu człowiekowi. Źródło tego problemu niestety tkwi w nas samych – w naszych myślach, sercu, uczuciach. Niełatwo pokonać siebie pod tym względem. Na szczęście nie jest to też niemożliwe. 
 
ks. Jerzy Olszówka SDS
Życie ludzkie jest święte, ponieważ od samego początku domaga się [stwórczego działania Boga] i pozostaje na zawsze w specjalnym odniesieniu do Stwórcy, jedynego swego celu. Sam Bóg jest Panem życia, od jego początku do jego końca...
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS