logo
Piątek, 10 maja 2024 r.
imieniny:
Antoniny, Izydory, Jana, Solange – wyślij kartkę
Szukaj w
 
Posłuchaj Radyjka
kanał czerwony
kanał zielony
 
 

Facebook
 
Drukuj
A
A
A
 
Olgierd Jędrzejczyk, Magdalena Kowarzyk
Wiara ratuje mnie każdego dnia
Czas Serca
 


 
z Olgierdem Jędrzejczykiem, znanym miłośnikiem Krakowa, autorem m.in. „Niech Kraków zawsze Kraków znaczy” i wiceprzewodniczącym Małopolskiego Oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich rozmawia Magdalena Kowarzyk
 
 Jak rodziła się Pana wiara?
 
Wiary uczyli mnie rodzice i wychowawcy. Miałem ogromne szczęście, trafiałem na wspaniałych ludzi, którzy uczyli mnie myśleć i dyskutować. Pamiętam poglądowe nauczanie ks. Śmiałowskiego, który szczegółowo rozpatrywał z nami dzieje Starego Testamentu, umiejętnie tłumaczył ich zawiłość i umiał nas po prostu zafascynować. Do dziś mam przed oczami koszyk z nadrzecznej trzciny, który uplotłem dla Mojżesza! A Pierwsza Komunia Święta w 1939 roku! Co to było za przeżycie! Dwie noce nie spałem, aż rodzice z obawy wezwali lekarza… Tak się przygotowywałem, tak przeżywałem oczekiwanie na spotkanie z Bogiem – i wierzyłem, że ten Bóg jest żywy, że to ten sam Chrystus, który dwa tysiące lat temu przyszedł na ziemię.
 
Poza tym ogromną rolę w moim życiu odegrał katolicyzm praktyczny mojego ojca, oficera, od którego pobierałem pierwsze lekcje ekumenizmu. W tych czasach taka postawa jeszcze nie była popularna. Ojciec zawsze dbał o to, by na przysięgę rekrutów gromadzić przedstawicieli wielu wyznań. Zresztą w Słonimie, moim rodzinnym miasteczku, przed wojną znajdował się największy w Polsce meczet. Odwiedzałem go z tatą, by bez butów wejść do środka i uszanować wiarę innych ludzi!
 
Żył Pan rzeczywiście w specyficznych warunkach…
 
W okresie mojej młodości, spędzonej na Ziemi Nowogródzkiej, czytało się „Pana Tadeusza”, „Konrada Wallenroda” – i to ciśnienie Mickiewicza rodziło w nas miłość do kraju i wiary. Z tych czasów pamiętam również pielgrzymki do sanktuarium Matki Bożej Żyrowickiej, położonego niedaleko rodzinnego Słonima. Do dziś moją Matką Bożą jest Pani Żyrowicka, o której wieszcz wspomina w przypisie do pierwszych strof „Pana Tadeusza”.
 
Potem było koło ministranckie w parafii św. Jakuba w Warszawie, gdzie schroniliśmy się przed bolszewikami. Tam uczyłem się poezji religijnej, śpiewu gregoriańskiego. To mnie zewnętrznie motywowało do wiary, zanim jeszcze rozpocząłem własne świadome poszukiwania. A potem było podziemne gimnazjum Batorego, gdzie na lekcjach w poszukiwaniu sensu przekraczało się granicę czysto materialną. A potem znów gimnazjum św. Jacka w Krakowie i katecheta ks. Bednarski. To on zapędzał nas w dyskusje o tomizmie i uczył myślenia! Zajęcia z apologetyki, dyskusje o życiu i ludzkich dylematach, kazania ks. Wernera w kościele św. Barbary… Nas uczono wiary filozoficznie, tak byśmy dokonywali świadomego wyboru i nie uchylali się od poszukiwania głębi.
 
Nie mogę odejść od tych nauk. Nie mogę też odejść od słów mojej mamy, która powtarzała, że nasza wiara z punktu widzenia pojęć estetycznych jest piękna. Ja tę chęć poznawania wiary, także poprzez estetykę, zawsze miałem. Stąd m.in. moje umiłowanie muzyki i przekonanie o podwójnej sile modlitwy śpiewanej – a zarazem umocnienie mojej wiary…
 
A jeśli pojawiają się pytania i wątpliwości?
 
Proszę odwiedzić mnie w domu i zobaczyć książki, które zawsze leżą na moim biurku. Jest ich wiele, ale wśród nich Pismo Święte zajmuje miejsce szczególne. Skupiam się na Ewangeliach, ale największy problem mam z Apokalipsą. I wciąż sam siebie pytam: wierzysz w TO? – i odpowiadam: tak, ja w TO wierzę…
 

 
1 2  następna
Zobacz także
Piotr Baron, o. Andrzej Bujnowski OP
Ostatnio, w ramach trasy po Polsce, Leo Smith grał ze mną w kościele w Zielonej Górze i zapytałem go, czy ma coś przeciwko temu, żeby tam grać. Powiedział, że on bardzo często gra w kościołach. Było to dla mnie wielkie wydarzenie. Gdy go przedstawiałem, powiedziałem, że to nasz gość z Ameryki, pan Leo Smith, człowiek głęboko wierzący, muzułmanin i bardzo się to wszystkim podobało. Wytworzył się tam taki hiperekumenizm...
 
o. Andrzej Zębik OFMCap
Błogosławiony Anioł z Acri urodził się 19 października 1669 roku w Acri (Cosenza) jako syn Franciszka Falcone i Diany Errico. Na chrzcie świętym nadano mu imiona Łukasz Antoni. Po śmierci ojca jego wychowaniem i wykształceniem zajął się brat jego matki, ks. Domenico Errico. Sądził, że po ukończeniu szkół Łukasz będzie podporą dla matki.
 
Jacek Salij OP
Przyszli do mnie rodzice ogromnie zaniepokojeni tym, że ich dziecko, które nie chce chodzić do kościoła, wciąż powtarza pytanie, wobec którego oni są bezradni: Dlaczego mam wierzyć? Sami są głęboko wierzącymi katolikami. Modlitwa, myślenie wiarą oraz kierowanie się w życiu słowem Bożym realnie kształtują ich życie, a Pan Jezus jest dla nich kimś naprawdę bliskim i bardzo kochanym – ale co powiedzieć dziecku, kiedy mówi, że ono tego zupełnie nie czuje ani nie rozumie? 
 

___________________

 reklama
Działanie dobrych i złych duchów
Działanie dobrych i złych duchów
Krzysztof Wons SDS